Żyjemy w czasach, w których mówi się o licznych wykluczeniach. Dotyczą one ludzi. Także Polaków. W dużej mierze wynikają z totalitarnego podejścia państw do swoich własnych obywateli. Z tej manii, iż należy zadbać o człowieka od urodzenia aż do śmierci.
W rzeczywistości współczesne państwa niszczą samodzielność myślenia i działania pojedynczego człowieka, gdy zaś pogubi się on w tym całym kłębowisku zakazów, nakazów i ograniczeń, jest po prostu wyrzucany na cywilizacyjny śmietnik. W biały dzień, w białych rękawiczkach, z szyderstwem i nieodwracalnie. Doszło do tego, że w Stanach Zjednoczonych – w otoczeniu kandydatki do prezydentury – mówiło się o ‘białych śmieciach’, bo przecież nie udało się im ziemskie bogactwo.
Czy u nas w Polsce jest lepiej? Nie sądzę. Lista wykluczeń jest niezwykle długa i wymaga całego cyklu artykułów. Zacznę od tego, co może nie jest najważniejsze, ale jest na czasie. Oto w Radzie Miejskiej snute są pomysły kolejnej podwyżki biletów komunikacji publicznej. Może nie są to drastyczne podwyżki, ale spychają one kolejne osoby w komunikacyjny niebyt. Starożytny Rzym był miastem milionowym, otoczonym murami obronnymi, zaś komunikacja zbiorowa nie istniała. Jak rozwiązano zatem problemy miasta, aby mogło sprawnie funkcjonować? Powiedzmy krótko: rozwiązano!
Nasza Łódź, miasto aspirujące do małego Expo w roku 2022 – dwa tysiące lat później, ma niekończące się problemy z mieszkaniami i komunikacją, która współcześnie jest jednym z głównych czynników rozwoju. Samochód, autobus, tramwaj, rower, własne nogi wędrowcy, riksza i dziecięcy wózek a także wózek inwalidzki – to wszystko widzimy w przestrzeni miasta, ale czy naprawdę w centrum modernizującego się miasta widzimy w ostatnim ćwierćwieczu wszystkich łodzian?
Odpowiedź jest zdecydowanie przecząca, i właśnie dlatego nigdy nie robi się badań, czy starsze osoby bywają w centrum miasta, jak często i w jakim celu. To pytania tabu. To zagadnienie, o którym nie wolno głośno mówić. W ogóle nie wolno mówić, bo fawele to są w takiej np. Brazylii i gdziekolwiek, ale nie w Łodzi. Nasze miasto, to miasto przyszłości, młodości i radości, wystaw, festiwali, nowych centrów i ciekawych instalacji czasowych.
Tymczasem Łódź ma swoje fawele. Rozliczne fawele biedy i zaniedbań. I fawele wykluczeń. Do jednych z takich wykluczeń należy trudno dostrzegalne wykluczenie komunikacyjne – znacznie dokuczliwsze, niż wykluczenie cyfrowe – chociaż nikt oficjalnie nie używa takiego terminu. Tysiące łodzian nie oddala się od swojego miejsca zamieszkania, nie znają innych dzielnic, zaś zmiany w centrum miasta znają wyłącznie z programów telewizyjnych. To absolutny temat tabu dla elit rządzących naszym miastem. W rzeczywistości ten problem można rozwiązać znacznie prościej, niż wiele innych.
Jestem daleko od rozwiązań socjalnych, ale blisko mi do racjonalnego myślenia, zresztą w wielu kwestiach wcale nie trzeba wyważać otwartych drzwi. Niektóre rozwiązania są znane od dziesiątków lat w innych krajach. Każde miasto, także Łódź, ma takie narzędzie, które może pomóc w wyrównywaniu szans i zapobieganiu wykluczeniu komunikacyjnemu. To jest właśnie komunikacja zbiorowa. Jest tajemnicą poliszynela, czyli powszechnie znaną prawdą, że poza godzinami szczytu komunikacyjnego, autobusy a zwłaszcza tramwaje nie są przeładowane, czasami są wręcz pustawe. Każdy, kto nie przepędza rozumu ze swojego życia, wie że właściciel samochodu osobowego wiezie nie tyle siebie, co raczej samochód, bo sam waży co najwyżej kilkanaście procent całej masy. Podobnie jest z autobusami i tramwajami. Decydenci powinni obudzić swój zbiorowy rozum. Rozwiązanie jest bowiem proste. Tak zrobiono przed laty m.in. w Sztokholmie, gdzie przyjęto niezwykle proste rozwiązanie – dla starszych osób przygotowano propozycję biletu miesięcznego, kilkakrotnie tańszego, ale w wersji wykluczającej korzystanie z transportu zbiorowego w godzinach szczytu. Prawda, że to proste, ale tam była wola polityczna! Łódź szczyci się tym, że ma najstarszą elektryczną sieć tramwajową w byłej Kongresówce, ale czy potrafi być prawdziwie nowoczesną w odniesieniu do ludzi. Niedawno jeden z radnych rzucił propozycję, by osoby powyżej 65 roku życia mogły jeździć przez cały rok za jedyne 50 złotych. Pomysł przepadł, bo – jak sądzę, był mało przemyślany a za to mocno populistyczny. Odwoływał się do emocji a nie do rozumu. Dlatego poddaję radzie miejskiej naszego miasta pod rozwagę pomysł, aby w ofercie biletowej wprowadzić znacznie tańsze bilety dla osób na emeryturze lub rencie, które nie ukończyły 70 roku życia, o ile zdecydują się korzystać z komunikacji zbiorowej poza ustalonymi godzinami szczytu przewozowego. Taki 90.dniowy bilet ‘pozaszczytowy’ mógłby kosztować np. 48 złotych, czyli połowę tego, ile kosztuje emerycki, zaś roczny np. 144 złote, czyli równowartość trzech biletów 90.dniowych. Jestem przekonany, że starsze osoby nie będą jeździć godzinami dla zabicia czasu, zaś łódzkie MPK zainkasuje dodatkowe pieniądze, o których dzisiaj nie ma nawet co marzyć.
Jest jeden warunek – trzeba także myśleć o ludziach – a nie tylko o przychodach, albowiem politycy są dla ludzi a nie odwrotnie. A przy okazji, każdy radny będzie mógł wpisać sobie do raportu o własnej działalności punkt bardzo istotny – ‘korzystając z własnego rozumu ograniczyłem w moim mieście wykluczenie komunikacyjne tysięcy mieszkańców’.
Jan Szałowski