Kamil Klimczak – Zgierska egzekucja Stu Polaków


20 marca 1942 roku w Zgierzu Niemcy rozstrzelali 100 Polaków w odwecie za zastrzelenie przez żołnierza polskiego podziemia dwóch gestapowców. Była to największa publiczna egzekucja na terenach II RP włączonych bezpośrednio do III Rzeszy.

Wydarzenia, które zakończyły się tragedią mają swój początek lutego i marca 1942 r. kiedy na trasie z Łodzi do Warszawy schwytano kuriera organizacji Polska Siła Zbrojna, współpracującej z Armią Krajową. Meldunki znalezione przy nim pozwoliły Niemcom schwytać sztab organizacji – komendanta placówki Leonarda Skrzekotowskiego oraz jego zastępcy – sierżanta WP Józefa Mierzyńskiego (przed wojną żołnierza zgierskiego 10. batalionu pancernego). W czasie przesłuchań przyznał się on do ukrycia broni w swoim domu (z którego w 1939 r. został wysiedlony) znajdującym się w Zgierzu przy ul. Długiej 54. Dnia 6 marca Mierzyński wraz z dwoma gestapowcami – Friedrichem Lutze i Kutrem Erichem Torno udał się do Zgierza, aby ujawnić schowaną broń. Wykorzystując nieuwagę Niemców jednym z pistoletów ze skrytki na strychu zastrzelił obu Niemców i uciekł do Łodzi, a potem pod fałszywym nazwiskiem – do Generalnego Gubernatorstwa. Wściekli okupanci rozpoczęli akcję aresztowań na terenie rejencji łódzkiej, osadzając w więzieniach kilkuset Polaków, głównie oficerów i podoficerów Wojska Polskiego.
Kierownicy łódzkiego gestapo – Herbert Weygand i Erwin Kautter – zaproponowali, aby za każdego z zabitych Niemców zamordować w publicznej egzekucji po 50 Polaków. Wniosek ten zyskał aprobatę namiestnika Kraju Warty – Artura Greisera oraz władz Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy w Berlinie. Na miejsce egzekucji wybrano zgierski Plac Stodół – ówczesnie pełniacy funkcję wysypiska śmieci. Ofiary egzekucji wybrano z łódzkich więzień: przy ul. Sterlinga, z więzienia na Radogoszczu, a także kobiecego przy ul. Gdańskiej. Wśród wyselekcjonowanych więźniów znaleźli się m. in. Kazimierz Kowalski – w latach 1937-39 prezes Stronnictwa Narodowego, przywódca łódzkiego obozu narodowego, płk. dr Władysław Dzierżyński – brat Feliksa i wybitny neurolog, Wacław Górecki – komendant dzielnicy ZWZ Łódź-Północ, Jan Kacper Nowicki – redaktor podziemnego „Biuletynu Kujawskiego”, Leon Trella – były redaktor „Wielkiej Polski”, ks. Stanisław Zaborowicz z Kalisa oraz żona sierżanta Mierzyńskiego – Joanna oraz trzy inne kobiety. Nazwiska jednej z ofiar do dziś nie udało się ustalić. W większości byli to członkowie polskiej inteligencji oraz dowódcy i żołnierze polskiego podziemia.
Od godzin rannych 20 marca na plac spędzono 6 tysięcy Polaków, często wyciągniętych z domów czy z tramwajów. Spośród tłumu wybrano 100 mężczyzn jako zakładników, którzy w razie jakichkolwiek prób protestu mieli być również rozstrzelani. Tłumu pilnował kordon niemieckich policjantów i żołnierzy. Około dziesiątej na miejsce przybyły ciężarówki z więźniami i samochody osobowe z przedstawicielami hitlerowskich władz. Tuż przed egzekucją do zebranych przemówił prezes rejencji łódzkiej Friedrich Übelhör. Więźniów, skrępowanych, rozstrzeliwano piętnastkami. Jeszcze żyjące ofiary dobijał oficer SS. Po egzekucji ciała załadowano na ciężarówki i przewieziono do Lasu Lućmierskiego (niedaleko drogi ze Zgierza do Ozorkowa), gdzie pogrzebali je sprowadzeni z Radogoszcza więźniowie. Pod koniec maja 1942 r. w Będkowie gestapo schwytało Józefa Mierzyńskiego, którego najprawdopodobniej zakatowano podczas przesłuchania kilka dni po ujęciu. Tym samym można by uważać, że historia zgierskiej egzekucji się kończy. Nic bardziej mylnego.

W roku 1944, gdy było jasne, że Niemcy wojnę przegrają, las lućmierski stał się miejscem makabrycznych scen. Rozkopywano mogiły pochowanych tam ofiar nazistowskiego terroru i palono zwłoki zamordowanych Polaków. Ten sam los spotkał szczątki ofiar egzekucji z Placu Stodół. Ekshumacja przeprowadzona wiosną 1945 roku odnalazła wiele zwęglonych szczątków ludzkich i przedmiotów. Ekshumowane szczątki przeniesiono i 29 maja 1945 roku pochowano w nowej mogile w lesie koło Lućmierza.

Pamięć o egzekucji była zawsze żywa w Zgierzu, o czym świadczy fakt, że pierwszy – prowizoryczny – pomnik odsłonięto na miejscu zbrodni już w jej trzecią rocznicę. Jednak właściwe miejsce pochówku przez lata uległo zapomnieniu. W 1982 roku urządzono symboliczną mogiłę na pierwotnym miejscu pochówku ofiar. Przez następne lata narastały wątpliwości co do właściwego miejsca spoczynku pomordowanych.

Od 2012 roku archeolodzy z Uniwersytetu Łódzkiego pod kierunkiem dr. Olgierda Ławrynowicza prowadzili prace w Lesie Lućmierskim poszukując szczątków Stu Straconych. Udało się je odnaleźć w grobie uznawanym przez wiele lat za symboliczny niedaleko leśnej drogi z Lućmierza do Grotnik.

Dopiero w 75. rocznicę egzekucji pomordowani Polacy zostali z honorami pożegnani z udziałem Wojska Polskiego, ministra obrony narodowej, przedstawicieli władz kościelnych, państwowych i samorządowych oraz rodzin ofiar. Spoczęli ponownie w Lesie Lućmierskim, w miejscu gdzie złożono ich doczesne szczątki po ekshumacji w 1945 roku.

Miejmy nadzieję, że teraz nikt już nie zapomni, gdzie spoczywają ofiary niemieckiego bestialstwa z 1942 roku – najlepsi synowie Narodu Polskiego, tacy jak prezes Kazimierz Kowalski. Cześć ich Pamięci!