Tydzień temu zakończyły się wybory prezydenckie w Mołdawii. Wybory w Mołdawii nie wzbudziły zainteresowania polskojęzycznych mediów, poza wyjątkami przedstawiających wybory w Mołdawii jako starcie złego Dodona z dobrą Sandu[1]. Wybory ostatecznie wygrała Sandu. Wybór jakiegokolwiek kandydata nie stanowi dla Polski żadnego zagrożenia, zarówno nominalnie prorosyjscy jak i prorumuńscy kandydaci są pozytywnie nastawieni do relacji z Polską. Przy okazji wyborów w Mołdawii warto zwrócić uwagę na radykalnie inną politykę Polski i Rumunii wobec swoich przedwojennych terytoriów. Warto dostrzec, że Rumunia swoje relacje z UE, NATO, USA wykorzystuje do realizacji własnych narodowych interesów, w przeciwieństwie do polskojęzycznych polityków, którzy realizują interesy wszystkich, tylko nie Polaków.
Pod koniec I Wojny Światowej wybuchł konflikt między Królestwem Rumunii a bolszewikami o Mołdawię. Z konfliktu zwycięsko wyszło Królestwo Rumunii. W okresie międzywojennym w skład Rumunii wchodziła większa część terenów dzisiejszego państwa Mołdawia, a także dzisiejszy obwód czerniowiecki, część obwodu odeskiego na Ukrainie.
Bolszewicy nie pogodzili się z utratą Mołdawii. W ramach Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej utworzono Mołdawską Autonomiczną Socjalistyczną Republikę Radziecką. Tereny MASRR obejmowały tereny dzisiejszego Naddniestrza a także część dzisiejszego obwodu odeskiego. Na terenie MASRR promowano koncepcje mołdawianizmu, która zakładała odrębność Mołdawian od Rumunów.
Po II Wojnie Światowej Rumunia straciła Mołdawię oraz dzisiejszy obwód czerniowiecki i część obwodu odeskiego na Ukrainie. Stalin postanowił stworzyć Mołdawską Socjalistyczną Republikę Radziecką z terenów zabranych Rumunii i części terenów MASRR.
Znany przeciwnik aborcji w słowa i czynach, Nicolae Ceaușescu, w okresie swoich rządów nie zapomniał o terenach zabranych Rumunii przez ZSRR. Wielokrotnie poruszał temat powrotu zabranych przez ZSRR ziem do Rumunii. Rumuński przywódca utrzymywał również specjalne relacje z przywódcami MSRR.
Przywódca spisku przeciwko Ceaușescu, Ion Iliescu, często oskarżany jest o bycie agentem KGB. Rzeczywistość jest jednak bardziej skomplikowana – owszem, Gorbaczow chciał pozbyć się Ceaușescu, jednak Moskwa nie byłaby w stanie tego dokonać bez kooperacji z Niemcami i USA. Iliescu przed początkiem spisku wielokrotnie spotykał się z dyplomatami z USA; z kolei po objęciu przez siebie rządów rozpoczął twardy konflikt z obywatelami Rumunii narodowości węgierskiej. W tamtym czasie Mołdawski Front Ludowy był zainteresowany zjednoczeniem z Rumunią. Iliescu jednak nie wykazywał zainteresowania takim zjednoczeniem. Klęska Mołdawii w walkach o Naddniestrze, mała pomoc ze strony Rumunii w tym sporze, doprowadziły do wyciszenia dyskusji o zjednoczeniu.
Wbrew opiniom różnych ekspertów Rosja prowadzi na obszarze postradzieckim politykę aktywnej defensywy, nie agresji. Moskwa, zdając sobie sprawę z możliwości zjednoczenia Mołdawii z Naddniestrzem, postanowiła wesprzeć separatystów z Naddniestrza. Za wyjątkiem miasta Bendery, które przed 1945 rokiem wchodziło w skład Królestwa Rumunii, separatyści zajęli tylko tereny wchodzące przed 1945 w skład MASRR.
Przebywając w Bukareszcie widziałem wielenapisów „Mołdawia/Besarabia jest rumuńska”. Dyskusje o zjednoczeniu Rumunii z Mołdawią ożywił za czasów swojej prezydentury Traian Băsescu. Władze Rumunii masowo zaczęły wydawać paszporty rumuńskie obywatelom Mołdawii. Głównie dzięki głosom obywateli Mołdawii posiadających rumuński paszport Băsescu wygrał rzutem na taśmę wybory prezydenckie w 2009 roku. Băsescu organizował wielotysięczne manifestacje w Kiszyniowie za zjednoczeniem Mołdawii z Rumunia, co wywoływało wściekłość prezydenta Mołdawii Igora Dodona. W kampanii wyborczej do parlamentu Rumunii bliski współpracownik Băsescu, Eugen Tomac, prowadził agitację wyborczą na ulicach Kiszyniowa. Po objęciu mandatu Tomac otworzył biuro poselskie w Kiszyniowie. Za zjednoczeniem z Mołdawią w Rumunii opowiadają się wszystkie rumuńskie siły polityczne. Poparcie dla zjednoczenia z Rumunią w Mołdawii oscyluje w granicach 25-35%. Przeciwko zjednoczeniu z Rumunią są: Rosjanie, Bułgarzy, rosyjskojęzyczni Ukraińcy,a także mieszkańcy Gagauzji.
Na początku XXI wieku do władzy w Mołdawii doszła Partia Komunistów Mołdawii, teoretycznie orientujących się na Rosję. Ugrupowanie było w rzeczywistości oligarchiczne, za czasów rządów tych z nazwy komunistów fortunę zbił Władimir Płatoniuk. Prawdziwym szokiem było podpisanie przez PKM Umowy Stowarzyszeniowej z UE. Doszło wówczas do rozłamu w partii, ugrupowanie opuścił Dodon, który przystąpił do Partii Socjalistów Republiki Mołdawii. W 2016 roku Dodon wygrywa wybory prezydenckie w Mołdawii pokonując Sandu w II turze. W Polsce media głównego nurtu prowadziły w związku z tymi wydarzeniami narrację, jakoby Mołdawia miała „dostać się w ręce Moskwy”. Dodon nie wypowiedział jednak umowy stowarzyszeniowej z UE, mimo że od jesieni 2019 ma pełnię władzy w kraju, ponieważ rząd tworzy jego ugrupowanie. Prorosyjskość Dodona objawia się, tak jak u prezydenta Serbii, przede wszystkim zdjęciami z Putinem skierowanymi do własnego elektoratu.
Rumunia, mimo,że popiera dążenia Ukrainy do NATO i UE, nie robi to bezkrytycznie. Żaden polityk rumuński, w przeciwieństwie do polskojęzycznego towarzystwa, nie pchał się na trybunę żeby występować koło neobanderowców. Władze Rumunii potępiły nową ustawę oświatową na Ukrainie, podczas gdy polskojęzyczni politycy milczą w tej sprawie.
W ostatnich wyborach prezydenckich brali udział jawni i zadeklarowani zwolennicy zjednoczenia z Rumunią. Dorin Chirtoacă co prawda uzyskał tylko 1,20% (nie jest to polityk anonimowy,były burmistrz Kiszyniowa); jego hasłem wyborczym była Unia dla Wszystkich, a logo wyborcze to Mołdawia i Rumunia jako jeden kraj. Zadeklarowanymi zwolennikami zjednoczenia z Rumunią byli: Tudor Deliu (zdobył 1,37%), Octavian Țîcu (2,01% − Țîcu jest liderem Partii Jedności Narodowej, której honorowym prezesem jest Băsescu), Andrei Năstase (3,26%, blisko związany z liderami Partii Narodowo-Liberalnej rządzącej obecnie w Rumunii). Co prawda zadeklarowani zwolennicy zjednoczenia z Rumunią zdobyli łącznie 7,84%, jednak już w I turze doszło do silnej polaryzacji, i wielu zwolenników zjednoczenia z Rumunią zagłosowała na Sandu.
Tomasz Sommer, redaktor naczelny dwutygodnika „Najwyższy Czas”, w okresie największych protestów na Białorusi napisał, że w przypadku upadku białoruskiego państwa to Polska powinna zająć Grodno. Wywołało to wściekłość polskojęzycznego towarzystwa, które nawet nie dopuszcza myśli o możliwości dyskusji na takie tematy. Oczywiście władze, politycy rządzący nie powinni wprost mówić takich rzeczy − jednak publicysta może formułować różne tezy, zwłaszcza, że w polityce międzynarodowej należy rozważać różne scenariusze; nawet takie,które wydają się egzotyczne. Od wypowiedzi Sommera wyraźnie odcięli się działacze ZPB, uznawanego przez władze w Warszawie. Na manifestację popierających Łukaszenkę weteranów pod polskim konsulatem w Grodnie udał sekretarz Zarządu Głównego Związku Polaków na Białorusi Andrzej Pisalnik. Pisalnik określił wypowiedzi o polskim Grodnie jako „łajno, głupota, prowokacja”[2]. Polakom nawet przez myśl nie przejdzie, że jakieś miasto może być polskie; wolą za to z góry wszystkich za wszystko przepraszać. Podobnych dylematów nie mają, co ciekawe, inne narody. Pisalnik wystąpił też w giedroyciowskim polskojęzycznym Radiu Znad Willi w programie „Salon Polityczny”, który prowadzi Renata Widtmann (jej mąż Stanisław Widtmann był wiceministrem kultury w polakożerczym rządzie Andriusa Kubiliusa – człowieka naczelnego polakożercy na Litwie, Vytautasa Landsbergisa)[3]. Renata Widtmann prowadzi także program w TVP Wilno. Pisalnik w mediach Okińczyca zaatakował Mateusza Piskorskiego za występ u znanego boksera i dziennikarza rosyjskiego Władimira Sołowjowa − Sołowjow należy co prawda do tych Rosjan, z którymi za bardzo nie ma sensu rozmawiać; jednak tego rodzaju względy przeszkadzają giedroyciowskim hipokrytom występować w programach tęczowej, zniewieściałej wersji Sołowiowa, Andriusa Tapinasa.
Po części działaczy wspieranego przez Warszawę ZPB można zrozumieć − są uzależnieni od finansowego wsparcia ze strony polskojęzycznych władz w Warszawie. Giedroyciowcy dlatego nienawidzą AWPL-ZCHR, że jest ona niezależna finansowo od Warszawy (partia działa nie tylko dzięki składkom członkowskim, ale też dzięki odpisom od podatków). Podobnie znienawidzony jest przez giedroyciowców Związek Polaków na Litwie. Giedroyciowcy dokonali pewnego wyłomu w ZPL, bowiem prezesem ZPL Wilno jest giedroyciowiec Marek Kubiak (znany z składania kwiatów na grobie naczelnego polakożercy, Jonasa Basanavičiusa vel Jana Basanowicza). Swoją drogą giedroyciowcy jak zawsze wykazują się obrzydliwą hipokryzją, bowiem litewski nacjonalizm, w kontrze do polskości wspierała po Powstaniu Styczniowym Moskwa.
W Rumunii, na szczęście dla Rumunów, nie pojawił się żaden Gheorghe Giedroycescu, który postulowałby sojusz z neobanderowcami i wspieranie mołdawianizmu jako antyrosyjskiego buforu. Polityka Rumunii jest dowodem, że nawet w ramach sojuszu z NATO czy USA można realizować swoje, a nie obce interesy.