Według ostatecznych doniesień Marine Le Pen, liderka Frontu Narodowego zdobyła 21,53 procent głosów w I turze wyborów prezydenckich we Francji. Z wynikiem 23,75 % poparcia do II tury przeszedł również liberalny kandydat Emmanuel Macron.
Marine Le Pen w swojej kampanii wyborczej zapowiadała wyjście Francji z Unii Europejskiej i strefy euro oraz radykalne zaostrzenie polityki imigracyjnej. Postulowała też nawiązanie przyjaznych stosunków z Rosją oraz prospołeczny program gospodarczy.
Dokładnie przeciwny program zaprezentował kandydat ruchu En Marche E. Macron, który postuluje zacieśnienie współpracy w ramach UE i liberalne postulaty gospodarcze.
Komentarz redakcyjny:
Wygląda na to, że kolejny raz, po wyborach w Austrii o najwyższy urząd w państwie zachodnioeuropejskim, powalczy kandydat jeśli nie partii nacjonalistycznej – w naszym tego słowa znaczeniu – to na pewno formacji antyestablishmentowej i antyliberalnej. Wywołało to wściekłość wśród zachodnich elit i mobilizację wszystkich zwolenników samobójczej polityki, która boleśnie doświadcza Francję i całą zachodnią Europę od kilkunastu miesięcy – od neogaullistów do socjalistów.
Choć do Frontu Narodowego i samej Marine Le Pen można mieć wiele zastrzeżeń, to jej elekcja na urząd prezydenta Francji – jeżeli zrealizuje swoje obietnice wyborcze – będzie krokiem milowym na drodze do demontażu tego, z czym polscy narodowcy walczą: Unii Europejskiej, polityki multikulturalizmu. Jest to najkorzystniejszy scenariusz dla realizacji polskiego interesu narodowego.
Czas partii narodowych w Europie znowu nadszedł, szkoda że nierzadko kosztem porzucenia niektórych wyrazistych postulatów oraz wskutek rozplenienia się islamskiego terroryzmu. Z nadzieją będziemy wszyscy oczekiwać na wyniki elekcji 7 maja. Jeżeli zwycięży Marine Le Pen, Francja i Europa już nigdy nie będą takie same.
Oby tak się stało.
Kamil Klimczak