Mowa nienawiści, poprawność polityczna i myślozbrodnia to czysto fikcyjne pojęcia stworzone na potrzeby utworów literackich jak chociażby „Rok 1984” Georga Orwella. Realia otaczającego nas świata coraz dobitniej wskazują jednak, że powieść brytyjskiego pisarza nie była jedynie wizją oscylującą na pograniczu science-fiction, lecz swoistego rodzaju proroctwem czasów, które coraz bardziej przypominają nasza rzeczywistość. O ile do istnienia poprawności politycznej, czyli nieprzekraczalnej linii, po której znajduje się prawda niewyobrażalna do wypowiedzenia, nikogo nie trzeba przekonywać, to myślozbrodnia nadal wydaje się pojęciem fikcyjnym.
Tymczasem właśnie na podstawie domysłów skazano wiele osób, którym wmówiono, że są np. antysemitami, ksenofobami, rasistami itp. bo np. spalili kukłę, która komuś się źle skojarzyła. To nader jaskrawe przypadki, których na razie jest tylko garstka, ale na masową skalę trwa proces, który Orwell nazywał ewaporacją, czyli wymazywaniem ludzi z wszelkiej aktywności społecznej. Prym wiodą tutaj globalne koncerny odpowiadające za obsługę znanych portali społecznościowych jak chociażby Facebook, czy YouTube. Usuwanie całych kont na podstawie niejasnych przesłanek, bez podawania uzasadnienia, bez udowodnienia winy stanowi dziś niemalże podstawę działania tych serwisów. Nieoficjalnie pracownicy Google, właściciela YouTube mówią, że ich firmę stać na straty w imię idei. A jakaż ona jest? Czy chodzi o stworzenie przyjaznego i tolerancyjnego świata, o którym rozpisuje się w swych materiałach propagandowych monopolista na rynku elektronicznych wyszukiwarek? Wręcz przeciwnie! Świat opisywany przez Google stoi na głowie! Nie ma w nim żadnych norm, wartości, czy zasad, ponieważ wszystko jest relatywne i zależy od aktualnych „widzi-mi-się” kierownictwa. Zanim jednak Google zaczęło „odłączać ludzi od Matrixa” zachęcało wszystkich do skorzystania ze swej bogatej oferty. Wszystko miało być jasne, przejrzyste, czytelne i w pełni dostosowane do potrzeb użytkownika. Gdy firma stała się niekwestionowanym potentatem na rynku, a miliardy ludzi uzależniono od jej usług, polityka uległa diametralnej zmianie. Google dało jasny sygnał, że ma swoją, skrajnie lewicową wizję świata i nie będzie tolerować twórców o konserwatywnym światopoglądzie. Jednocześnie rozpoczął się proces promocji treści, które miały zastąpić patriotyczną narrację w sieci. W efekcie wiele kanałów, w które widzowie zainwestowali sporo pieniędzy, stanęło w obliczu bankructwa. Jedne pozbawiono monetyzacji, inne ukryto, aby ich produkcje były niemal nie do znalezienia, a jeszcze inne po prostu usunięto. Na tym jednak nie koniec! Teraz czas na użytkowników, którzy będą prześwietlani pod kątem światopoglądu. Jeśli okaże się on zbyt konserwatywny ich konta również zostaną wyłączone. W skali globalnej to i tak niewielka grupa ludzi, która chce okazać sprzeciw wobec radyklanych zmian. Reszta na ogół nie ma swojego zdania i to właśnie oni są potencjalnym celem propagandy forsowanej przez monopolistów rynku. Czy zatem wracamy do czasów starożytnego Egiptu, gdzie ludzi można było dosłownie wymazać?
O ostatnim bastionie wolnego słowa już dziś w programie z cyklu: „Dokąd Zmierzamy”. Gościem Piotra Korczarowskiego będzie Piotr Szlachtowicz dziennikarz i publicysta portalu wRealu24.