Konserwatywna część polskiego Internetu pełna jest analogii wiążących unijne wydarzenia z polskimi doświadczeniami okresu PRL. Dziwnym zbiegiem okoliczności wiele dat znajduje tu swoje pokrycie. 13 grudnia 1981 r. Ludowe Wojsko Polskie działając z rozkazu gen. Jaruzelskiego rozjeżdżało nadzieje Polaków na suwerenność. Ćwierć wieku później, również 13 grudnia prezydent Lech Kaczyński bez jednego wystrzału podpisał Traktat Lizboński. Unijny dokument, który rzekomo reformował Unię Europejską nie pozostawiał wątpliwości kto naprawdę decyduje o losie Polski. Nasza Ojczyzna weszła bowiem do struktur UE 1 maja 2004 r., ale suwerenności wyzbyliśmy się dopiero trzy lata później, na mocy zapisów niechlubnego traktatu.
Mimo to od 15 lat świętujemy dzień akcesji w poczet struktur unijnych. Ma to miejsce zaraz obok pochodów o czysto komunistycznym rodowodzie, ponieważ 1 maja nadal funkcjonuje w świadomości Polaków jako Święto Pracy. Inna rzecz, że zwolennicy Unii Europejskiej często mają komunistyczne lub przynajmniej socjalistyczne przekonania. A co z konserwatystami? Co robią tego dnia? Do niedawna protestowali przeciw czerwonym pochodom, gdzie z łatwością można było znaleźć symbolikę rodem z ZSRS. Kiedy lewica w dużej mierze przekierowała swe sympatie na UE, polscy patrioci również musieli zmienić przekaz. Różnica polega przede wszystkim na tym, że miejsce pikiet „przeciw lewakom” zajął „marsz za suwerennością”.
Oczywiście w państwie rządzonym przez unijnych namiestników i klakierów socjalizmu pochód patriotów rodzi obrzydzenie. W tym roku prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski, który niedawno w kampanii wyborczej mówił o potrzebie wolności i swobodzie wyrazu, podjął działania zakazujące marszu. Ostatecznie sąd uchylił decyzje warszawskich urzędników, ale służby zostały postawione w stan gotowości. Przy pierwszej nadarzającej się możliwości mają rozwiązać i spacyfikować marsz. Jaki będzie tego finał? Zobaczcie koniecznie relację Piotra Korczarowskiego w eMisjiTv.