Wiosną tego roku 200g kosteczkę masła można było kupić w cenie od 4 do 6 złotych. Teraz, jesienią cena ta mieści się w przedziale 6 – 9 złotych i taka cena utrzymuje się od lipca. Społeczeństwo doznało zatem 50% podwyżki ceny, tego podstawowego produktu spożywczego. Inaczej niż w peerelu pidwyżkę tę nie wprowadzało rozporządzenie Rady Ministrów ani też ministra ds. cen. Różnica istotna o tyle tylko, że pozwala rządowi na oświadczenie ”to nie nasza wina”. Czy istotnie, o tym potem. Samo społeczeństwo na podwyżkę cem masła nijak nie zareagowało, bawiąc się w obrońców sądownictwa. Nadbudowa okazała się ważniejsza od bazy.
Podwyżkę cen masła różnie tłumaczono. Spotkałem pogląd, jakoby był to efekt „programu 500+”, no bo masło szczególnie wskazane jest dla dzieci, a teraz rząd je dofinansowuje. Nie wydaje mi się to uzasadnienie za wiarygodne. Gdyby istotnie taka była przyczyna zwyżki cen masła, to świadczyłoby to o wyjątkowej perfidii producentów tego produktu.
Wskazuje się na Chiny Ludowe jako na sprawcę tego zjawiska cenowego. Ściślej, na to być wzrost eksportu masła do tego kraju, związany z tym, że nagle tam zasmakowali w nim. Może i zasmakowali, może i eksport wzrósł, ale co z tego. Jeżeli jestem producentem masła i pojawiają się wraz z otwarciem się nowych rynków zbytu możliwości zwiększenia dochodów, to ja nie mam potrzeby podniesienia ceny na mój produkt na dotychczasowym, krajowym rynku. Bo po co? Ja, w razie utraty tamtego rynku, a zatem dochodu, zmuszony byłbym podnieść cenę, by zrekompensować sobie stratę. Logiczne? Logiczne, ale to nie działa. Potwierdzeniem są ceny krajowych jabłek po wprowadzeniu swegi czasu rosyjskiego embarga. Ceny spadły, bo ilość jabłek na krajowym rynku, przy urodzaju na nie i rosyjskim embargu była taka, że przy dotychczasowej cenie trudno je było sprzedać. Z cenami masła byłoby podobnie, gdyby nagle możliwości eksportowe wygasły.
Ale ciągle nie wiemy, dlaczego masło w Polsce podrożało, dlatego, że biorą je Chińczycy. Zjawiska tego inaczej nie wytłumaczymy jak zmową cenową, mającą na celu ograniczenie popytu krajowego. Ja produkuję masło, na które w kraju utrzymuje się stałe zapotrzebowanie. Jest na nie również zapotrzebowanie w Chinach ludowych i na pokrywaniu tego zapotrzebowania zarobiłbym więcej niż nasycaniu rynku wewnętrznym. Chcę na produkcji masła zarabiać jaknajwięcej. Powinienem więcej masła wyprodukować. Niestety, to jest niemożliwe. Nie ma mleka, nie zwiększę tej produkcji. By więcej zarobić, musiałbym dokonać transferu sporej partii masła z rynku krajowego na chiński. To niebezpieczne, bo na rynku krajowym mogłyby wystąpić braki tego produktu. Co można zrobić? Trzeba, o dziwo obniżyć krajowy popyt na masło. Normalnie, producent, który chce wywołać obniżenie popytu na swoje produkty zostałby uznany z wariata. Nie tym razem. Jak to zrobić? Można propagować fejki o jego szkodliwości dla zdrowia, reklamując jednoczeście różne margaryny, co jest mało skuteczne, gdyż masłem ludzkość żywi się od zawsze, a jednocześnie pojawiają się rynku informacje, że i ta margaryna nie jest najzdrowsza. „Cóż ja mogę zrobić!” – duma producent.Ja obniżę popyt krajowy na masło zwiększając jego cenę detaliczną. Dzięki temu, nawet i przy programie 500+ ludzie będą kupować masła mniej. Dzięki temu więcej wyślę do Chin Ludowych. Kraj tego nie odczuje. Dzięki spadkowi popytu uzyska się wrażenie, że masła jest nadal pod dostatkiem.
Pozostaje do wyjaśnienia kwestia braku możliwości zwiększenia produkcji masła. Nie można jej zwiększyć, bo nie ma tyle surowca, czyli mleka, czyli śmietany. Ale dlaczego? Hm… Weszliśmy do UE i to jest przyczyną ograniczonych możliwości surowcowych dla przemysłu maślanego. Narzucony nam kwot mlecznych spowodował zmniejszenie pogłowia krów mlekodajnych o 1/4, z ponad 2,8 mln do 2,1 mln. Spadek ten w niewielkim stopniu zrekompensował wzrost wydajności krów. Obecnie mamy w Polsce o 1/4 krów mlekodajnych mniej niż przed wyjściem do UE. Dopiero kilka lat temu, po zniesieniu zabójczych dla krów kwot mlecznych pogłowie krów dających mleko zaczęło powoli wzrastać. A zatem wstąpienie Polski do UE, która wymusiła na Polsce zabójczą dla krów mlecznych politykę, po latach zaowocowało nieoczekiwaną podwyżką cen masła. To są te imponderabilia rzutujące na sytuację na rynku maślanym. Sytuację zmieniłby jedynie znaczny wzrost pogłowia krów, a co za tym idzie, znaczny wzrost produkcji tłustego mleka, a z niego śmietany.
Tu bym zakończył, lecz po kolejnych zakupach jestem, w czasie których stwierdziłem nagły wzrost ceny detalicznej jaj. ”Jaja strasznie lecą w górę” – powiedziała pani patrząca na karteczki z cenami. ”Czyżby nam kury padły od jakiejś zarazy?” – pomyślałem. Otóż, kury nioski padły, a raczej wybito je w sierpniu, z tym że nie w Polsce, lecz w Niderlandach. Wykrycie w jajach kurzych fipronilu – środka zwalczającego kurze roztocza – podyktowało podjęcie w kraju tulipanów decyzji o wybiciu znacznej ilości niosek z ferm kurzych. No, dobrze, ale co to ma wspólnego z podwyżką cen na jaja kurze w Polsce. Ma, bo natychmiast otworzyły się na nasze jaja rynki nie tylko europejskie ale i światowe. Mechanizm zadziałał ten sam, co w przypadku masła. Zyskowniejsze jest od zbytu jaj w kraju ich eksport gdziekolwiek. Ułatwia to unijna zasada swobody przepływu towarów. By na rynku krajowym nie powstał niedobór jaj, no bo ich produjcji nagle zwięjszyć nie sposób, należy należy obniżyć popyt wewnętrzny na ten asortyment. Popyt ten zmniejszy się przez zastosowanie podwyżki ceny detalicznej jaj. Znów te imponderabilia.
Oto dlaczego ” jaja strasznie lecą w górę” , a w następstwie czego cena mojego śniadanie też poszło w górę, jako że składa się z jajecznicy z czterech na bekonie i chleba z masłem. Oby tylko chleb i bekon mi nie poleciały w górę…
A wszystko z powodu członkostwa w UE. Musimy być tego świadomi, że zaczynamy za nie płacić. Ja płacę, ty płacisz, ona, on płaci, my płacimy, wy płacicie. A oni? Oni nie płacą, oni z tego się śmieją…