W tegorocznym Marszu Niepodległości udział wziął m.in. Zygmunt Miernik, działacz opozycyjny w czasach PRL, internowany w stanie wojennym. Za protesty przeciw tzw. „grubej kresce” oraz uwłaszczeniu elit politycznych na majątku narodowym ponownie trafił do aresztu, gdzie zyskał przydomek więźnia sumienia III RP.
Zdaniem Miernika udział w patriotycznych uroczystościach 11 listopada jest obowiązkiem każdego Polaka. Nie wystarczy jednak przejść marszem z biało-czerwoną flagą. Wartości podnoszone tego dnia powinny przekładać się na resztę roku, o czym wielu wciąż zapomina. To jeden z powodów, przez które czeka nas jeszcze długi marsz po wymarzoną Ojczyznę.
Opozycjonista twierdzi ponadto, że wciąż istnieje wiele dziedzin, gdzie „komuna tkwi bardzo mocno”. Wyrazistym przykładem jest wymiar sprawiedliwości, gdzie wyroki orzeka się na podstawie wspólnoty interesów tzw. „nadzwyczajnej kasty”, za jaką uważają się sędziowie i prokuratorzy. Wielu z nich korzysta z zeznań policjantów, których słowa traktowane są poważniej, niż zeznania świadków zdarzenia. I tu Miernik zadaje pytanie, dlaczego funkcjonariusze nie są wyposażeni w kamery, jak to ma miejsce na Zachodzie. Pomogłoby to rozwiać wiele wątpliwości w toczących się śledztwach. Mogłoby to jednak przeszkodzić interesom wspomnianej „kasty”, przez co wielu Polaków nadal skazuje się na podstawie słowa przeciw słowu.
Miernik zauważa jednak, że zmiany postępują oddolnie i naród staje się coraz bardziej świadomy. Ponadto docenia fakt, że w dniu takim jak Narodowe Święto Niepodległości znakomita większość Polaków potraf się porozumieć ponad podziałami i wspólnie maszerować.