Obserwując wydarzenia ostatnich lat można uznać, że Polacy przywykli do upokorzeń płynących zarówno ze strony obozu sprawującego władzę jak i tych serwowanych na arenie międzynarodowej. Oczywiście za każdym razem pojawiają się jakieś apele i protesty, ale ich rezultat jest mizerny, natomiast społeczeństwo coraz częściej przyjmuje niepochlebne informacje z dużą dozą rezerwy, żeby nie powiedzieć, kompletną ignorancją. Wszak co ludzie mogą zrobić oprócz wzruszenia ramionami? Głos polskich patriotów zupełnie pomijany jest na arenie międzynarodowej, natomiast w kraju tylko jedno środowisko ma monopol na orzekanie, co leży w interesie narodu i tak się składa, że ludzie ci obecnie sprawują władzę. Zdanie przeciętnego Polaka nie ma zatem najmniejszego wpływu na bieg wydarzeń, choć zdarzają się wyjątki od tej reguły.
Na taki właśnie wyjątek liczyli w ubiegłym tygodniu przedsiębiorcy protestujący w Warszawie przeciw przedłużającym się obostrzeniom wprowadzonym przy okazji walki z rzekomą pandemią. Wbrew szumnym zapowiedziom, rząd nie zdołał wprowadzić na czas rozwiązań, które miały zrekompensować właścicielom firm przestój w interesie. Po dwóch miesiącach bierności oraz wyczekiwania na odmrożenie gospodarki, niektórzy w końcu nie wytrzymali. W stolicy pojawiło się kilkuset demonstrantów, którzy początkowo próbowali tamować ruch za pomocą swoich aut, a następnie zaczęli się gromadzić w okolicy tzw. „patelni” przy rondzie Dmowskiego. Stamtąd grupa pod przywództwem kandydata na prezydenta, Pawła Tanajno, przeszła pod kancelarię premiera. Tam przygotowano tymczasowe miasteczko. Przedsiębiorcy zapowiadali, że zostaną na miejscu, aż do skutku, czyli do momentu, kiedy rząd wysłucha ich postulatów. Niektórzy liczyli nawet, że do rozmów zasiądzie sam premier, ale w nocy okazało się, że zamiast Mateusza Morawieckiego przybyły tam jednostki policji, które wybiórczo zaczęły aresztować uczestników protestu. Doszło do starć w wyniku których ucierpiało trzech funkcjonariuszy. Uszkodzone zostały również dwa radiowozy. Rzecznik policji oświadczył, że to ostatecznie obala frazes o rzekomym pokojowym charakterze protestu. Demonstranci twierdzą jednak, że po raz kolejny zostali oszukani, natomiast pacyfikacja ich zgromadzenia przeprowadzona pod osłoną nocy, to najlepszy symbol praktyk obecnej władzy. Na drugi dzień do Warszawy dotarli kolejni demonstranci, za którymi opowiedzieli się posłowie Konfederacji. Mimo usilnych zabiegów i apeli posłów prawicowej formacji doszło do kolejnych zatrzymań, których bilans w piątek wieczorem wyniósł 60 osób. Wśród zatrzymanych był m.in. organizator protestu, Paweł Tanajno. Kilkoro demonstrantów usłyszało zarzuty utrudniania czynności służbowych, a nawet czynnej napaści na funkcjonariuszy. Mateusz Mrozek z Komendy Stołecznej Policji po fakcie zwracał uwagę, że demonstranci nie tylko nie stosowali się do nakazów sanitarnych, lecz także brali udział w zgromadzeniu, które nie było legalne i w ogóle nie powinno się odbyć.
Całe wydarzenie skomentował również Radosław Fogiel z PiS, który powiedział, że rozumie rozgoryczenie przedsiębiorców, ale oni też muszą zrozumieć, że obowiązujące obostrzenia nie zostały podjęte, aby szkodzić gospodarce, lecz przeciwdziałać epidemii. W tym czasie na pro-rządowych forach trwała nagonka na protestujących, których zwolennicy rządu Mateusza Morawieckiego nazywali „pionkami KODu”, „NKWDowcami platformy”, „kanaliami opłaconymi przez Sorosa” i… co wybitnie kuriozalne w przypadku przedsiębiorców… „komuchami”.
Wydarzenia w stolicy zupełnie przykryły wiadomość o jeszcze jednym upokarzającym dla Polaków fakcie. Z okazji 75. rocznicy „zwycięstwa nad faszyzmem” rosyjska państwowa telewizja opublikowała reportaż, w którym przedstawiono demontaż tablicy upamiętniającej egzekucję polskich oficerów w Kalininie (obecnie Twer). Doszło do tego na wniosek prokuratury dzielnicy Centralnyj Rajon, która ustaliła, że tabliczka poświęcona Polakom została zawieszona nielegalnie. W wyemitowanym przez Rosjan materiale pojawiły się też wątpliwości, czy zbrodni aby na pewno dokonała NKWD, a na koniec autor reportażu stwierdził, że ci, którzy tak gorliwie demontują sowieckie pomniki, mogliby się uczyć od aktywistów usuwających polską tablicę w Twerze.
Na koniec dnia ta sama stacja pokazała jeszcze Władimira Putina, który po raz kolejny oświadczył, że Polacy spiskowali z Hitlerem przed rozpoczęciem II wojny światowej, o czym ma świadczyć rozbiór Czechosłowacji i zajęcie przez wojska II RP terenów Zaolzia. Ponadto rosyjski przywódca podkreślił, iż ZSRS „podejmował kolosalne starania, by utworzyć koalicję antyhitlerowską”, ale wsparcia nie otrzymał, co ma rzekomo świadczyć o poparciu Zachodu dla planów konferencji monachijskiej w 1938 r. i stanowić usprawiedliwienie dla paktu Ribbentrop-Mołotow.
Więcej o tych upokarzających dla Polaków wydarzeniach już dziś w „Komentarzu Koniecznym” . Na program tradycyjnie zaprasza Piotr Korczarowski i Kamil Klimczak.