Jacek Kędzierski – Polska drugim Izraelem i niemiecką kolonią

W upalny, majowy wieczór, dzięki Klubowi Spotkania, w ramach cyklicznych spotkań połączonych z debatą, w Instytucie Europejskim w Łodzi można było wysłuchać niezmiernie ciekawego wykładu wygłoszonego przez Przemysława Żurawskiego vel Grajewskiego. Tematem spotkania była „Bieżąca polska polityka zagraniczna w regionie Europy Środkowo-Wschodniej (V4, B9, Trójmorze). Wybrałem się i ja na to spotkanie albowiem „V4” brzmi dla mnie tajemniczo i bardziej znajomy jest mi kryptonim „V1, iV2”, zaś „B9” bardziej kojarzy mi się symbolem zaleconej kiedyś przez medyka witaminy, niż z polityką zagraniczną.

„Układ Wyszehradzki”
Prelegent przypomniał, czym jest „V4”, wcześniej „V3”. Rzecz szła o tzw. grupie wyszehradzkiej, utworzonej w 1991r. w tym samym miejscu, którym kilkaset lat wcześniej Kazimierz Wielki wykuwał pozycję Królestwa Polski na mapie Europy środkowej, co niedawno ukazał telewizyjny serialik. Współcześnie szło jednak o zbudowanie pozycji trzech państw położonych pomiędzy Bałtykiem a środkowym Dunajem – Czechosłowacji, Polski i Węgier po rozsypce Układu Warszawskiego i RWPG. Niestety, jak pamiętam, zamiast budowie niezależnej pozycji tych państw, cały impet poszedł na pochłonięcie ich przez unijny zachód Europy. Grupa ta miała bowiem za zadanie przygotowanie tych krajów do przyjęcia ich przez Brukselę. Teraz natomiast, tj po 2015r. rząd polski przystąpił do odbudowy tej grupy, której konstrukcja, skutkiem działań Ewy Kopacz, uległa poważnemu osłabieniu. Powodem była postawa tej platformerskiej polityk w sprawie kryzysu emigracyjnego, oznaczająca de facto zdradę pozostałych państw Grupy Wyszehradzkiej. Rzecz jasna, pozycja Polski, z racji na jej potencjał ludnościowy w tej grupie państw jest najistotniejsza.

„Bukaresztańska dziewiątka”

Obok realizacji wspólnych zadań gospodarczych dostrzeżono w Europie środkowej wspólne zadania militarne, które odkryto po wybuchu wojny domowej na Ukrainie. Widząc w tamtym zadnieprzańskim konflikcie zagrożenie dla krajów tej części Europy Rumunia wystąpiła z inicjatywą militarną w imię konieczności podjęcia polityki odstraszania wroga, bardziej wyimaginowanego niż realnego, a nawet potencjalnego. W ten sposób, z uwagi na to, że strach ma wielkie oczy, zawiązała się bukaresztańska dziewiątka – „B9”. Tworzą ją cztery państwa wyszehradzkie, trzy byłe republiki nadbałtyckie oraz Rumunia i Bułgaria. Co ciekawe, nie wszystkie kraje zawnioskowały o zwiększenie u nich kontyngentu natowskiego. Czechy, Słowacja i Węgry – nie. To mnie nie dziwi, wszak śpiącego misia nie należy szarpać za uszy, co najwyżej można przed nim, lecz na cudzym polu postawić stracha na wróble, który otrzyma nazwę „wysunięta obecność”. Tej wysuniętej obecności przyszłościowy, ewentualny agresor będzie się obawiał do tego stopnia, że agresji nie podejmie – takie jest założenie „B9”. Oby tylko owa „wysunięta obecność” w razie agresji nie cofnęła się tak szybko, jak szybko pojawiła się i istnieje w sposób permanentny ale i rotacyjny, co wykazałoby, że poziom odstraszania w Europie środkowej okazał się papierowy. Obawa ta jest uzasadniona wobec zniesienia zasadniczej służby wojskowej w Polsce oraz cięć budżetowych na siły zbrojne w latach 2008-2015. Dalsze zadania militarne to zwiększanie budżetu wojskowego oraz tzw. „military mobility”, czyli wprowadzenie „wojskowego Schengen” – likwidację wszelkich barier na granicach i na trasach przerzutu wojsk. Tu mówca podkreślił, że “mosty w Polsce muszą być takie, by wytrzymywały przejazd kolumny czołgów”. Zadanie wspierania budowy takich mostów, zdaniem prelegenta ma należeć do Unii. Centralny port lotniczy, ma również służyć celom militarnym – służyć jako baza do przerzutu wojsk. Pentagon jest w umyśle prelegenta największy sojusznikiem Polski, najlepiej rozumiejącym sytuację w Europie środkowej i “naturę rosyjskiego zagrożenia”, To tyle, tytułem naświetlenia kryptonimu „B6”, pod którym kryje się bukaresztańska grupa lobbingowo-odstraszająca wewnątrz NATO, będąca jednocześnie forum współpracy polsko-rumuńskiej.

To wszystko ma ostrze wyraźnie “antyrosyjskie” i zarówno rzekomo Polska, jak i (być może) Rumunia to dwa kraje silnie proamerykańskie i zarazem wrofie Rosji, w których – zdaniem prelegenta – nie ma co wysuwać w ramach kampanii wyborczej hasła „poprawy stosunków z Rosją”. Podobno też zarówno Polacy, jak i Rumunii nie zaglądają na witryny Sputnika, czy Russia Today. Jeżeli byłoby to prawdą, to bardzo źle by o tych nacjach świadczyło, jako że oznacza to niewiedzę, co kiedyś może się dla nich źle skończyć, lecz tego mówca wydaje się nie dostrzegać.

„Trójmorze”

Kolejną inicjatywą i tytułowym hasłem do rozszyfrowania jest „Trójmorze”. Powstało ono niedawno z inicjatywy Polski i Chorwacji, a prócz nich tworzy je osiem pozostałych ww. państw oraz Austria i Słowenia, tworzących trójkąt, wsparty wierzchołkami o Adriatyk, Bałtyk i M. Czarne. Jego zadaniem ma być rozwój infrastruktury, głównie drogowej, z via Carpatia na czele, biegnącej od Kłajpedy przez Litwę, wschodnią Polskę, Słowację, Rumunię. Zatem, aby Białystok zyskał autostradowe połączenie z Rzeszowem należało zawiązać taką oto, częściowo egzotyczną strukturę. Dość ciekawy projekt na rozwiązywanie krajowych problemów drogowych i kolejowych, zważywszy, że dotychczas Polska miała problemy z utrzymaniem dawnej „magistrali węglowej” – „Śląsk – porty”. Tę politykę spójnościową ma umożliwić dalsze otwieranie rynków zbyty tej biedniejszej „12” na produkty bogatego „Zachodu”, w przypadku Polski, głównie niemieckie. W zamian biedni otrzymają infrastrukturę drogową. Prócz „via Carpatia” planuje się dwa inne południkowe szlaki autostradowe. Być może kiedyś ten szlak zyska odnogę ukraińską. Ponieważ w grę wchodzi również infrastruktura gazowa, Trójmorzem zainteresowana jest Ameryka, jako że ta infrastruktura uczyni z Polski rynek zbytu na tamtejszy gaz.

Ukraina

A propos Ukrainy, a zwłaszcza wykazywanego w tym kraju pietyzmu dla banderowskiego nazizmu, mówca stwierdził, że tenże tam, nad Dnieprem postrzegany jest z sentymentem i czczony jako zbrojny opór wobec sowietyzacji Ukrainy. Z tego względu porównywany bywa z polską, akowską partyzantką. O tym, że banderyzm jest sprawcą zbrodni ludobójstwa na narodzie polskim, o tym w Kijowie „cicho sza”. Czy prelegent, chwalący się licznymi kontaktami na Ukrainie, podejmował próby naświetlenia tam obrazu zupełnie odmiennego postrzegania banderowskiego nazizmu w Polsce? Tego prelegent nie ujawnił, a ja wątpię, by będąc nad Dnieprem takiej misji uświadamiającej Ukraińców i wzywajacej do oczyszczenia, tj. debanderyzacji tego kraju i przeprowadzenia procesu podobnego do tego, który po II wojnie światowej przeprowadzono w Niemczech i Austrii, próbował się podjąć.

Geopolityka

Wszystkie te rozważania polityk gospodarczej i militarnej Polski i całej Europy środkowej należy w prowadzić na szersze pole, na geopolitykę. Na tym polu Polska militarnie ma być, a może poprawniej, już jest, drugim Izraelem, a gospodarczo od prawie ćwierć wieku niemiecką kolonią. Co to oznacza? Otóż, z jednej strony Polska ma być najwierniejszym, a może nawet „ślepo ufającym” sojusznikiem Stanów Zjednoczonych, na równi z Izraelem. Skąd zatem nagonka na Polskę w związku z wewnętrznymi jej działaniami, mającymi na celu penalizację stosowania w polityce, kulturze i sztuce oraz w mediach zbitki pojęciowej „the polish death camps”. Wszystkowiedzący prelegent udzielił odpowiedzi także i na to pytanie. Otóż zamieszanie to nie wynika z pogorszenia relacji międzypaństwowych w trójkącie USA – Izrael – Polska ale jest wyłącznie następstwem toczącej się w Izraelu kampanii wyborczej. Krytyka polskiej ustawy miałaby pomóc jednemu z żydowskich ugrupowań politycznych w zwycięstwie wyborczym. Wszystko to przypomina mi odwracanie kota ogonem, spowodowane dogmatem wielkiej polskiej polityki zagranicznej USA: Izrael z Polską to dwaj najwięksi sojusznicy Stanów Zjednoczonych Ameryki. Pentagon zaś, to największy sojusznik polski, najlepiej rozumiejący naturę “ rosyjskiego zagrożenia”, który, zdaniem prelegenta, istnieje.