W te wakacje przypadnie 145 rocznica powołania Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego.
Któż z nas – o ile zaliczył chociaż jeden porządny wakacyjny obóz – nie zna pieśni o Hucule, który nie może żyć bez swoich ukochanych gór. W okresie galicyjskim i w Drugiej Rzeczypospolitej była Huculszczyzna dla wschodniej Małopolski tym, czym Tatry dla jej części zachodniej. Polskie Towarzystwo Tatrzańskie powstało już w 1873 roku. Warto pamiętać, że trzy pierwsze oddziały terenowe PTT powstały właśnie w Galicji wschodniej: w 1876 w Stanisławowie i Kołomyi, a w 1883 roku we Lwowie. Oddział stanisławowski, założony przez dra Marcelego Eminowicza, przetrwał tylko do 1892, by odrodzić się ponownie w 1923 roku. Także oddział lwowski miał w latach 1887-1921 przerwę w działalności. W tej sytuacji głównym organizatorem turystyki górskiej w Galicji wschodniej był Oddział Czarnohorski z siedzibą w Kołomyi, który od razu rozwinął niezwykle ożywioną działalność. Oddział ten uruchomił i prowadził schroniska, a także działalność naukową, wydawniczą i społeczno-kulturalną, a od 1884 roku urządzał wystawy etnograficzne. Zainicjował wydawanie periodyku turystycznego ‘Turysta’, redagowanego przez Leopolda Wajgla, oraz przewodnika po Czarnohorze autorstwa Henryka Hoffbauera (1898 r.).
W okresie międzywojennym, po reformie statutowej PTT w 1922 roku, w Galicji wschodniej nowe oddziały Towarzystwa powstały w Stanisławowie (1923 r.), Stryju (1930 r.), Drohobyczu (1930 r.) i Kosowie (1935 r.). Pierwsze schronisko PTT w Karpatach Wschodnich – a równocześnie pierwsze poza Tatrami – powstało w 1878 r. na połoninie Gadżyna pod Szpyciami w Czarnohorze. Był to prymitywny obiekt wykorzystujący pasterską staję. Już w 1880 r. wytyczono doń pierwsze szlaki turystyczne. Oddział Czarnohorski wzniósł niemal równocześnie także schrony na Zroślaku pod Howerlą i w Zawojeli. Te skromne obiekty ułatwiały zwiedzanie Czarnohory tak od strony Żabiego jak i Worochty. W 1883 r. oddano turystom trzecie schronienie, pod Popem Iwanem – na Gropie. W 1892 r. z inicjatywy Oddziały Czarnohorskiego powstały w Beskidach Wschodnich nowe obiekty. W Żabiem powstał okazały Dworek Czarnohorski, a w 1895 r. inny w Worochcie. W 1897 r. Worochta wzbogaciła się o kolejny obiekt noclegowy PTT-u. W chwili wybuchu I wojny światowej było w Karpatach łącznie 13 schronisk, z tego trzy w Beskidach Wschodnich: w Worochcie, na Zroślaku i w Żabiem. Podczas pierwszej wojny schroniska wschodniokarpackie, zajęte czasowo przez wojska rosyjskie, uległy dewastacji.
Góry te opiewane były w poł. XIX w. przez pierwszego polskiego geografa Wincentego Pola, zaś w okresie międzywojnia przez Stanisława Vincenza, autora fascynującego dzieła ‘Na wysokiej połoninie’. Tutaj też Sergiusz Piasecki umieścił akcję swej sensacyjnej powieści ‘Kochanek Wielkiej Niedźwiedzicy’. Opiekę nad Hucułami roztaczało Towarzystwo Przyjaciół Huculszczyzny, na czele którego stał płk Norbert Sokołowicz a także wzmiankowany poeta Stanisław Vincenz. W latach 30-ych urokiem Czarnohory i jej mieszkańców – Hucułów zafascynowali się polscy twórcy filmowi. Była Huculszczyzna także ulubionym miejscem wakacyjnych wypraw moich rodziców. Już od dziecka wiedziałem więc o pięknej i urokliwej krainie rozciągniętej wzdłuż linii kolejowej biegnącej doliną Prutu, a nazwy stacji kolejowych – Delatyn, Dora, Jaremcze, Mikuliczyn, Tatarów, Worochta i Woronienka – znałem na pamięć. Wśród rodzinnych pamiątek z międzywojnia zachowała się także mała kolekcja kart pocztowych, do której zaglądałem od czasu do czasu.
Po wojnie na szereg lat zostaliśmy odcięci od możliwości wyjazdów w Gorgany czy też na Czarnohorę. Po raz pierwszy zawitałem do Lwowa – miasta młodości mojej Matki – w 1991 roku, u samego początku lata, gdy dni były długie i ciepłe, więc włóczenie się po królewskim mieście było samą przyjemnością. Potem były kolejne wyjazdy na Kresy południowe i północne. I pewnego roku nadszedł czas, że zawitałem także w góry znane z opowieści moich rodziców. Pojechaliśmy małą dziewięcioosobową grupą. Lipiec, czas, gdy górskie wędrowanie sprawia przyjemność, nawet, gdy czasami pada ulewny deszcz. Oto zwięzła relacja z tego ośmiodniowego wyjazdu.
17 lipca (sobota) – Wyjazd naszej grupy z południowej części Łodzi nastąpił około7:50. Szybka jazda w kierunku granicy przez Tarnobrzeg, Jarosław i Przemyśl. Po przejechaniu ok. 440 km i prawie 2,5 godzinnym oczekiwaniu w pasie granicznym w Medyce – Szeginiach przekroczyliśmy granicę ostatecznie o 16:40. Napis na tablicy głosił – Lwów 72 km. Przestawienie zegarków o godzinę do przodu. Jazda do Lwowa, krótka przechadzka po Wałach Hetmańskich, placu Mariackim i w okolicach katedry. Zakwaterowanie – zamiast w hotelu „George” w ścisłym centrum, gdzieś na przedmieściu. Wracamy busem do historycznego centrum – bardzo późnowieczorne zwiedzanie starówki lwowskiej. Obiadokolacja o 22:30 w restauracji przy Wałach Hetmańskich niedaleko Teatru Wielkiego. Powrót do hotelu.
18 lipca (niedziela) – Rano po śniadaniu dalsze intensywne zwiedzanie Lwowa. O godz. 11:00 udział w mszy świętej w języku polskim w archikatedrze lwowskiej i ok. godz. 13 wyjazd ze Lwowa. Po drodze zwiedzamy ruiny zamku Zawiszy Czarnego w Starym Siole (piękny przykład polskiego renesansu na Kresach), malowniczo położony zamek w Świrzu (ostatnim właścicielem był Tadeusz ‘Bór’ Komorowski). Przejazd z krótkimi zatrzymaniami w Bursztynie, gdzie robię zdjęcia kościoła chrzcielnego mojej matki i w Haliczu. Przyjazd do Kołomyi i przechadzka po centrum. Zatrzymanie się przy starej cerkiewce na przedmieściach miasta. Przejazd na nocleg do Jaremcza. Obiadokolacja w restauracji i zakwaterowanie w prywatnym rodzinnym pensjonacie.
19 lipca (poniedziałek) – Po bardzo wczesnym śniadaniu przejazd busem przez Nadwórną do Rafajłowej (dzisiaj Bystrycia). Wycieczka górska na Przełęcz Legionów, gdzie spotykamy dużą grupę Węgrów z czterech krajów wędrujących łańcuchem wschodnich Karpat. Zapalenie znicza na mogile Legionistów, wejście na Przełęcz Panter , skąd piękne widoki na Gorgany i zejście do Rafajłowej. W drodze powrotnej do Jaremcza zwiedzenie malowniczych ruin w zamku w Pniowie. Obiadokolacja w restauracji.
20 lipca (wtorek) – Rano przejazd busem do Zaroślaka. Wycieczka górska w dużym stopniu dawną linią granicy polsko-czechosłowackiej na Howerlę, Breskuł, a następnie przejście trawersami w kierunku Jeziora Niesamowitego. W czasie schodzenia do Zaroślaka od 16:02 przez kilkadziesiąt minut idziemy w silnym deszczu. Potem już nie deszcz, lecz przybierająca woda utrudnia schodzenie w dolinę. Około 17:30 jesteśmy koło busu w Zaroślaku. Powrót do Jaremcza. Kolacja w restauracji. Suszymy nasze obuwie. Jutro nie będzie się nadawać do chodzenia.
21 lipca (środa) – Po wczorajszym mokrym dniu dzień lżejszy. Przejazd busem i dalsza piesza wycieczka do Rezerwatu Skał Dobosza. Następnie piesze przejście w kierunku jednego z wodospadów na Prucie. Po wczorajszej ulewie rzeka niosła drobny materiał skalny. Spacer po targu huculskim. Wczesny tego dnia obiad w pobliżu wodospadu. Pieszy powrót przez Jaremcze do miejsca noclegowego. Już wcześniej nie byliśmy zainteresowani możliwością zorganizowania dla nas tzw. wieczoru z huculską muzyką. Wieczorem wybraliśmy obecność na nabożeństwie w pobliskiej cerkwi grekokatolickiej w Jaremczu. Po powrocie kolacja. Nocleg w Jaremczu.
22 lipca (czwartek) – Przejazd busem do Dzembronii. Piesza wycieczka górska na Smotrec – ze szczytu widoczny Pop Iwan. To tam znajduje się widoczny z dala tzw. „Biały Słoń” – dawne polskie, oddane do użytku 29 lipca 1938 roku po zaledwie dwuletniej budowie, a obecnie kompletnie zdewastowane obserwatorium meteorologiczno-astronomiczne. Po zejściu do Dzembronii spożywamy obiad złożony z dań regionalnych w małej prywatnej jadłodajni dla turystów w zagrodzie huculskiej. Właścicielka rozmawia z nami po polsku, bo jak mówi w ostatnich latach ma wielu polskich turystów. W drodze powrotnej zwiedzanie huculskiej grażdy, czyli huculskiej zagrody z XVIII wieku w Zarzeczu oraz Muzeum Iwana Franko w Krzyworównii, gdzie jedna z sal poświęcona jest Stanisławowi Vincenzowi. Powrót na nocleg do Jaremcza i nasza tradycyjna własna kolacja z wykorzystaniem produktów kupowanych w miasteczkach doliny Prutu.
23 lipca (piątek) – Przejazd busem przez Nadwórną do niewielkiej miejscowości Maniawy – zwiedzenie Skitu Maniawskiego, obronnego klasztoru z XVI wieku będącego w rękach prawosławnych a następnie przejazd i wycieczka piesza do pobliskiego wodospadu Maniawskiego. Bardzo malownicze miejsce do którego, na szczęście, nie dotarła cywilizacja. Obiad w restauracji w Jaremczu. To nasz ostatni wieczorny posiłek w górach.
24 lipca (sobota) – To już ostatni dzień naszej wyprawy. Przejazd do Stanisławowa (spacer po starówce). Jazda przez Bursztyn, Rohatyn (zwiedzanie) do Lwowa. Godzinne zwiedzenie Cmentarza Łyczakowskiego i cmentarza Orląt Lwowskich. Przejazd do Żółkwi i zwiedzanie dawnego prywatnego miasta Stanisława Żółkiewskiego i Jana III Sobieskiego (kościół Dominikanów, zamek, kolegiata św. Wawrzyńca, cerkiew grekokatolicka, synagoga, rynek). Powrót do Lwowa na 3 godziny. Posiłek w restauracji „Złoty Wieprz” w podziemiach kamienicy przy Rynku. Jazda ku granicy, nowe oczekiwanie na możliwość przejazdu, nocna jazda do Łodzi. Zakończenie naszej wyprawy już w niedzielę w Łodzi ok. 4 rano czasu polskiego. Było warto.
Dzisiaj organizację takiej wyprawy można zlecić wielu biurom turystyki zagranicznej w Polsce. Naprawdę warto, by poznać przeszłość i teraźniejszość tej pięknej górskiej krainy opiewanej i wspominanej przez wielu Polaków. Ziemi nie tylko pięknej, ale także gościnnej, która z otwartymi ramionami wita wszystkich wielbicieli górskich wędrówek.