Poniżej zamieszczamy tekst Artura Zawiszy opisujący sytuację w Związku Żołnierzy Narodowych Sił Zbrojnych, jaka powstała po publikacji w „Gazecie Wyborczej” artykułu oskarżającego prezesa ZŻNSZ Karola Wołka o znęcanie się nad byłą żoną oraz niejasne sprawy finansowe związane ze Związkiem NSZ i Fundacją im. Kazimierza Wielkiego prowadzoną przez Wołka. Działacze ZŻNSZ domagają się obecnie odwołania Wołka z funkcji, czemu dali wyraz w specjalnym oświadczeniu.
Ćwierć wieku mojego życia upłynęło vis a vis tradycji Narodowych Sił Zbrojnych oraz w służbie w Związku Żołnierzy NSZ jako współzałożyciel i w swoim czasie prezes.
W 1990 roku jako młodzi studenci wespół z synem legendarnego profesora KUL Iwo Benderem oraz obecnym warszawskim adwokatem Marcinem Zaborskim zamówiliśmy w lubelskiej katedrze mszę za dusze ofiar tzw. procesu 23-ech, na której spotkało się środowisko NSZ-owców i postanowiło powołać Związek Żołnierzy NSZ. Prezesem został poważany w Lublinie dr Bohdan Szucki, który do swej śmierci był prezesem honorowym Związku, a na mnie do końca swoich dni mówił nie inaczej niż: Arturku…
Z wieloma kombatantami spotkaliśmy się równolegle na niwie politycznej w Zjednoczeniu Chrześcijańsko-Narodowym, którego prezesem był dawny żołnierz NOW prof. Wiesław Chrzanowski. Wtedy jednak młodsze pokolenie udzielało się głównie politycznie, a kombatanci już na emeryturze, a jeszcze pełni zapału tworzyli Związek własnymi siłami. Spotykaliśmy się przeważnie na zjazdach Związku, na których jako działacze i posłowie najpierw ZChN, a potem Prawa i Sprawiedliwości udzielaliśmy moralnego i politycznego, np. ustawodawczego, wsparcia Związkowi.
W pierwszych latach XXI wieku słabnący już prezes Szucki uznał, że Związek nie może odejść wraz ze śmiercią ostatniego kombatanta, lecz musi zostać przejęty przez młodsze patriotyczne pokolenie. Około roku 2004 zaprosił na spotkanie z kombatancką elitą ówczesnych posłów PiS Marka Jurka, Mariusza Kamińskiego i mnie. Zaproponował nam objęcie pieczy nad Związkiem i wprowadzenie doń młodych narodowców. Jednak wkrótce potem Marek Jurek został marszałkiem Sejmu, a Mariusz Kamiński szefem CBA i ów obowiązek spoczął na mnie.
Od roku 2005 Związek zaczął przyjmować spadkobierców tradycji NSZ nie będących kombatantami, a w 2008 roku wybrał mnie (wtedy już po skończonej służbie poselskiej) na prezesa Związku. Wybór na prezesa był zdecydowany, gdyż trzy czwarte delegatów poparło moją kandydayturę, natomiast przeciwna była jedna czwarta wywodząca się z Mazowsza i głosząca tezę, że do Związku nie należy przyjmować młodego pokolenia, a Związek powinien ulec rozwiązaniu po śmierci ostatniego kombatanta (lider tej grupy pan Mróz przez blisko dwadzieścia lat był także osobistym przeciwnikiem prezesa Szuckiego i jego najbliższego warszawskiego współpracownika wiceprezesa Grzebskiego).
Moja prezesura przypadła na najcięższe lata rządów Platformy Obywatelskiej walczącej z przejawami patriotyzmu, a w szczególności z dziedzictwem obozu narodowego i narodowego podziemia zbrojnego. Mimo to udało się odnieść dużej rangi sukcesy: skłonienie TVP do finansowania filmu „Historia Roja” kwotą 4 mln zł, podpisanie przez Związek umowy na 50 tys. zł z producentem tegoż filmu, nawiązanie partnerskiej współpracy z Urzędem ds. Kombatantów i Osób Represjonowanych, podpisanie z TVP umowy o tzw. notacjach historycznych (śmierć w katastrofie smoleńskiej prezesów Kurtyki i Cywińskiego uniemożliwiła ich realizację), doprowadzenie do uchwalenia przez Sejm uchwały na 70-lecie NSZ (mimo niekorzystnej większości parlamentarnej), podtrzymanie tradycji dorocznych pielgrzymek do sanktuarium w Kałkowie-Godowie (kiedyś prawie zginąłem w wypadku samochodowym, pędząc na rozpoczęcie uroczystości), powołanie Polskiego Komitetu Budowy Pomnika żołnierzy NSZ z prof. Janem Żarynem na czele, doprowadzenie do współorganizowania przez Związek Żołnierzy NSZ (wespół z Młodzieżą Wszechpolską i ONR) Marszów Niepodległości i uczynienie z symboliki NSZ motywu przewodniego tych Marszów. Oczywiście działaliśmy w trudnych warunkach, a ja osobiście ze swej strony przekazałem Związkowi de facto darowiznę 20 tys. zł na pokrycie koniecznych kosztów lokalowych. W tych trudnych warunkach nie było możliwe utrzymanie lokalu ani prowadzenie pełnej dokumentacji Związku, ale utrzymanie istnienia Związku się powiodło.
Dodatkowo musieliśmy sobie radzić z dywersją grupy rozłamowej z Mazowsza, która nie omieszkała złożyć wniosku o unieważnienie zjazdu z roku 2008 do prezydent m. st. Warszawy nadzorującej stowarzyszenie. Hanna Gronkiewicz-Waltz skwapliwie skorzystała z okazji i z powodu niechęci ideowej doprowadziła do sądowego unieważnienia zjazdu z powodu jakoby nadmiernej ilości delegatów z okręgu lubelskiego, na co jako uczestnik zjazdu nie miałem wpływu. Natychmiast odbył się ponowny zjazd i powtórzył wyniki wyborów z roku 2008.
W roku 2011 chciałem osobiście złożyć wniosek o wybór na mojego następcę młodego działacza Karola Wołka, który wydawał się oddanym sprawie ideowcem. Z Karolem współdziałaliśmy od lat i zawsze wydawał się człowiekiem moralnym, pracowitym i koleżeńskim. Jednak wtedy kombatanci uznali, że jest on elementem niepewnym i ze swej inicjatywy wybrali na prezesa sędziwego Zbigniewa Kuciewicza. Przez kilka lat jego prezesury zgodnie współpracowaliśmy z Karolem w jednym zarządzie: ja jako wiceprezes, on jako sekretarz.
Przełom nastąpił, gdy w krótkim odstępie czasu zmarli: honorowy prezes Szucki i ostatni prezes kombatant Kuciewicz. Wtedy ideowiec Karol Wołek stał się Karolem Wołkiem cynikiem, który pochował prezesów i postanowił utuczyć się na Związku. Najważniejsze dla niego było oczyszczenie przedpola, czyli pozbycie się ze Związku najbardziej doświadczonych działaczy i przyjaciół takich, jak szef Straży Marszu Niepodległości Przemysław Czyżewski, były dyrektor Agencji Filmowej przygotowujący współpracę TVP z producentem „Historii Roja” Andrzej Turkowski czy były prezes Związku w moje osobie. Zaczęło się od wycofania rekomendacji dla mnie do wystąpienia w imieniu Związku na Marszu Niepodległości w roku 2016 (rok później Karol Wołek, mimo prób wdarcia się, nie został dopuszczony na scenę Marszu Niepodległości), potem bezprawnie rozwiązany został Okręg Mazowiecki z Przemysławem Czyżewskim na czele (następnie powołany na nowo z rozłamowcami z roku 2008!), wreszcie Andrzej Turkowski poddany fałszywym oskarżeniom został razem ze mną i Przemkiem Czyżewskim wykluczony ze Związku.
W tej sytuacji prawie przed rokiem zaproponowałem tym i innym kolegom (np. z Grupy Rekonstrukcji Historycznych NSZ) podpisanie dyskrecjonalnego pisma skierowanego do zamkniętej grupy osób, a dotyczącego nadużywania przez Karola Wołka prezesury w Związku Żołnierzy NSZ do sui generis wyłudzania publicznych pieniędzy z instytucji państwowych na rzecz całkowicie prywatnej i będącej poza kontrolą społeczną Fundacji im. Kazimierza Wielkiego. Na początku tego roku dotarliśmy do dokumentów sądowych Fundacji oraz dokumentacji udzielonej przez Ministerstwo Obrony Narodowej i Urząd ds. Kombatantów i Osób Represjonowanych. Zawierały one szokujące dane na temat skali i kierunku przepływów finansowych, co daje domniemanie czynienia ich w istocie na szkodę Związku Żołnierzy NSZ, a dla osobistych korzyści – tu na pewno potrzebny jest rzetelny audyt.
Równolegle dotarły do nas osoby, które poinformowały nas o prokuratorskim akcie oskarżenia i wyroku skazującym Karola Wołka w pierwszej instancji za znęcanie się i pobicie żony. Kiedy przeczytaliśmy dokumenty w tej sprawie, dostrzegliśmy także szczególnie podły wniosek o zmniejszenie alimentów na własne dziecko z 400 do 100 zł ze względu na rzekome zarobki w wysokości 25 zł miesięcznie. Idzie o dziecko z małżeństwa, w którym Karol Wołek się rozwiódł, a obecnie wedle swej argumentacji potrzebuje pieniędzy na utrzymanie dziecka ze związku konkubenckiego.
W tej sytuacji wiosną tego roku powstały projekty dwóch pism skierowanych do imiennie wybranych osób. Pisma w sprawach prawnokarnych oraz pisma w sprawach nadużyć finansowych (pominęliśmy już wątek prawdopodobnego okradania własnej żony z pieniędzy i majątku, na co istnieją wyraźne ślady). Jak grom z jasnego nieba spadła na nas informacja, że niektórymi watkami tych spraw interesuje się „Gazeta Wyborcza”, gdyż jej dziennikarz zaczął dzwonić do różnych osób z pytaniami na to wskazującymi. Rzecz jasna nie inspirowałem tego, ale rozmawiałem z tym dziennikarzem, ponieważ do mnie także zadzwonił, natomiast nie udzieliłem mu żadnej wypowiedzi on the record i off the record ani też nie przekazałem mu żadnych dokumentów (z jego pytań wynikało, że już nimi dysponował). W tej sytuacji nalegałem na kolegów, aby podpisać oba pisma jeszcze przed zapowiadaną publikacją, aby móc w przyszłości spojrzeć w oczy tym, którzy zapytają: co zrobiliście w tych sprawach zanim zainteresowała się nimi wraża gazeta?
Jednak koledzy nie zdecydowali się podpisać pisma w nadzwyczajnym pośpiechu, oczekując na gazetową publikację oraz jej skutki. Kilka tygodni temu przeczytaliśmy obszerny artykuł, który (pomijając specyficzną poetykę) co do zasady potwierdzał naszą wiedzę, opierając się na z grubsza podobnych dokumentach (w absolutnej większości powszechnie dostępnych, jak np. wyroki sądowe, sprawozdania Fundacji czy dokumentacja finansowania z funduszy publicznych).
Po tym artykule działający w panice Karol Wołek doprowadził do powstania żenującego, a nade wszystko przeważnie kłamliwego oświadczenia, w którym bezpodstawnie atakuje Andrzeja Turkowskiego, Przemysława Czyżewskiego i mnie. Aż wstyd czytać takie kłamstwa wynikające z tego, iż być może kończy się dolce vita cynicznego prezesa uwłaszczonego na Związku.
Mimo smutku i przykrości z satysfakcją czytam wniosek blisko stu działaczy Związku Żołnierzy NSZ, którzy wnioskują o Nadzwyczajne Walne Zebranie. Jest nadzieja…