W odpowiedzi kol. Adamowi Śmiechowi
Z ciekawością przeczytałem tekst kol. Adama Śmiecha Trzeba porzucić kult „wyklętych”, który ukazał się w „Myśli Polskiej” nr 17-18/2020. W dużej mierze dlatego, że tekst jest poświęcony w dużej części działalności mojej skromnej osoby, a także jednemu z moich komentarzy, które regularnie nagrywam na antenę „Chrobrego Szlaku”.
Główną osią dysputy jest pamięć o żołnierzach wyklętych czy kult żołnierzy wyklętych – różnica między tymi pojęciami jest dynamiczna – ale o tym potem. To zjawisko kol. Śmiech i środowisko „Myśli Polskiej” od dawna uważa za szkodliwe. A z drugiej strony to duża część środowisk narodowych była inicjatorem upamiętniania żołnierzy wyklętych i wydobywania tych postaci na światło dzienne. Takie rozdźwięki w obozie narodowym nie są niczym nowym – szkoda tylko, że dotyczą one historii, a nie tego, jaką taktykę polityczną ma przyjąć rządząca czy współrządząca partia narodowa – to pozostaje i pozostanie długo w sferze political fiction. I może dobrze się stało, bo polski ruch narodowy od wielu lat nie ma swojego liczącego się nurtu rozsądnego. Organizacje, partie i środowiska (te które mają realny wpływ na cokolwiek, choćby na wybór sołtysa) rozerwane są pomiędzy doktrynerstwem i oportunizmem, liberalizmem i socjalizmem, wyklętyzmem i antywyklętyzmem.
Kol. Śmiech odwołuje się głównie do dziedzictwa Jędrzeja Giertycha, który postawił po 1956 roku na pogodzenie się z rzeczywistością, wspieranie PRL, tam gdzie uznawał to za słuszne (np. w kwestii zmian terytorialnych i społecznych). „Zaowocowało to słynnym stwierdzeniem prof. Macieja Giertycha o rozpoznawaniu się narodowców po 1981 r. wg kryterium poparcia dla stanu wojennego.” – napisał kol. Śmiech.
I właśnie to, i dalsze konsekwencje takiego myślenia zaowocowały marginalizacją „realistycznego” nurtu narodowego, przejęciem rządu dusz wśród Polaków przez post-Solidarność. To kwintesencja zawracania kijem Wisły.
Zjawisko jakim jest kult czy też pamięć żołnierzy wyklętych – dla przeciętnego Polaka różnica między tymi słowami jest bardzo płynna. To jak upamiętnianie wyklętych będzie wyglądało zależy w dużej mierze od postawy tych, którzy je organizują i w nim uczestniczą. Ignorowanie tego upamiętniania jest postawą wygodną – jest święto państwowe, ale mnie to nie dotyczy, umywam ręce, w wąskim gronie można sobie to zjawisko kontestować. Natomiast problem polega na tym, że tutaj – jak w każdej kwestii politycznej – nieobecni nie mają głosu.
Mamy więc do wyboru dwie drogi: kontestowanie (w dużej mierze niezauważalne) i cywilizowanie.
Przejmując w bieżącym roku organizację Marszu Pamięci Żołnierzy Wyklętych w Łodzi (który wcześniej współorganizowaliśmy – to kolejne sprostowanie do wzmiankowanego tekstu), kierowaliśmy się kilkoma względami: po pierwsze, doszliśmy do wniosku że jedynie środowisko narodowe zapewni odpowiednią asertywność takiego zgromadzenia względem zakłócających niemal wszystkie wydarzenia o charakterze patriotyczno-narodowym tzw. „Obywateli RP”.
Po drugie, chcieliśmy nadać dziedzictwu powojennego podziemia odpowiedni przekaz. Nie jest to w moim rozumieniu przekaz walki z Rosją, ale walki z kosmopolitycznymi, opresyjnymi ideologiami, ale również choćby z wasalizacją państwa polskiego – tym razem wobec Wielkiego Brata zza Wielkiej Wody.
Oczywiście ważne było też upamiętnienie działaczy środowisk narodowych, którzy po wojnie zostali zabici lub zamordowani przez władze komunistyczne takich jak Stanisław Kasznica, Leon Lech Neyman, Adam Doboszyński i wielu innych.
Kol. Śmiech wspomina w swoim tekście dyskusję z 2017 roku, której spiritus movens był Marcin Janowski z kanału „Na Argumenty”. Uważam, że na temat upamiętniania wyklętych i w ogóle polskiej pamięci historycznej należy intensywnie dyskutować. Wśród szerokiego środowiska, które używa przymiotnika „narodowy” w różnych konfiguracjach zauważalna jest niepokojąca narracja, ograniczająca polską pamięć historyczną tylko do II wojny światowej i powojennej walki podziemia antykomunistycznego.
Ale to jeszcze nie powód, żeby tym osobom, zwłaszcza narodowcom, którzy padli ofiarą terroru stalinowskiego po 1945 roku odmówić przypomnienia w ten jeden z 365 dni w roku. Przytoczyłem w moim „Komentarzu Narodowym” nr 31 z 12 marca manifestacje narodowe z 1891 (100. rocznica Konstytucji 3 Maja) i 1894 roku („kilińszczyzna”) w Warszawie. Ten argument został zbyty tym, że pod koniec XIX wieku większość członków Ligi Polskiej czy Ligi Narodowej była jeszcze niewyrobiona.
Nie wiem w ogóle dlaczego kol. Śmiech wymienia w tym miejscu jednym tchem jako przykłady niezgodne z polityką narodową „Burego” (budzącego realne kontrowersje) i Antoniego Żubryda (Żubryd to nazwisko, nie pseudonim) – oskarżenia o zbrodnie w jego przypadku mają ewidentny wymiar tendencyjnej propagandy komunistycznej. Może to efekt zbyt intensywnej lektury „Łun w Bieszczadach” czy oglądania „Ogniomistrza Kalenia”, gdzie Żubryda sportretowano całkowicie kłamliwie?
Passus o antykomuniźmie został całkowicie niezrozumiany. To obecne środowiska narodowe posługują się ogólnoprawicowym antykomunizmem, na co uwagę zwróciła w wywiadzie ze mną Magdalena Ziętek-Wielomska. Narodowcy nie wypracowali własnej krytyki systemu powojennego, który doprowadził do wszystkich słabości naszej Ojczyzny po 1989 roku.
Kol. Klimczak konfrontując porażkę wyklętych (co do której się zgadzamy, co mnie cieszy), na pograniczu kpiny wypowiada się nt. np. działalności Bolesława Piaseckiego. Cóż, nie zauważyłem w mojej wypowiedzi kpin z działalności Piaseckiego, którego drogę uważam za równie słuszną co drogę wyklętych – po prostu nie każdego Piasecki był w stanie wybronić przed represjami. Niestety epigoni Piaseckiego nie stanęli na wysokości zadania. Najważniejszym znakiem tego jest to, że następca prawny PAX-u czyli stowarzyszenie Civitas Christiana z jego bogatymi zasobami i tradycją, nie pracuje w żadnej mierze w kierunku narodowym. Zaś kontynuatorzy zdroworozsądkowej myśli Piaseckiego nie potrafią sobie zdobyć należnej pozycji w samym środowisku narodowym, o realnej polityce już nie wspomnę.
Na koniec kol. Śmiech próbuje mnie de facto zmusić do tłumaczenia się za wypowiedzi osób z Młodzieży Wszechpolskiej (w której 5 lat już nie jestem), które podchodzą do pamięci o żołnierzach wyklętych w sposób bezkrytyczny. Przepraszam bardzo, ale nie będę tłumaczył, że nie jestem wielbłądem. Jeśli ktoś ma wątpliwości, to moje wystąpienie spod Pomnika Ofiar Komunizmu jest dostępne na kanale „Chrobrego Szlaku”. Równie dobrze mógłbym przytaczać jakieś dziwne wypowiedzi przedstawiciela środowiska „rosjorealistycznego” i żądać od kol. Śmiecha tłumaczenia się za wypowiedzi sprzeczne nie tylko z polską racją stanu, jak i zdrowym rozsądkiem. Czcić powojenne podziemie można i z głową, a wyciąganie wypowiedzi przedstawicieli organizacji, która na naszym marszu się nie stawiła, jest bez sensu.
Stany Zjednoczone czczą (tak, czczą, bo stawianie pomników, nazywanie ulic i okrętów to na pewno czczenie) obie strony wojny secesyjnej, choć idąc logiką prezentowaną przez środowiska „narodowo-realistyczne”, powinny one odrzucić „szkodliwą pedagogikę klęski propagowaną przez apolegetów Skonfederowanych Stanów Ameryki”. Pamiętajmy o Wyklętych, o przypadkowych ofiarach walk w latach powojennych, o zdobywcach Berlina i Monte Cassino. W inny sposób wpisujemy się w politykę dalszego dzielenia Polaków.