Druga tura wyborów prezydenckich spowodowała szeroką dyskusję w obozie narodowym na temat możliwego zachowania narodowego, „antysystemowego” elektoratu. Obóz władzy przedstawiał wybór w ponownym głosowaniu jako „wybór cywilizacyjny” między obecnym prezydentem, a uosabiającym najgorsze lewackie cechy Rafałem Trzaskowskim. Jak się okazało wybór był całkowicie fałszywy.
Nie będę roztrząsał kwestii możliwego głosowania przez narodowców na Rafała Trzaskowskiego: o ile można było to rozważać w kategoriach politycznego makiawelizmu, możliwości osłabienia PiSu czy interesu własnej formacji, to jednak względy moralne i antynarodowa ideologia przez niego reprezentowana uniemożliwiały dokonanie takiego wyboru. Byłoby to klasyczne „głosowanie przez karpie za przyspieszeniem świąt Bożego Narodzenia”. Ale czy to oznaczało konieczność poparcia Andrzeja Dudy?
Absolutnie nie.
Zacznijmy od rzeczy oczywistych. W polityce zagranicznej różnica między Dudą a Trzaskowskim to tylko kwestia wyboru klęcznika – czy będzie on amerykański czy niemiecki. To także jednoznaczna prounijność, tkwienie w zastanych układach geopolitycznych. Zarówno Duda, jak i Trzaskowski to wsparcie gospodarczej kolonizacji naszego kraju, a także – co najważniejsze – dalsze trwanie w zabetonowanym układzie politycznym dwóch postsolidarnościowych partii.
Ale zaraz odezwą się zwolennicy akcji #MimoWszystkoDuda, w rodzaju Roberta Bąkiewicza: ale przecież Trzaskowski to tęczowa propaganda, patronat nad Marszami Równości, poparcie dla lewackiej, antykatolickiej agendy! Oczywiście, krótkoterminowo wizja Rafała Trzaskowskiego jako prezydenta Polski jawi się przerażająco. Ale czy Prawo i Sprawiedliwość zrobiło cokolwiek, żeby powstrzymać lewicowy, tęczowy pochód w przestrzeni publicznej? Czy podjęli przez pięć lat temat wypowiedzenia konwencji stambulskiej? Czy przegłosowali ustawę chroniącą życie nienarodzonych, czy może wyrzucili takowy projekt do kosza? Co poza propagandowymi „strefami wolnymi od LGBT” zrobiono w kwestii lewackiej propagandy w szkołach i innych instytucjach publicznych? Przecież od 2015 roku PiS miał w Polsce nieograniczoną władzę, a zamiast na fundamentalnych dla zachowania moralnego bytu Narodu kwestiach, skupił się na ubezwłasnowolnieniu Trybunału Konstytucyjnego, walce o „reformę” sądów, przepychanki personalne i kupowanie głosów wyborców.
Chyba najlepszym podkreśleniem fałszu „cywilizacyjnego wyboru” było splunięcie wszystkim prawowiernym katolikom, którzy poparli ostatnio PiS i Andrzeja Dudę, dokonane tuż po wyborach. Mam na myśli drugi ślub kościelny Jacka Kurskiego, który odbył się w obecności wierchuszki partii rządzącej. Co prawda – jak to powiedziałem w jednej z prywatnych rozmów – to był mimo wszystko ślub z kobietą, ale… Epatowanie tym wydarzeniem na prawo i lewo było co najmniej niesmaczne.
Zwolennicy wyboru Dudy jako mniejszego zła powołują się na to, że powolny marsz w kierunku lewicowej ideologii jest lepszy od rewolucji, jaką zaprowadziłby Trzaskowski i „da nam czas, by się przygotować”. Po pierwsze: wcale nie jest pewne co mógłby zrobić obecny prezydent Warszawy jako głowa państwa, po drugie: wcale nie jest powiedziane, że dzięki naszemu członkostwu w Unii Europejskiej nie zostaniemy rychło przymuszeni do zrównania się w standardach np. „walki z mową nienawiści” z „europejskimi normami”. A PiS zachowuje kurs konsekwentnie prounijny, wbrew oczywistym faktom.
Po trzecie i ostatnie w końcu: Pamiętajmy, że to pisowskie służby wyciągały z mieszkań nacjonalistów, nachodziły ich i prześladowały. Co prawda pisowska pałka spadała głównie na radykałów z okolic „Szturmu”, z którymi w wielu punktach się nie zgadzam, ale któż nam zagwarantuje, że nie będziemy następni? To pod rządami PiS i za prezydentury Andrzeja Dudy dochodziło do działań służb przeciwko niezależnym dziennikarzom (casus Rafała Mossakowskiego z Centrum Edukacyjnego Powiśle/Polska) i wielu działań przeciwko narodowcom. To, że niektórym nie naruszono ich strefy komfortu, nie stanowi żadnej gwarancji, że nie stanie się tak w kolejnej pięciolatce. Zwłaszcza jeżeli ktoś zapędzi się zbytnio w krytyce „sojusznika naszego sojusznika” – czyli państwa położonego w Palestynie. Uwiarygadniając swoim poparciem Andrzeja Dudę, kręcimy bicz na siebie, dodatkowo wpisując się w retorykę „szerokiego obozu patriotycznego” będącego zapleczem PiS.
Oczywiście, bardzo łatwo jest stosować moralny szantaż, grać na emocje, zarzucać tym, którzy nie chcą wspierać „mniejszego zła”, że wspierają tęczowych i lewaków… Ale obóz narodowy zawsze kierował się przede wszystkim realizmem politycznym i zimną kalkulacją. Wszyscy ci moralni terroryści, którzy bardziej pasują do obozu „Zjednoczonej Prawicy” (i chyba podskórnie bardzo chcą się tam znaleźć) nie powinni być dla prawdziwych nacjonalistów żadnym punktem odniesienia. Z terrorystami żaden cywilizowany człowiek nie powinien negocjować, a takimi terrorystami moralnymi są przede wszystkim pisowscy propagandziści. Czy to dobrze, czy źle, że wygrał Andrzej Duda – czas pokaże. My róbmy swoje!