Kamil Klimczak – Przyganiał kocioł garnkowi, czyli rzecz o zapasach między RN a Andruszkiewiczem

Czas świąteczny nie oznacza stuprocentowego odpoczynku od polityki. Obserwować trzeba, bo wydarzenia mają swoją dynamikę. I tak się złożyło, że w Wielką Sobotę zaobserwowałem kolejną rundę twitterowych zapasów wokół posła Adama Andruszkiewicza.

Obecne meandry losów polskiego obozu narodowego są tak zawiłe, że trudno jest sięo nich wyrażać spokojnie i bez zbędnych emocji. Dla mnie to o tyle trudne, że z Ruchu Narodowego odszedłem po dwóch latach podjazdowej wojenki (skąd my znamy te wojny o miejsce na kanapie?) a jeden z podwładnych pana Andruszkiewicza swego czasu podziękował mi za współpracę w ramach Młodzieży Wszechpolskiej w sposób urągający wszelkiej przyzwoitości. Ale cóż, może właśnie dlatego mogę spojrzeć na to z dystansu.

A więc, przypomnijmy. Była sobie partia o nazwie Ruch Narodowy. Była, ponieważ została wykreślona z rejestru we wrześniu ubiegłego roku (choć wiewiórki donoszą, że już „zmartwychwstała” w sensie formalnym). Ta partia po kilku nieudanych startach wyborczych zdecydowała się na start w ramach komitetu Pawła Kukiza. Skończyło się: demolką struktur, rozłamami, wyborczym „odstrzeleniem” lub „samoodstrzeleniem” kilku liderów formacji etc. Ale wprowadzono pięciu posłów, którzy funkcjonowali przez nieco ponad pół roku i w RN i w Kukiz’15. Po ujawnieniu „taśm Kukiza” Rada Polityczna RN nakazała wyjście z K’15. Podporządkował się tylko Robert Winnicki, a pozostała czwórka utworzyła stowarzyszenie Endecja pod wodzą Adama Andruszkiewicza. Ze stowarzyszeniem rychło pożegnali się posłowie Bartosz Józwiak i Tomasz Rzymkowski. A pół roku temu z klubu Kukiza do koła Kornela Morawieckiego „odpłynęli” Andruszkiewicz i Sylwester Chruszcz. Historie niczym z brazylijskiej telenoweli, ale to nie koniec…

Adam Andruszkiewicz po swoim zwrocie na pozycje najwierniejszego szturmowca obozu władzy rozpoczął tworzenie swoich „Drużyn A”, a teraz zapowiada tworzenie nowego stowarzyszenia, mimo że nadal jest prezesem Endecji. I przed współpracą z Andruszkiewiczem (który po drodze zaliczył oskarżenia o nadużywanie funduszy z tzw. „kilometrówek”). Przedstawiam cały ciąg zdarzeń, żeby uświadomić wszystkim jedno.

Otóż polityczna destrukcja Ruchu Narodowego została rozpoczęta przez decyzję startu z komitetu Kukiz’15. Była całkiem spora grupa wewnątrz tej formacji, która przestrzegała przed destrukcją organizacji w wyniku takiej decyzji. Mimo wszystko kierownictwo (czyt. Robert Winnicki i Krzysztof Bosak) taką decyzję podjęło. Trudno. Ale potem doszło do rozłamu, którego podłożem wcale nie były „taśmy”, tylko jedno: żądanie czwórki posłów ustąpienia z funkcji prezesa Winnickiego. Osoby odpowiedzialnej za wejście posłów RN do Sejmu, ale też odpowiedzialnego za destrukcję budowanych miesiącami struktur partii i nie radzącego sobie w rozgrywkach wewnątrz klubu Kukiza. Gdy dziś słyszę slogany o „budowie struktur” RN to zastanawiam się: co panowie robili od 2012 roku? Dokonywanie co pół roku politycznych zwrotów o 180 stopni musi się skończyć jednym: totalną utratą zaufania przez wyborców nie do partii RN, ale do szeroko pojętego obozu narodowego. I to się właśnie stało…

Doskonale pamiętam, jak aż do wyborów prezydenckich w 2015 roku najważniejsza była „suwerenność polityczna” partii Ruch Narodowy. Potem przyszła oferta od Kukiza i okazało się, że jednak: Wiecie, towarzysze, ale miejsca w Sejmie nam pomogą… Ciekaw jestem czy po eurowyborach 2019 roku dokona się ponowny zwrot? Chyba nie, bo już nikt chyba Winnickiego i spółki na listy weźmie, ale warto pamiętać i obserwować.

Żeby nie było niejasności: zaprzedanie się neosanacji w postaci obozu władzy poprzez przystąpienie do koła Kornela Morawieckiego uważam za zaprzeczenie wszystkim regułom narodowego prowadzenia polityki. Dla mnie i większości obserwatorów jest jasne, że narodowcy-kornelowcy w 2019 roku znajdą się poza parlamentem, tyle że do tego czasu bazując na uczuciach „patriotycznych” i „antyplatformianych” zdąży zakodować większości świadomych politycznie Polaków, że narodowiec=żołnierz PiSu. Ale jako ostatni mają prawo do „ostrzegania” ludzie odpowiedzialni za destrukcję wieloletniej pracy – w imię doraźnych zysków politycznych.

Polski obóz narodowy przeżywa obecnie – w sensie politycznym – głęboką stagnację, czego głównym powodem jest niemożliwe rozczłonkowanie organizacyjne. Gdyby choć jedno z kluczowych po „narodowej stronie” wydarzeń lat 2015-2017 zostało pokierowane inaczej, z pewnością bylibyśmy w dużo lepszej sytuacji. A tak, pozostaje mi tylko powtórzyć słowa Olivera Cromwella:

„Siedzicie tu zbyt długo jak na to, co dobrego uczyniliście. Oddalcie się, powiadam. W imię Boga, odejdźcie!”