Co dalej z narodowcami? – Artur Zawisza

Myśl nurtu narodowego rozwijała się od XIX-wiecznego przełamywania politycznego romantyzmu poprzez silne związanie z katolicyzmem w pierwszej połowie XX wieku aż do stanowczego sprzeciwu wobec komunizmu w połowie tego wieku. Zwycięski wówczas komunizm zamroził tę myśl, która przetrwała tylko w postaci refleksji wyspwych środowisk w kraju i za granicą (od endeckich weteranów szkolących potajemnie nowe pokolenia narodowców po emigracyjne Stronnictwo Narodowe będące kontynuacją największej partii niepodległej Polski). Upadek komunizmu uwolnił polską myśl polityczną, co spowodowało nowy rozbłysk dziesiątek i bodaj setek inicjatyw narodowych po 1989 roku. Wtedy jednak okazało się, że myśl narodowa jest na tyle silna, by wytrwać i znajdować nowych adeptów, ale po dziesiątkach lat osłabienia na tyle słaba, by nie móc zdominować całego obozu patriotycznego. Każda z inicjatyw ostatniego ćwierćwiecza była niesiona wskazaną wyżej siłą, ale jednocześnie musiała się mierzyć ze własną słabością.

W wolnej Polsce mieliśmy trzy fale ruchu narodowego. W 1989 roku powstało Zjednoczenie Chrześcijańsko-Narodowe, którego zaletą była powaga osób i środowisk tworzących (począwszy od profesora Wiesława Chrzanowskiego i słynnych „trzech muszkieterów” Sejmu kontraktowego), natomiast wadą zbytnia nieśmiałość przy forsowaniu własnej wizji politycznej, gdyż korekta do liberalizmu to zbyt mało, jak na pełnie aspiracji chrześcijańsko-narodowych. Pod tym ostatnim względem duży śmielszy okazał się kilkanaście lat później Jarosława Kaczyński, który co prawda wywodzi się z obozu centrowo-liberalnego, lecz zaproponował nie tyle korektę, co odrębną wizję ustrojową zwana IV Rzeczpospolitą. W roku 2001 powstała Liga Polskich Rodzin, której zaletą był dynamizm społeczno-polityczny oparty o symbiozę z Radiem Maryja, natomiast wadą z jednej strony brak wyrobienia politycznego wielu działaczy, z drugiej postępujący cynizm kierownictwa z mecenasem Giertychem na czele. Reorientacja polityczna Radia Maryja wywołująca zdumienie tysięcy działaczy wespół z porzuceniem przez lidera linii narodowo-katolickiej i jego dryf ku liberalnemu obozowi ówczesnej władzy spowodowały zanik LPR. Po upadku zarówno ZChN, jak i LPR (oraz w warunkach uzyskania wiarygodności w środowiskach patriotycznych przez Prawo i Sprawiedliwość) sztandar polityki narodowej legł w błocie.

Sztandar został uchwycony i podniesiony wysoko przez najmłodsze pokolenie narodowców. Wielka zasługą Młodzieży Wszechpolskiej, Obozu Narodowo-Radykalnego i Związku Żołnierzy Narodowych Sił Zbrojnych było zorganizowanie Marszów Niepodległości i na tej kanwie utworzenie Ruchu Narodowego. Powstawał on w szczególnej sytuacji schyłku rządów Platformy Obywatelskiej i poruszenia patriotycznego kulminującego w kilkudziesięciotysięcznych marszach wywołujących przerażenie establiszmentu rządowego i medialnego. Ruch Narodowy powstał wprzódy jako ruch społeczny, a potem i partia polityczna, lecz okazało się jednak, że poruszenie emocji milionów Polaków było niewystarczające do zbudowania regularnej i zakorzenionej siły politycznej. Sympatia wobec narodowców często łączyła się z wyborczym wsparciem dla Prawa i Sprawiedliwości oraz przenikała z sympatiami dla kolejnych mutacji partyjnych wokół Janusza Korwin-Mikkego (KNP i KORWiN) oraz w końcu dla eskapady politycznej zbuntowanego rockmana w osobie Pawła Kukiza (Kukiz’15).

Trzy samodzielne próby wyborcze (europarlament i sejmiki wojewódzkie w 2014 oraz prezydentura w 2015) pokazały zdolność mobilizacyjną młodych narodowców (ogólnokrajowa zbiórka podpisów i wystawienie pełnych list wyborczych) jednakowoż połączoną z brakiem zaufania wyborców do tworzącego się ruchu młodo-narodowo-radykalnego. Ruch Narodowy był wystarczająco silny, by istnieć (także w sondażach) i dać się zapamiętać, ale zdecydowanie za słaby, by liczyć na pokonanie 5-procentowej bariery wyborczej. Wyborcy bardzo przywiązani do myśli narodowej oddawali głosy w poszczególnych wyborach na kandydatów narodowych – od kilkudziesięciu do stu kilkudziesięciu tysięcy głosów, lecz całej inicjatywie zabrakło wejścia we wszystkie pokolenia – prócz najmłodszego, także w średnie i starsze (to jego słabość społeczna!) oraz przedstawienia czytelnych, przekonywających i niepowtarzalnych pomysłów programowych (to jego słabość polityczna!). Dlatego przed ostatnimi wyborami parlamentarnymi, przy zauważalnie słabym wyniku w wyborach prezydenckich, stanęła kwestia ewentualnych koalicji międzyśrodowiskowych.

Decyzje o koalicjach są zawsze najtrudniejsze i budzą kontrowersje. Z jednej strony oczywiste jest, iż zawieramy koalicję nie z podmiotami identycznymi, ale z różnymi od siebie, co wymaga szczególnej cierpliwości i roztropności najbardziej wyrobionych ideowo działaczy, by nie zanegować danej koalicji tylko w imię fantazji i fanfaronady. Z drugiej strony jedyna dopuszczalna formuła koalicji musi zapewniać podmiotowość jej partnerów, czyli samodzielne decyzje poszczególnych członów co do formy przekazu politycznego i obsady miejsc na listach wyborczych. Z tego punktu widzenia koalicja Ruchu Narodowego z Pawłem Kukizem (a nawet z Januszem Korwin-Mikkem, gdyby tylko była możliwa) – była dopuszczalna i nawet w ówczesnej sytuacji wskazana, o ile jednak gwarantowała zachowanie podmiotowości Ruchu Narodowego. Niestety, tej kluczowej gwarancji zabrakło, ponieważ zajmujący hegemoniczną pozycję Paweł Kukiz podjął od początku świadomą grę na eliminację najbardziej groźnych dlań osób ze środowiska narodowego (od kandydata na prezydenta Mariana Kowalskiego poprzez wiceprezesa Krzysztofa Bosaka aż po mnie, co jasno pokazały nagrania niechlubnych i wulgarnych wypowiedzi Pawła Kukiza), zaś dopuścił na listy prezesa partii Roberta Winnickiego (to uczynił z konieczności!) wraz z innymi osobami, co do których zawczasu domniemywał, iż w krytycznym momencie zdoła przyciągnąć je do siebie.

Wczesną wiosną tego roku Paweł Kukiz w wywiadzie dla tygodnika „Do Rzeczy” złożył publicznie jasną ofertę, która już wtedy znaczyła początek politycznej akcji w środowisku narodowców. Otóż chciał on narodowców jako jednego z trzech filarów (oprócz przedsiębiorców i rolników, jak to sobie ułożył) swego nurtu politycznego. Owszem, brzmiało to intrygująco, ale w istocie znaczyło, że narodowcy mogą zachować swoją tożsamość ideową, ale mają zrezygnować z podmiotowości politycznej. Innymi słowy, Paweł Kukiz (podobnie jak Jarosław Kaczyński czy Janusz Korwin-Mikke) chciał mieć swoich narodowców, co nie jest do zaakceptowania dla ruchu walczącego o własne i samodzielne miejsce w polityce polskiej. Dlatego musiało dojść do rozejścia Ruchu Narodowego i Kukiz’15, co jednak doprowadziło do niezbyt pocieszającego faktu, iż narodowcy dawniej współtworzący Ruch Narodowy są w trzech różnych miejscach tzw. sceny politycznej. Lubiany mówca i przenikliwy obserwator Marian Kowalski odrzucający od początku współpracę z Pawłem Kukizem założył własną frakcję o nazwie Narodowcy RP, która jest żywotna, choć zbyt często pełni rolę PiS-owskiego taranu jako formacja czysto pomocnicza obecnego obozu władzy. Czterej posłowie związani bardziej (Adam Andruszkiewicz i Sylwester Chruszcz) lub mniej (Tomasz Rzymkowski i Bartosz Józwiak) ściśle z Ruchem Narodowym zdecydowali wyłamać się i odrzucić rekomendację Rady Politycznej o tworzeniu własnego koła parlamentarnego. Ci ostatni obecnie są bodaj testowani na lojalność przez Pawła Kukiza, który tuż po wsparciu założonego przez nich stowarzyszenia Endecja – wsparł także policję agresywnie interweniującą w Gdańsku wobec młodej patriotki będącej córką znanych działaczy patriotycznych w osobach małżeństwa państwa Kołakowskich oraz KOD-owską wyrodną wnuczkę rotmistrza Pileckiego zabraniającą Młodzieży Wszechpolskiej i Obozowi Narodowo-Radykalnemu kultywować pamięć Rotmistrza („brawo, pani Beato!”, jak wykrzyknął lider Kukiz’15).

Ruch Narodowy pozostał na placu boju jako siła gotowa do współpracy koalicyjnej, ale wiarygodna ideowo i podmiotowa politycznie poprzez dążenie do własnego i samodzielnego miejsca w polityce polskiej. Narodowcy idący tą najtrudniejszą pośrednią ścieżką uniknęli zarówno pustego radykalizmu, jak i politykierskiego cynizmu. Prezes partii działający obecnie jako poseł niezależny ma przed sobą misję publicznego głoszenia postulatów narodowych w sposób zauważalny dla opinii społecznej. Kierownictwo partyjne musi przemyśleć dotychczasowe osiągnięcia i porażki, by wyciągać z nich wnioski. Zapewne trzeba bardziej serio pracować nad ofertą programową, bo nie da się jej zamknąć w kilkunastu skandowanych hasłach. Tę słabość było widać w kluczowych głosowaniach sejmowych, gdy posłowie wywodzący się z Ruchu Narodowego głosowali całkowicie odmiennie w wielu ważnych głosowaniach (jak na przykład nad programem 500+). Na pewno trzeba przyciągać do siebie środowiska i osoby reprezentujące poszczególne stany i pokolenia społeczne, aby ruch młodo-narodowo-radykalny stawał się ruchem ogólnonarodowym w pełnym tego słowa znaczeniu. Odbudowywać trzeba struktury partyjne często zmieszane i osłabione kilkunastoma miesiącami zwrotów sytuacji i sporów partyjnych. Nade wszystko zaś trzeba rozwijać autentyczną myśl narodową opartą na rzetelnej analizie i pogłębionej dyskusji, bo w sytuacjach krytycznych zwycięzcą ten, która ma naprawdę coś istotnego do powiedzenia. Praca i walka przed nami.

Artur Zawisza