Jan Szałowski – Łódź – miasto utkane z iluzji i mitów

Jan_SzalowskiNie trzeba nikogo przekonywać, że żyjemy w świecie, w którym manipulacja występuje nad wyraz często. Nie zawsze zdajemy sobie jednakże sprawę z tego, iż żyjemy także w mocno zmanipulowanej przestrzeni. Dotyczy to zwłaszcza wielkich miast epoki postsocjalizmu.

Trzeba więc przypomnieć, iż istotą każdego miasta od czasów rzymskich były gmachy i place publiczne. Początki Łodzi były niestety nader skromne i przez cztery stulecia miała ona charakter miasteczka rolniczego. Niecałe 200 lat temu na południe od rolniczego miasteczka, wzdłuż nowo wytyczonego traktu biegnącego do Piotrkowa zwanego Trybunalskim, powstały osady przemysłowe: Nowe Miasto i osada Łódka i nieco z boku Nowa Dzielnica, która posiadała własną arterię komunikacyjną, czyli po prostu ulicę Główną. Istniały cztery odrębne rynki a z czasem liczba ich wzrosła. Jeszcze w połowie XIX wieku nikt w Kongresówce nie traktował Łodzi poważnie. Kolej warszawsko-wiedeńska ominęła ją w odległości zaledwie kilkudziesięciu kilometrów, bo w tamtym czasie musiała przechodzić przez ważniejszy od niej prestiżowo Piotrków. Surowce i towary wozić więc musiano wozami szosą rokicińską ze stacji i do stacji Koluszki. Łodzianie sami postarali się o wybudowanie torów łączących ich miasto ze światem, tworząc spółkę akcyjną, która od samego początku zrealizowania inwestycji w 1866 roku przynosiła niebywałe dochody. Na początku XX wieku Łódź zyskała drugie połączenie kolejowe (1903 – Dworzec Kaliski) a dzięki pieniądzom łódzkich fabrykantów miasto zyskało już w 1898 roku, wcześniej, niż Kraków i Warszawa, tramwaj elektryczny. W tym też czasie powstały plany budowy sieci wodociągów i kanalizacji.

szałowski11

Pierwotne założenia Łodzi przemysłowej nie przewidywały w przyszłości ogromnego rozrostu przemysłu i samego miasta. Nie wytyczono więc ulic dostatecznie szerokich, zaś zaraz za granicami miasta powstawały rozległe wielotysięczne osady o bardzo nieregularnej urbanistycznie zabudowie. Pierwsza wojna światowa przyniosła zupełny upadek przemysłu i samego miasta, zaś z drugiej strony decyzją okupacyjnych władz niemieckich przyłączono do Łodzi tereny formalnie wiejskie, na których mieszkało w gęstej zabudowie 100 tys. mieszkańców. To wtedy Bałuty, Chojny i Dąbrowa znalazły się w granicach miasta.

W okresie dwudziestolecia międzywojennego Łódź wzbogaciła się o liczne nowe budynki w stylu modernistycznym. Powstały nawet całe nowe osiedla, które według zupełnie nowych wizji architektonicznych stwarzały wygodne i higieniczne warunki życia, czego przykładem jest osiedle Montwiłła Mireckiego, czy też liczne budynki przy Lokatorskiej, Bednarskiej i Dygasińskiego. Odrodzona Polska dbała o szkolnictwo. Poza tradycyjnym centrum miasta powstawały kompleksy szkolne, często według pewnej ogólnej wizji nowoczesnej szkoły, co widać na przykładach szkół przy ulicy Podmiejskiej czy też przy ulicy Przyszkolne. Na północy i południu miasta powstały dwa duże kompleksy lecznicze należące do Kasy Chorych. Ten drugi, położony przy Leczniczej, Kasowej i Podmiejskiej istnieje i funkcjonuje do dzisiaj.

Szałowski12

Niemieccy okupanci w czasie drugiej wojny światowej – po włączeniu miasta do Rzeszy –nie zmieniali jedynie nazw ulic, ale traktując Łódź jako miasto niemieckie, rozpoczęli na dużą skalę wysiedlanie Polaków z miasta, zwłaszcza z nowoczesnych osiedli i z prestiżowych kamienic w centrum. Jeszcze gorszy los zgotowali łódzkim Żydom. W sensie architektonicznym i urbanistycznym niewiele wnieśli, jeżeli pominąć przykładowo nowe budynki kilkurodzinne na Stokach, czy też wyburzenie północnej pierzei ulicy Północnej, czego efektem jest Park Staromiejski.

Po drugiej wojnie światowej w sensie własnościowym i urbanistycznym nastąpiły znacznie głębsze zmiany: nacjonalizacja przemysłu, próba uczynienia z Łodzi wielkiego centrum włókienniczego i budowa wielkich blokowisk oraz włączanie do Łodzi nowych terenów zmieniły radykalnie sytuację miasta. Rozwojowi miasta nie towarzyszyła głębsza myśl urbanistyczna. Z miasta położonego zasadniczo na osi północ-południe, zaczęło wyłaniać się ‘konkurencyjne’ miasto położone na osi wschód-zachód. Łatwe, z prawnego punktu widzenia, anektowanie terenów rolniczych doprowadziło do rozlania się miasta we wszystkich kierunkach.

Budowano kolejne osiedla – dokonując licznych wyburzeń – a w tym czasie zaniedbywano zabudowę centrum miasta. Efektem takiej polityki są więc osiedla blokowisk poza centrum podłączone do centralnego ogrzewania i kamienice z piecami węglowymi w starej zabudowie w centrum miasta. Rozwlekanie miasta, zapoczątkowane w latach 60.ych XX w., generuje dzisiaj ogromne koszty z utrzymaniem infrastruktury. Współczesna Łódź, ta po transformacji, zapoczątkowanej trzydzieści lat temu jest kłębowiskiem problemów trudnych do rozwiązania.

W wielu wypadkach, zamiast rozwiązywania problemów, dokonuje się ‘ucieczki do przodu’, proponując coraz to nowe i kosztowne inwestycje, które systematycznie zwiększają zadłużenie miasta. Lansuje się także rozliczne pomysły, które rzekomo mogą rozwiązać problemy miasta. Ludzie więc żyją w świecie mitów i iluzji podawanych przez iluzjonistów. Tak więc z jednej strony Łódź wszystko zawdzięcza fabrykantom, co skutkowało dziwacznym pomysłem na nazwy ulic i uliczek w tzw. NCŁ. Towarzyszyło temu bezrozumne wychwalanie fabrykantów w każdym możliwym aspekcie. Z drugiej strony głoszono, że Łódź to czerwone robotnicze miasto, więc niczego nie da się zmienić. Wedle tej wersji Łódź była, jest i będzie czerwona i lewicowa. Dodatkiem do takiej wersji pojmowania Łodzi jest stereotyp, iż Łódź to miasto kobiet a nawet, iż Łódź jest kobietą. Widać w tym zupełne pomylenie przemysłu włókienniczego, gdzie kobiety rzeczywiście dominowały na niższych stanowiskach, z całością gospodarki miasta istniejącą od połowy XIX wieku.

Niebezpieczną iluzją jest beztroskie lansowanie poglądu ‘Łodzi akademickiej’. Zgodnie z tą iluzją: gdyby w Łodzi zatrzymać tych, którzy tutaj przyjechali na studia, to Łódź by odżyła. Tymczasem Łódź dopiero mozolnie wytwarza elity i nie zbudowała dotychczas prawdziwie nowoczesnych gałęzi przemysłu, co najwyżej jaskółki takiego przemysłu. Iluzjoniści mówią o tym, iż Łódź musi się rozrastać a obcy kapitał i imigranci są szansą na rozwój miasta. Jest w tym wszystkim głęboka niewiara w możliwości łodzian żyjących tutaj od pokoleń. Rozwój miasta w tych różnych kombinacjach postrzegany jest jako stały rozwój ilościowy, gdy tymczasem cała Polska potrzebuje tego, co nazywa się deglomeracją. Polskę, Niemcy, czy też Włochy charakteryzuje policentryzm, który polega na tym, że nie ma jednego centrum, jednej aglomeracji, która zasysa żywotne soki z całego kraju. We współczesnych rozważaniach nad miastami ważniejsza jest jakość życia w mieście a nie jego stały rozwój ilościowy. Życie w takich miastach, jak Bonn, Białystok, czy też Lublin – miastach w granicach 300 tysięcy mieszkańców stwarza lepszy komfort życia. Warto pamiętać, iż kilka lat temu, to właśnie Białystok i Lublin starały się o zostanie Europejskim Miastem Kultury. Łódź także próbowała, ale wygrał Wrocław. Ciągle słyszymy: byliśmy blisko zwycięstwa. I ciągle widzimy, iż Łódź jest lansowana jako miasto sukcesu, miasto secesyjnych budynków, których jest niewiele, miasto murali, z których tylko część jest piękna, miasto festiwalu światła, który jest ciekawym wydarzeniem, ale nie jest prawdziwym obcowaniem z kulturą, lecz co najwyżej jego ludyczną namiastką. Niejednokrotnie otacza nas mocno skrzecząca rzeczywistość, straszliwie odmienna od tego, co nam próbuje się wmówić. Będąc koło kościoła Świętej Faustyny nieraz widać, że łódzka Bieda przysiada na ławeczkach koło pomnika patronki naszego miasta. Z dala od magistratu świat wygląda odmiennie, inaczej, niż w kolorowych dynamicznych spotach o Łodzi!

Czy są jakieś wyjścia z nieciekawej sytuacji Łodzi, miasta zadłużonego, które na barki swoich mieszkańców, na każdego z osobna, od kołyski aż po łoże śmierci nałożyło ciężar długu w wysokości przekraczającej 3800 złotych. I ciągle ten dług niespłacony zwiększa. Czy można zatrzymać ten chocholi taniec, oderwać się od iluzji, przesądów i stereotypów? Czy jest jeszcze ratunek dla Łodzi? Czy też trzeba pakować się i wyjeżdżać, o czym nadal rozważa co trzeci dorosły mieszkaniec Łodzi w sile wieku? Grecy ze swej natury byli pesymistami, by później cieszyć się, że jednak nie było źle w ich życiu. A jacy jesteśmy my – mieszkańcy Łodzi?

Musi być wyjście z tej nieciekawej, lecz ukrywanej, sytuacji Łodzi. Po pierwsze trzeba powszechnie uświadomić sobie, że żyjemy w świecie zręcznie podtrzymywanej iluzji, że żyjemy we wspaniałym mieście, które się stale zmienia i pięknieje. A może Łódź zasługuje na zmiany, na znacznie więcej, niż oferuje się mieszkańcom? Czy nie pora, aby się obudzić?

Pora wskazać kilka rozwiązań. W jednym z przedwojennych studiów dotyczących Łodzi obliczono, że w granicach miasta, wewnątrz kolei obwodowej, może mieszkać 1,2 mln osób. Przy dzisiejszych standardach, i powszechnym posiadaniu samochodów, to zbyt wielkie zagęszczenie, ale należy definitywnie zakończyć z bezustannym rozrastaniem się Łodzi na zewnątrz. Należy rozpocząć proces ‘zwijania’ Łodzi do wewnątrz, co zmniejszy koszty funkcjonowania całej infrastruktury miejskiej. Łódź bowiem dysponuje nadal znacznymi terenami pofabrycznymi, które przez lata stały puste. Co prawda, wiele z tych terenów wykupiono już wcześniej w celach spekulacyjnych, ale w gestii magistratu nadal takie tereny pozostają. Magistrat powinien pilnie reaktywować łódzki bank komunalny – rozwiązany kilka lat po wojnie z naruszeniem przepisów – w tym celu, aby nie zaciągać drogich pożyczek w bankach komercyjnych. Warto także rozważyć emisję pieniądza lokalnego, który doskonale służy rozwojowi wielu miast Europy Zachodniej i – co ważne – nie wyprowadza kapitału na zewnątrz. Należy radykalnie przemodelować wiele segmentów polityki społecznej, magistrat musi dostrzegać element ludzki, jako najistotniejszy w rozwoju miasta. Wypychanie ludzi za granicę z powodów finansowych i eksmitowanie ludzi z powodu zaległości czynszowych powinno być radykalnie ograniczone. Co więcej, miasto nic nie zyskuje na eksmisjach z lokali komunalnych, gdyż musi zapewniać eksmitowanym lokale socjalne. Powinna być przyjęta w tej sytuacji abolicja części zadłużenia w stosunku do lokatorów a magistrat, wzorem wielu spółdzielni mieszkaniowych, powinien zapewnić tym osobom pracę w spółkach miejskich – które przecież nagminnie zatrudniają do różnych prac cudzoziemców – aby mogli spłacić pozostałe zadłużenie. To tylko kilka istotnych uwag nad stanem naszego miasta. Dokąd zmierza Łódź – czas pokaże!