Teatr Telewizji pokazał bajkę o starym i chorym Dziadku, by w ten sposób uczcić obchody 150 urodzin Marszałka. Spektakl wyreżyserował Krzysztof Lang, a w Józefa Piłsudskiego wcielił się Mariusz Bonaszewski. Obok Marszałka pojawili się W rolach byli premierzy ll RP świetnie zmartwychwstali w osobach Andrzeja Grabowskiego (Aleksander Prystor), Mirosława Baki (Walery Sławek), Adama Woronowicza (Kazimierz Bartel) oraz Grzegorza Mielczarka (Kazimierz Świtalski). Pozostałe kreacje stworzyli: Dorota Landowska (Marszałkowa), Rafał Królikowski (Bolesław Wieniawa-Długoszowski), Wojciech Zieliński (Józef Beck), Maciej Zakościelny (adiutant Mieczysław Lepecki), Stefan Pawłowski (Stach), Artur Barciś (Fryzjer) oraz Agata Skórska (Ludwika). Premierowa emisja odbyła się 4 grudnia br. w TVP1.
Sylwetka Bonaszewskiego idealnie nadaje się do odtworzenia tej fizjonomii i postaci, postaci starego i schorowanego Dziadka. Nowotwór, z którego powodu zmarł Pilsudski, prawdopodobnie rozwijał się znacznie wcześniej, niż stwierdzili go różni znakomici medycy, a jego rozwój w organiźmie ludzkim powoduje nieubłagane następstwa. Przede wszystkim fizjonomia Marszałka była fizjonomią człowieka o wiele starszego, niż to wynikało z metryki sporządzonej w 1867r. w Zułowie na Wileńszczyźnie. Jakby miał ze 20 lat więcej. Także i Syberia, konspira, więzienie carskie, wojna i okopy i znów więzienie zrobiły swoje.
Tematem spektaklu była political fiction polityki zagranicznej ll RP, czyli pomysł tzw. wojny prewencyjnej z Niemcami, do której rozpętania Ziuk rzekomo przymierzał się w 1933r. po tym jak usłyszał przez radio wrzaskliwy, jazgoczący głos Hitlera. Zwołuje spotkanie czterech byłych sanacyjnych premierów, a on sam był piątym, by przedstawić im ten pomysł. Pomysł ten dla nich chybiony, bo oni o niczym nie marzyli jak o pokoju. Po pierwsze, brak źródeł, czy takie spotkanie w sprawie wojny prewencyjnej odbyło się… było rok później, z udziałem Mościckiego, przed podpisaniem z Hitlerem paktu o nieagresji.
Piłsudski polecił przeczytać Świtalskiemu kawałek Mein Kampf. Nie wiem, czy oni aż tak dobrze znali język niemiecki. Książka ta nie byla wtedy przetłumaczona na język polski, a sądy jesienią 1933 roku zakazały jej rozpowszechniać. Był to fragment o odkreśleniu gruba kreską kaiserowskiej polityki zagranicznej, tj. nacechowanej walką o kolonie, co niepotrzebnie antagonizowało Niemcy z Anglią, a wytyczeniu nowej, tj. polityki szukania przestrzeni życiowej na wschodzie. Piłsudski pyta, czy jest tam coś o Polsce. Odpowiedź jest przeczaca, co nie oznacza, że o Polsce nie ma w książce Hitlera nic. Najpierw współczuje Polakom, że kaiser ich gnębił: „Polityka wobec Polski miała także połowiczny wymiar. Drażniono tylko Polaków nigdy nie traktując ani ich, ani tej polityki poważnie. W efekcie nie było ani zwycięstwa dla Niemiec, ani pojednania z Polską, a wywołało to tylko wrogość Rosji” – pisał Hitler. Później napomknął o konieczności odzyskania utraconych ziem „niemieckich”. Teatralny Piłsudski kwituje przeczytany fragment i brak słów o Polsce tak: jeżeli o Polsce nie ma nic, to znaczy, że w ich głowach Polski nie ma. Czy słusznie? Nie do końca. Polska była w łepetynie malarza z Wiednia jako jego sojusznik, wasal w zdobywaniu przestrzeni życiowej na wschodzie.
Uprzednio Pilsudski wysłał do Paryża Wieniawę, by wysondował, czy Francja Polsce pomoże, ten w odpowiedzi przywiózł menu kolacji, którą go podejmowano. W rzeczywistości Piłsudski do Paryża wysłał Ludwika Hieronima Morstina – pisarza, niegdyś adiutanta marszałka Focha. Miał on uzyskać odpowiedzi na następujące pytania: 1. Czy w sytuacji zaatakowania Polski przez Niemcy Francja ogłosi mobilizację? 2. Czy nad granicę niemiecką w takim wypadku będzie skierowana całość sił francuskich? Na obydwa pytania, Morstin uzyskał odpowiedź negatywną: „Na wypadek zaatakowania Polski przez Niemcy Francja nie zarządzi ogólnej mobilizacji i nie wystawi swoich sił na granicy Niemiec (…)”. Sprawa zatem była oczywista: Francja nie zamierzała wdawać się w wojnę, bądź co bądź napastniczą z Niemcami. Jeżeliby tak istotnie było, to już od 1933 r. było wiadome dla Becka, że Francja w wojnie z Niemcami nam nie pomoże. Czy warto było zwracać się po pomoc do Anglii? Nie, bo Mein Kampf wyraźnie wskazywało na konieczność sojuszu z Wyspiarzami. I jeszcze na jedno wskazuje dziełko Hitlera. Oto kilka cytatów:
1) „Granice z 1914 roku nie znaczą nic w odniesieniu do przyszłości Niemiec. Nie były ochroną w przeszłości i nie oznaczałyby siły w przyszłości. Nie dałyby niemieckiemu narodowi wewnętrznej solidarności ani nie zaopatrzyły go w żywność. Z wojskowego punktu widzenia nie byłyby odpowiednie czy nawet zadowalające ani nie poprawiłyby naszej obecnej sytuacji w stosunku do innych światowych potęg, które są nimi w rzeczywistości. Tylko jedna rzecz jest pewna. Każda próba przywrócenia granic z 1914 roku, nawet gdyby się powiodła, doprowadziłaby jedynie do dalszego rozlewu naszej narodowej krwi, aż nie pozostałby nikt godny uwagi i nadający się do podejmowania decyzji oraz działań, które mają zmienić życie i przyszłość narodu. „. mowa tu rzecz jasna o granicy z Francją… o ponowny zabór Alzacji i Lotaryngii.
2) i kolejny „Żądanie przywrócenia granic z 1914 roku jest politycznie nierozsądne. Jednak ci, którzy upierają się przy tym, głoszą to jako cel swojego działania w polityce i przez takie postępowanie zmierzają do konsolidacji wrogiego sojuszu, który w przeciwnym wypadku rozpadłby się w naturalny sposób. Jest to jedyne wytłumaczenie, dlaczego osiem lat po światowej wojnie, w której państwa z odmiennymi dążeniami i celami brały udział, zwycięska koalicja potrafi wytrwać w bardziej lub mniej trwałym kształcie”.
3) „Francja również musi być zaliczona do tej grupy. Ciągle powiększa swoją armię o kolorowych żołnierzy rekrutujących się z różnych narodów jej rozległego imperium. Jeżeli Francja będzie dalej postępowała tak, jak robi to od trzystu lat, to będzie miała silne, zamknięte terytorium od Renu po Kongo, wypełnione rodzajem ludzkim coraz bardziej zwyrodniałym. Tym francuska polityka kolonialna różni się od poprzedniej polityki Niemiec”.
4/ Całość zamknąć należy tym cytatem: „Dyskusja o tym, czy była szansa, czy nie na militarny sukces w walce przeciwko Francji, wydaje się bezużyteczną”.
Co z tego wynika? Zachód miał ze strony Niemiec Hitlera zapewnione bezpieczeństwo. Jest zatem z zakresu political fiction twierdzenie, jakoby Piłsudski w całości i ze zrozumieniem przeczytał Mein Kampf. Albo nie przeczytał, albo przeczytał i niczego nie zrozumiał. Przepowiednia o wyradzaniu się narodu francuskiego, choć ciekawa, dotyczy raczej konca XXw. i XXIw. zatem tu nie ma co się nią zajmować. Jest w tej książeczce, programowej dla polityki zagranicznej Hitlera, udzielona Francji gwarancja nienaruszalności jej granicy północno-wschodniej. Jest zawarte przekonanie, że armii francuskiej pokonać nie sposób, zatem nie ma co Francji atakować. Z drugiej strony Francja, mająca takie gwarancje, do wojny nie bedzie się szykować. Zatem, do Francji nie należało wysyłać nikogo z jakąkolwiek misją, chyba że Wieniawę-Długoszowskiego, by mógł rozbijać się po restauracjach, kokietować paryskie kokoty i delektować się frutti di mare. Działania, które usiłował podjąć starzejacy się Dziadek, zbiorczo określane jako wojna prawencyjna, były działaniami pozbawionymi podstaw.
Cóż było robić, by zachować pokój i to nieco dłużej, niż go zachowano tj. przez lat sześć. Piłsudski podpisał z Hitlerem pakt o nieagresjii. To było mało.
Tak samo jak Piłsudski czytał (ale chyba jednak nie czytał, czytał może urywki) Mein Kampf, tak samo czytał, przetłumaczone na rosyjski, wypociny malarza z Wiednia Stalin. Po przeczytaniu zamknął to w sejfie i nikt w Sowietach legalnie nie mógł tego kupić i czytać. Stalin wiedział, że czeka go wojna z Hitlerem. Przygotowywał kraj do tej wojny, aczkolwiek źle, bo nie do działań obronnych, lecz do wojny napastniczej. To go chwilowo zgubiło, gdy Hitler zaatakował Sowiety.
Ale skoro i Stalin i Piłsudski wiedzieli to samo, tj. że Hiter na nich napadnie, to dlaczego nie zawarli sojuszu? W 1939 r. Zachód oczekiwał od Becka takiego sojuszu, bo przecież sam, w świetle Mein Kampf nie miał czego się obawiać. Jego brak kosztował naród polski i narody związku sowieckiego po kilka milionów istnień ludzkich. Brak tego sojuszu w obliczu wspólnego zagrożenia obciąża Piłsudskiego i cały obóz sanacyjny. Wysuniety na polskiego dyplomatę Beck nie uświadamiał sobie, że jak napisał Hitler w Mein Kampf „(…) zadaniem dyplomacji jest zajęcie się tym, żeby naród nie ginął heroicznie, ale żeby został zachowany przez wykorzystanie wszystkich praktycznych środków. Wtedy każda droga prowadząca do tego celu jest właściwa, a nie podążanie nią jest oczywistą zbrodnią i skandalicznym zaniedbaniem podstawowych obowiązków (…)”. Piłsudski o tym wiedział, ale pozostawiona po nim u władzy kamarylla sanacyjna, nie rozumiejąc tego, właśnie ten obowiązek zaniedbała, popełniając zbrodnię na własnym narodzie. Tyle wynika z tej telewizyjnej political fiction. Taki jest morał z tej bajki o starym, schorowanym Dziadku.