Archiwa tagu: 2/2016

Jan Waliszewski – Bo my jesteśmy z tamtego czasu …

W Polsce wezbrała fala kultu Żołnierzy Wyklętych. Ustanowiony przez Sejm RP w 2011 roku Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych i obchodzony w dniu 1 marca z każdym rokiem jest celebrowany coraz bardziej uroczyście, stając się jednym z najważniejszych dni, w których Polacy definiują swoją tożsamość historyczną. Żołnierze antykomunistycznego podziemia stali się niekwestionowanymi bohaterami młodego pokolenia. Co spowodowało, że obserwujemy tak niezwykłe zjawisko społeczne? Czytaj dalej Jan Waliszewski – Bo my jesteśmy z tamtego czasu …

Michał Owczarski – Aborcja nie jest postępowa

Jedną z tych rzeczy we współczesnym postępowym świecie, których nie potrafię zrozumieć, jest dążenie przez niektórych ludzi uznania za jedno z praw człowieka – prawo do aborcji. Zadziwia mnie ich upór i determinacja.

Spędzanie płodów nie jest niczym postępowym. Spędzanie płodów jest tak stare, jak ludzkość, proceder ten praktykowany był od zawsze. Aborcja była powszechna w starożytnej Grecji i Rzymie. Wielu filozofów tamtego okresu wypowiadało się z aprobatą wobec aborcji, ba nawet wobec eugeniki. Ciekawe, że ci starożytni, którzy byli przeciwni powszechnej aborcji, chociażby Arystoteles potrafili uzasadniać „wyjątki” – wyjątkowe sytuacje, w których aborcje wykonać jednak można. Zadziwiające natomiast jest, że filozofowie chrześcijańscy, którzy w swych poszukiwaniach zajmowali się najczęściej początkiem życia, tajemnicą zjednoczenia ciała i duszy w chwili poczęcia, to spędzanie płodów, aborcję potępiali. Naukę taką w kościele głosili Ojcowie Kościoła, Papieże, Doktorzy, święci, badacze nauk ścisłych i filozofii.

Atenagoras, jeden z greckich pisarzy kościelnych, przypomina, że chrześcijanie uważają za zabójczynie kobiety, które stosują środki poronne, ponieważ dzieci, chociaż jeszcze ukryte w łonie matki, „są już otoczone opieką Bożej Opatrzności”

Tertulian, pisarz łaciński, stwierdza: „Kto nie pozwala człowiekowi się narodzić, zabija go przed czasem: nie ma znaczenia, czy zabija się osobę już narodzoną, czy też powoduje się śmierć w chwili narodzin. Jest już człowiekiem ten, kto ma nim być”

Ale wracając do owych „wyjątków”. Zadziwiające, że historia i tu zatacza koło. Choćby Tertulian – pisał, że wolno dokonać aborcję, jeśli płód ułoży się poprzecznie i może przy porodzie zagrozić życiu matki, współcześnie już potrafimy sobie radzić w takich przypadkach. Owe „wyjątkowe sytuacje” zawsze znajdują poparcie, jeśli nie większości to wielu. Zadziwiające jest nawet, że współcześnie w Polsce wielu prolajferów broni tzw. Nietykalnego – Świętego Kompromisu – ustawy z 93 roku o planowaniu rodziny i nie było woli politycznej, czego byliśmy świadkami niedawno, aby tę ustawę zaostrzyć, jak mówią obrońcy kompromisu, albo też złagodzić, jeśli chodzi o los dzieci zagrożonych tą ustawą – dzieci z wadami wrodzonymi, dzieci poczęte w wyniku gwałtu kobiety (dzieci, które mogłyby zagrażać życiu matki, medycyna w praktyce nie odnotowuje). Ale z drugiej strony zadziwiające, że współcześnie, w dobie tak rozwiniętych technologii ultrasonograficznych, kiedy jesteśmy w stanie w wysokiej rozdzielczości oglądać rozwijające się dzieci w łonie matki, potrafimy jeszcze prowadzić spory o początku życia ludzkiego. Okazuje się że można – ideologia gender kwestionuje prymat nauk przyrodniczych i uzurpuje sobie pierwszeństwo w refleksji. A niektórzy działacze genderowi posuwają się do takich postaw, że oto, jak nawołuje jedna z aktywistek – skoro jesteśmy w stanie bronić swych idei na śmierć i życie, to powinniśmy być w stanie dla idei zabić. To są skrajności, ale tych skrajności jest coraz więcej: powszechna procedura invitro, eugenika po porodzie, eutanazja, agresja aktywistek ruchów genderowych, feministycznych i gejowskich.

Właśnie w moim osłupieniu i zadziwieniu tym co widzę i słyszę, co powinno przerażać i napawać lękiem – kościół po raz kolejny, tak samo jak od 2000 lat zapewnia o swojej trosce o najmniejszych, bezbronnych, również o dzieci mające się narodzić i zaprasza do włączenia się w tę troskę, zaprasza do wzięcia odpowiedzialności w tej dziedzinie.

Jak pisze EWANGELIA GAUDIUM o dzieciach mających się narodzić: są one najbardziej bezbronne i niewinne ze wszystkich, a dzisiaj chce się je pozbawić ludzkiej godności, aby robić z nimi to, co się chce, pozbawiając je życia i ustanawiając prawa, by nikt nie mógł temu przeszkodzić.

Wydaje się, że najważniejsza jest deklaracja każdego z nas, osobista deklaracja, że jestem za życiem, za ochroną życia, szacunkiem dla ludzkiego życia. TAK, wybieram kościół, wybieram postawę modlących się Amerykanów przed klinikami aborcyjnymi, modlących się Argentyńczyków broniących świątynię przed rozwścieczonymi feministkami, wybieram postawę sióstr zakonnych prowadzących domy samotnych matek, przytułki, czy jadłodajnie, wybieram postawę rodziców wychowujących dzieci, przyjmujących każde poczęte dziecko, czy to swoje, czy adoptowane, czy zdrowe, czy niepełnosprawne. TAK, wybieram postawę tych rodziców, którzy zrobili badania prenatalne i wiedzą, że ich dziecko mając wady genetyczne może nie doczekać porodu, nie wykonują aborcji, ale cieszą się każdą chwilą ze swoim dzieckiem. TAK, jestem przekonany, że każda ludzka istota jest zawsze święta i nienaruszalna w każdej chwili życia, jest święta w każdej fazie swego rozwoju.

Nie powinno się oczekiwać, że Kościół zmieni swoją postawę w tej kwestii. Tu nie może być miejsca na reformę, czy aktualizację, bo to „niepostępowe” Nie można rozwiązywać ludzkich problemów zabijaniem innych ludzi. Zabijanie ludzi jest niepostępowe. Koniec. Kropka.

Nie jest żadnym postępem rozwiązywanie problemów przez eliminację ludzkiego życia.

I tylko na koniec muszę sobie jeszcze odpowiedzieć na pytanie, czy ja czuje się odpowiedzialny? Czy pomagam kobietom znajdującym się w ciężkiej sytuacji, w której aborcja jawi się im jako szybkie rozwiązanie? Czy potrafię wczuć się w sytuację kobiety zgwałconej lub kobiety żyjącej w skrajnym ubóstwie?

Michał Owczarski

Kamil Klimczak – W ziemi lepiej słychać….

W czwartkowy wieczór 25 lutego w łódzkim kinie Charlie odbył się przedpremierowy pokaz filmu „Historia Roja” w reżyserii Jerzego Zalewskiego, który zorganizowało stowarzyszenie Studenci dla Rzeczypospolitej. Dzięki temu, że miałem przyjemność w nim uczestniczyć, mogę już w tym numerze „Chrobrego Szlaku” podzielić się z Szanownymi Czytelnikami krótką refleksją na temat tego dzieła. Czytaj dalej Kamil Klimczak – W ziemi lepiej słychać….

Jan Szałowski – Nie służy nam górskie powietrze

Po raz kolejny mamy rocznicę strajku łódzkich studentów. I to nie byle jaką tam rocznicę. Już trzydziestą piątą. W styczniu-lutym 1981 roku Łódź zajaśniała na matowej mapie Polski. Polski reformującej się, ale nadal komunistycznej. Także w wymiarze życia akademickiego i studenckiego. Te wydarzenia zasadniczo mnie ominęły, gdyż mój bieg studiów dobiegł końca kilka lat wcześniej. Za moich studiów polikwidowano odrębne organizacje studenckie, tworząc jedną jedyną o nazwie Socjalistyczny Związek Studentów Polskich. Zresztą to był drobiazg, gdyż nieco później wprowadzono nawet dwie poprawki do konstytucji odnośnie przewodniej roli Partii i sojuszu ze Związkiem Sowieckim. Gdy wschodnie imperium, po podłożeniu ognia w Etiopii, Angoli i Mozambiku, szykowało się do interwencji w Afganistanie, Gierek wykombinował deklarację o wychowaniu w pokoju. Tak to w bloku miłującym pokój rozpisywany był scenariusz działań na skalę międzynarodową, ale epoka Gierka skończyła się wkrótce i studenci postanowili dokonać zmian na uczelniach wyższych w Polsce. Po robotnikach, a przed rolnikami indywidualnymi, postanowili porąbać dyby założone na ich umysły. Szykowały się ciekawe zmiany.

Właśnie w Łodzi, która urągając innym bardziej prestiżowym ośrodkom akademickim, postanowiła z lekka posprzątać na uczelniach. I to było zaskoczenie, i jak wielu wspomina, wściekłość idąca od opozycyjnych grupek, że tutaj w Łodzi strajkujący studenci wysuwają zbyt daleko idące postulaty. Nie zamierzam rozpisywać się nad tymi wydarzeniami, które z całą pewnością będą przedmiotem sympozjum naukowego zaplanowanego w Łodzi na czwartek 11 lutego bieżącego roku. Poniżej podzielę się garścią refleksji i wspomnień, jako osoba będącą formalnie zupełnie poza przestrzenią strajku.

Strajk łódzki, który przejdzie do historii, jako najdłuższy strajk studencki w Europie, rozwijał się stopniowo, ale zwolna – i wbrew przeciwnościom – zmierzał ku szczęśliwemu finałowi. Ale była to długa droga. W środowisku studenckim w Polsce już od schyłku sierpnia 1980 roku pojawiły się postulaty utworzenia niezależnej od władz organizacji studenckiej. Pierwszym miastem był Gdańsk, co nie powinno dziwić, gdyż tam właśnie była centrala strajków robotniczych. Już w październiku 1980 roku w Warszawie na Politechnice Warszawskiej spotkali się delegaci 59 uczelni z całego kraju i powołali do życia Niezależne Zrzeszenie Studentów. Niestety władze komunistyczne zrobiły wszystko, aby nigdzie nie dało się go zarejestrować. W Łodzi jesienią 1980 roku blisko 20 procent studentów zostało członkami NZS-u. Ciekawa sytuacja była w łódzkich uczelniach artystycznych, gdzie zdecydowana większość studentów wpisywała się na listy stowarzyszenia. Tymczasem komunistyczne władze nadal torpedowały próby rejestracji ogólnopolskiego związku, zaś władze poszczególnych uczelni szły tylko na niewielkie ustępstwa. Ktoś musiał dokonać przełomu i ta rola przypadła Łodzi. Protest studentów Łodzi rozwijał się od 6 stycznia 1981 roku. Dwa tygodnie później – 21 stycznia – w budynku Wydziału Filologicznego UŁ rozpoczęły się rozmowy z delegacją rządową, ale nie przyniosły one oczekiwanego porozumienia. W tej sytuacji wieczorem tego samego dnia studenci większości łódzkich uczelni przystąpili do strajku okupacyjnego w wybranych budynkach łódzkich uczelni. Do strajku okupacyjnego stopniowo przyłączyło się ponad osiem tysięcy osób. Zasadą było, że przystępuje się do strajku i nie opuszcza budynku, aż do jego całkowitego i zwycięskiego zakończenia.

Wydarzenia na uczelniach nie były obce mieszkańcom Łodzi. Na metalowych prętach górnej części ogrodzenia budynku filologii polskiej i angielskiej przy Kościuszki 65 pojawiły się duże plakaty informujące w głównych językach europejskich, także po łacinie, o celu całej akcji. Zachodni fotoreporterzy mogli więc zrobić zdjęcia do swoich materiałów o wydarzeniach w Łodzi. Idąc ulicą Kamińskiego (wówczas Mariana Buczka) na kamienicach, a następnie na metalowym ogrodzeniu Instytutu Historii UŁ, można było przeczytać szereg myśli zbuntowanej młodzieży. Wśród tych napisów uwagę przechodniów zwracał szczególnie jeden: „Okno na świat można zasłonić gazetą” (swoją drogą myśl tę warto polecić pod rozwagę różnym harcownikom i marszownikom KOD-u).

Mieszkańcy Łodzi, w tym młodzież licealna, przynosili strajkującym żywność. Włączyła się w to także ‘Solidarność’ a trzeba pamiętać, że duża część strajkujących studentów pochodziła spoza Łodzi i nie miała w mieście swoich rodzin, czy też krewnych. Potrzebne były także materace i tak pewnego dnia mój dmuchany materac – zakupiony kilka lat wcześniej w związku z wielotygodniowym pobytem na kampingu w Szwecji – wylądował w jednym z budynków Politechniki Łódzkiej. Zastrzegłem, że ma do mnie wrócić. Wrócił!

A tymczasem tam w środku, w budynku filologii polskiej i angielskiej przy Kościuszki 65 trwała walka o wolność na uczelniach od marksistowskiej indoktrynacji, o zreformowanie i wydłużenie studiów do lat pięciu (po nietrafnej reformie kilka lat wcześniej, która na wielu kierunkach skróciła studia o jeden rok) i zniesienie przymusu obowiązkowego uczęszczania na lektoraty języka rosyjskiego, czy też zreformowanie władz uczelnianych i wydziałowych. Przywódcy strajkujących studentów musieli się zmierzyć z delegacją rządową a w szczególności z ówczesnym ministrem nauki, szkolnictwa wyższego i techniki Januszem Górskim, który wcześniej w latach 1972–1975 był rektorem Uniwersytetu Łódzkiego. Komunistom wydawało się, że tym łatwiej upora się on ze studentami. Tymczasem studenci trwali w swoim uporze i nie ustępowali. Któregoś dnia za plecami Górskiego pojawił się prześmiewczy plakat ‘Nie służy nam górskie powietrze’.

Minister, niczym niepodległości, bronił poglądu, że i owszem będzie można wybierać lektoraty języków obcych, ale język rosyjski ma być nadal obowiązkowy dla wszystkich. To wszystko, co się działo w środku, wychodziło na zewnątrz. I wtedy uznałem, że to jest ten właśnie czas, kiedy można zrobić coś znaczącego dla esperanta. Skontaktowałem się więc z Michałem D. – ówczesnym studentem na wydziale ekonomiczno-socjologicznym – który uczestniczył w strajku, ale ze względu na sytuację rodzinną miał stałą przepustkę pozwalającą na nocowanie w domu. Zapytałem go, czy zna dobrze kogoś w grupie decyzyjnej po stronie strajkujących studentów. Potwierdził. Wyjaśniłem mu całą sprawę. Wkrótce Górski zmiękł, bo strajk trwał już zbyt długo i zgodził się między innymi na to, by rosyjski przestał być językiem przymusowo nauczanym na studiach. Studenci mogli go zastąpić innym językiem. W wykazie tych języków, możliwych do wyboru, umieszczono wówczas także esperanto.

Górski stał się znany w całej Polsce właśnie dzięki strajkowi łódzkich studentów. W związku z tym strajkiem stał się też główną postacią piosenki „Rozmowa ministra ze studentami” śpiewanej przez Aleksandra Grotowskiego. Minister Górski od 1963 należał do PZPR. Był członkiem Rady Krajowej PRON od 1983, i w tym samym roku został także wybrany w skład Prezydium Krajowej Rady Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Radzieckiej. Ciekawe, czy mu w tym towarzystwie wypominano, że pozwolił na wyrzucenie rosyjskiego z obowiązkowych przedmiotów nauczania na studiach?!

Strajk był filmowany. Duża w tym była zasługa Jacka Talczewskiego, późniejszego studenta i absolwenta PWSFTViT, twórcy dokumentu o strajku łódzkim ‘Bunt na Łodzi’. Ten znakomity dokument, wyprodukowany dla potrzeb telewizji w 2009 roku, został pokazany w Łodzi na specjalnej projekcji w sali kinowej ŁDK-u z okazji zbliżającej się wówczas 30 rocznicy wydarzeń.

A wracając do samego strajku i jego zakończenia. Delegacja rządowa ostatecznie wyraziła zgodę na szereg istotnych zmian. Siedemnastego lutego 1981 roku dano zapewnienie zarejestrowania NZS-u. Podpisane dzień później porozumienie gwarantowało między innymi autonomię programową szkolnictwa wyższego w Polsce i demokratyzację życia akademickiego. Od tego czasu w Senatach uczelnianych zasiadali nie tylko starsi pracownicy naukowi, ale także młodsi pracownicy naukowi i studenci. To była wówczas wielka zmiana. Czy dostateczna – dzisiaj możemy wątpić, ale wtedy niezwykle istotna.

Jan Szałowski