Niesławna Ustawa S.447 JUST (Justice for Uncompensated Survivors Today – Sprawiedliwość dla Niezaspokojonych Ocalonych Dzisiaj) Senatu USA przeszła kolejny etap legislacji. 24 kwietnia 2018 r. została przyjęta przez aklamację (!) przez Izbę Reprezentantów i przesłana do prezydenta.
I tylko podpisu Donalda Trumpa brakuje, aby stała się obowiązującym prawem w Stanach Zjednoczonych. Analogiczna ustawa Izby Reprezentantów (H.R.1226) znajduje się wciąż na etapie Komisji Spraw Zagranicznych Izby i nie wiadomo, czy wobec jednobrzmiącej treści i tytułu będzie dalej procedowana.
Ustawa S.447 została przyjęta pomimo akcji podjętej przez Polonię amerykańską, a także różnych apeli płynących z Polski. Obecnie zbierane są podpisy pod petycjami do prezydenta Trumpa, jako ostatniej instancji decydującej o losach projektu. I mówiąc szczerze, trudno oczekiwać, że Trump ustawy nie podpisze. Przede wszystkim dlatego, że jak pokazała praktyka jego prezydentury, stosunki z Izraelem i lobby żydowskim w USA, traktuje on jako priorytetowe, zaś Stany Zjednoczone mocniej niż kiedykolwiek akcentują swoją rolę protektora i nośnika interesów żydowskich na świecie.
Przyjęcie S.447 przez Kongres odbyło się przy całkowitej bierności rządu polskiego, polskiej dyplomacji i najwyższych czynników państwa. Rządzący wyznawcy bezalternatywnego sojuszu z USA o charakterze ewidentnie wasalnym (głośne, chętne i szybkie popieranie działań USA na arenie międzynarodowej, nadskakiwanie z usłużnością „sojusznikowi”, wiszenie u jego klamki z błaganiem o kolejne instalacje wojskowe i podwyższenie kontyngentu wojskowego), widzą rozwiązanie dla Polski w tego sojuszu… pogłębianiu.
Minister Jacek Czaputowicz, przebywający zresztą wówczas w USA z jednej strony zbagatelizował negatywne znaczenie ustawy dla Polski, gdyż „Polska nie jest w niej wymieniona ani w nazwie, ani w treści” (ależ, Panie Ministrze, przecież ustawa wyraźnie wyjaśnia pojęcie „covered countries”, jako tych, które były uczestnikami konferencji w Terezinie w 2009 r. i sygnatariuszami Deklaracji oraz, że, jak mówią międzynarodowe organizacje żydowskie, „tylko Polska nie przeprowadziła odpowiednich działań w kierunku zadośćuczynienia zapisom Deklaracji”).
Czaputowicz stwierdził również: „ustawa w szczegółach budzi szereg zastrzeżeń (…) Nie wiemy, dlaczego wymienia się jedną grupę, w tym przypadku polskich Żydów, którzy byli kiedyś w Polsce, bo mieli tam majątek i nie wiemy, dlaczego ta grupa miałyby być traktowana w sposób uprzywilejowany w stosunku do innych Polaków”. No, nie! Nie wiemy? Naprawdę?!
Cóż, co prawda nie zgadzam się z poglądami i ocenami min. Czaputowicza w kwestii polityki międzynarodowej, ale jeżeli chodzi o jej uwarunkowania – przyznaję – myślałem, że posiada on odpowiednią wiedzę, którą bez trudu można przecież zdobyć w bogatej, powszechnie dostępnej literaturze problemu. Do sprawy odniósł się również minister Jarosław Gowin („Gość Wiadomości”, 28 kwietnia b.r.) mówiąc o rozmowach ze środowiskami żydowskimi: „Równocześnie powiedziałem jasno – ani nasz rząd, ani żaden inny polski rząd nie zgodzi się na restytucję mienia tzw. bezspadkowego, czyli na rozwiązanie polegające na tym, że jakieś międzynarodowe organizacje przejmują część mienia pożydowskiego”.
Jest to ważna deklaracja, słuszna merytorycznie, jednak należy ją traktować bardziej jako wyraz osobistych poglądów ministra, niż jako definitywne wykluczenie zgody „każdego polskiego rządu”. Jak napisałem w jednym ze poprzednich tekstów – wizji „oddania” Żydom kwartału z Pałacem Kultury (lub po pałacu) i Placem Defilad nie uważam wcale za fantastyczną.
Przy okazji wypowiedzi Gowina trzeba zauważyć, że po podpisaniu Deklaracji Terezińskiej, obecny na niej w imieniu Polski Władysław Bartoszewski, stwierdził, że „nie może być mowy o scedowaniu mienia ofiar Holokaustu na kogoś innego niż prawowici spadkobiercy”. To wszystko prawda, ale niestety mamy tu do czynienia z ewidentnym rozejściem się interpretacji (polskiej i amerykańsko-żydowskiej) owej Deklaracji. Ustawa S.447 mówi wyraźnie, że dotyczy również własności bez spadkobierców, i w tym wypadku mowa o rekompensacie/zaspokojeniu/zadośćuczynieniu dotyczy właśnie odpowiednich organizacji żydowskich i samych ocalonych, którzy oczywiście spadkobiercami nie są.
Niektórzy komentatorzy polscy podnoszą także, że nie należy się zbyt mocno przejmować i obawiać S.447, gdyż nie ma ona mocy obowiązującej w Polsce, a nawet, że jej przyjęcie jest wyrazem bezsilności USA i środowisk żydowskich (?). Formalnie, na papierze, to naturalnie racja. Ale przecież każdy myślący człowiek w Polsce musi zdawać sobie sprawę z tego, że mamy tutaj do czynienia ze zbiegiem różnych okoliczności i uwarunkowań, które – summa summarum – nie dają Polsce silnej pozycji, ani argumentów.
Przeciwnie, argumenty są po stronie przeciwnej (po stronie „sojuszników”). Po pierwsze – roszczenia środowisk żydowskich zobowiązują się popierać nie kraje Trzeciego Świata, czy choćby, z całym szacunkiem, takie jak Rumunia, lecz największe światowe mocarstwo, prowadzące walkę o samodzierżną hegemonię nad światem. Takie mocarstwo nie potrzebuje, jak pokazuje historia, formalnych umocowań do wymuszenia różnych zachowań na swoich nie tylko wrogach, ale i na, de facto, wasalach. Po drugie – sytuacja Polski, która rozwiązanie sytuacji widzi w nadgorliwym spełnianiu sojuszu z USA, jest zła także z tego punktu widzenia.
Nie mamy czym szantażować Amerykanów, zaś oni widząc nasze natarczywe prośby o jak największe zaangażowanie w Polsce, jak najbardziej. Po trzecie – zaostrzenie retoryki w Polsce w sprawie żydowskiej (zupełnie zrozumiałe) jest również korzystne dla drugiej strony, gdyż potwierdza tezę o „polskim antysemityzmie”. Ilość i intensywność obchodów rocznic żydowskich w Polsce, mająca wręcz cechy uległości postawa Prezydenta RP, nic tu nie pomogą. Po raz kolejny spojrzenie na sytuację prowadzi nas do wniosku o szkodliwości obecnej formy sojuszu z USA.
Zdanie należy poświęcić wypowiedziom byłego ministra Macierewicza nt. ustawy S.447. „Przyjęcie tzw. ustawy 447 to ciemny ślad na bardzo dobrych stosunkach polsko-amerykańskich”, „Ustawa 447 stawia nas w sytuacji kompletnego bankruta”, „Rząd Polski powinien jak najszybciej bardzo jasno stwierdzić, że w tym zakresie nigdy nie zgodzi się na łamanie prawa i nie będzie traktował inaczej żadnych osób narodowości – takiej lub innej – ze złamaniem prawa polskiego. Rząd polski zobowiązany jest także w tej sytuacji wesprzeć szczególnie przedstawicieli Polonii, która podejmuje teraz działania na rzecz zakwestionowania tej – w sposób oczywisty bezprawnej z punktu widzenia Polski – ustawy i ewentualnie bezprawnego – z punktu widzenia Polski – działania”. Ktoś powie – słusznie prawi. Tak, słusznie – teraz. A jeszcze nie tak dawno… Macierewicz w styczniu b.r. (30.01.18, TV Republika): „Nie jestem pewien czy trafnym jest wiązanie tej ustawy (447) z państwem Izrael. Trzeba sobie zdawać sprawę, że ona wskazuje na monitorowanie przebiegu reprywatyzacji. Ona nie jest bezpośrednim zagrożeniem dla Polski”. Wygląda na to, że p. Macierewicz rozeznał nastroje wśród swoich wyborców i się do nich dostosował.
Tymczasem pięćdziesięciu ośmiu kongresmanów wystąpiło z apelem (23.04.18) o potępienie przez USA antysemityzmu na Ukrainie i w… Polsce. O ile wymienienie w apelu przejawów współczesnej banderyzacji Ukrainy jest poważnym wyłomem w dotychczasowej polityce całkowitego przemilczania tych procesów przez oficjalne czynniki w USA, o tyle postawienie w jednym szeregu z gloryfikatorami Bandery i Szuchewycza Polski uważam za skandal. W gruncie rzeczy apel ten nie przyczyni się dobrze naszej walce z banderyzacją Ukrainy. Każdy zwróci bowiem uwagę na obecność Polski w apelu również w negatywnym kontekście i uzna naszą postawę antybanderowską za przejaw wewnętrznego sporu między antysemitami…
Czekając na decyzję Trumpa w sprawie podpisu pod S.447 zwróćmy uwagę, że chwali on nas w Niemczech za wydatki na (amerykańską) broń; że Komitet Kongresu USA ds. Wywiadu ogłosił dokument, w którym stwierdza, że nie znaleziono dowodów na zaangażowanie rządu rosyjskiego w kampanię Trumpa; że 109 emerytowanych amerykańskich generałów i admirałów wystąpiło z apelem (23.04.18) do senatorów o odrzucenie nominacji Giny Haspel na szefową CIA, jako osoby „notorycznie zaangażowanej w tortury”. Wyżsi oficerowie napisali m.in.: „podtapianie i inne formy tortur albo okrutnego i nieludzkiego traktowania są – i zawsze były – oczywiście bezprawne” i „będzie wysłaniem tragicznego sygnału [społeczeństwu] potwierdzenie na stanowisku Dyrektora CIA osoby tak głęboko zaangażowanej w ten najczarniejszy rozdział historii naszego narodu”.
W naszej skomplikowanej sytuacji władze Polski powinny przygotować spójne stanowisko, konsekwentne nie tylko w odniesieniu do teraźniejszości, ale i do przeszłości. Zauważyłem w ostatnich wypowiedziach (nawet Macierewicza) brak eksponowania „winy” PRL i komunistów. To ważne i oby nie było tylko tymczasowym wyciszeniem. Powojenne dekrety i umowy odszkodowawcze z 14 państwami Zachodu stanowią, obok ogólnych zasad prawa spadkowego, fundament naszego stanowiska i podstawę naszych argumentów. Czas odejść od szaleństwa haseł „okupacji sowieckiej”, „nielegalności”, czy „nieistnienia” Polski 1945-89. Dla naszego wspólnego dobra.