Nie angażuję się po żadnej ze stron polskiego sporu pomiędzy narodowcami a piłsudczykami. Po pierwsze, dlatego że nie jestem ani narodowcem, ani piłsudczykiem, tylko tradycjonalistą i tożsamościowcem. Po drugie, dlatego że spór ten uważam za drugorzędny, w świetle pojawienia się współcześnie nowych prądów politycznych takich choćby jak peryferyjny wcześniej na polskiej scenie politycznej liberalizm. Po trzecie, dlatego że uważam, iż zarówno dziedzictwo Piłsudskiego jak i Dmowskiego zyskało poczesne miejsce w polskim dorobku historycznym, podejściem realistycznym jest zatem operowanie na tym dziedzictwie jako czymś danym, starając się z niego wyciągnąć tyle dobrego, ile możliwe. Po czwarte wreszcie, dostrzegam niedostatki i obciążenia zarówno po stronie piłsudczykowskiej, jak i endeckiej, nie potrafiłbym zatem bezkrytycznie zidentyfikować się z żadnym z tych obozów.
Do postaci Józefa Piłsudskiego mam stosunek umiarkowanie krytyczny, choć nie nienawistny. Piłsudski, jak każdy polityk, robił rzeczy dobre i robił rzeczy złe. Tych pierwszych było niestety niewiele, tych drugich zaś za dużo. Krytycznie oceniam między innymi wyprawę kijowską i strategię wojny polsko-bolszewickiej, które omal nie przyniosły zagłady państwa polskiego, odsuniętej ostatecznie o kolejne dwadzieścia lat dzięki powszechnej mobilizacji narodowej podczas Bitwy Warszawskiej. Negatywną opinię żywię też na temat prowadzenia spraw wojskowych przez Piłsudskiego i jego polityki kadrowej. Nie sposób też przejść do porządku dziennego nad faktem, że ruch piłsudczykowski reprezentował kulturową i polityczną lewicę, a jego organizacje, jak choćby Związek Strzelecki, prowokowały zajścia i angażowały się w działania dezorganizujące porządek publiczny, siejąc w kraju chaos.
Z drugiej strony, wiele też można zarzucić stronie endeckiej – jak choćby wasalny stosunek do Francji i w ogóle do mocarstw zachodnich, pryncypialny demokratyzm i parlamentaryzm, czy stanowisko wobec perspektywy przyłączenia do Polski ziem białoruskich i Wileńszczyzny. Przede wszystkim jednak, trudno wskazać w II RP alternatywną wobec piłsudczyków siłę, wartą popierania w walce o władzę: endecja i Front Morges były stronnictwami demoliberalnymi, komuniści byli dywersyjną siłą antypaństwową i na dodatek agenturą Moskwy, narodowi radykałowie to z kolei w tamtym czasie jeszcze młodzież i trudno wyobrazić ich sobie rządzących samodzielnie. Wydaje się, że najatrakcyjniejszą – choć niestety całkowicie zmyśloną – wizją był domniemany spisek Koca i Piaseckiego, czyli piłsudczykowskiej prawicy i narodowych radykałów, czego efektem mogłoby być urządzenie ówczesnej Polski na zasadach lepszych niż urządzone były ówczesne Włochy, państwa iberyjskie, czy Niemcy, a także sięgnięcie przez ówczesną polską myśl ustrojową modelu platonizmu politycznego, bowiem to właśnie do inspiracji platońskich przyznawał się już wtedy Piasecki.
Dużo wyraźniej rysuje się różnica w wartości dziedzictwa piłsudczyzny i dziedzictwa endecji w kontekście współczesnym. Tym, co zostało nam dziś z Józefa Piłsudskiego jest urastająca obecnie do groteskowych rozmiarów histeria antyrosyjska i pochodna jej bezalternatywna geostrategiczna orientacja na Zachód. Polski neokonserwatyzm to w istocie piłsudczyzna pogodzona z katolicyzmem. Dla dzisiejszych neopiłsudczyków jedyną miarą dla oceny wszelkich kwestii cywilizacyjnych i zjawisk międzynarodowych jest, czy szkodzą one Rosji i mogą przybliżyć jej rozpad. Nie jest ważne, czy dane zjawisko wpisuje się w upowszechnienie na świecie szkodliwych trendów takich jak liberalizm lub postmodernizm; nie jest ważne, że jest ono szkodliwe dla Polski; nie jest nawet ważne, że popieranie czegoś może być niemoralne: jedyną uwzględnianą zmienną jest zaszkodzenie Rosji. Tego rodzaju powracająca nerwicę natręctw na tle Rosji wywołała w Polsce perspektywa piłsudczykowska.
Dziedzictwo Piłsudskiego to dziś członkostwo m.in. w NATO; wyłączone spod polskiej jurysdykcji bazy wojskowe USA w naszym kraju; dyktowanie przez ambasadora Stanów Zjednoczonych AP polskim władzom polityki regulującej m.in. infosfereę, telekomunikację, farmaceutykę, transport i logistykę, zaopatrzenie w nośniki energii; nawet wyłączenia podatkowe dla firm z USA; nie wspominając już o obszarze zbrojeń i strategii, a także o technologii. W spadku po Piłsudskim otrzymaliśmy też radykalny prometeizm, którego rewersem jest rezygnacja z realizowania polskiego interesu narodowego wobec naszych wschodnich sąsiadów. Nie zapominajmy też, że to m.in. grając na polskiej rusofobii, argumentowano wchłonięcie naszego kraju przez UE i do dziś przekonuje się nas, że lepiej zrezygnować z dążenia do podmiotowości gospodarczej i zaakceptować wspakulturowe dewiacje, niż pozostać poza UE wraz z Rosją .
Dzisiejsi neopiłsudczycy są w naszym kraju najbardziej groteskową agenturą wpływu USA, z fanatyzmem forsującą bezkrytyczne podporządkowanie się zaoceanicznemu hegemonowi i spełnianie wszystkich zachcianek każdego ośrodka siły, który stwarza nadzieję na zaszkodzenie Rosji. To właśnie przypadek błaznów takich jak Antoni Macierewicz, Adam Słomka, Piotr Lisiewicz, Kazimierz Wóycicki, Jerzy Targalski i inni. Ale to również przypadek postaci pozornie poważniejszych, na pewno zaś bardziej wpływowych, pokroju Jarosława Kaczyńskiego, Przemysława Żurawskiego vel Grajewskiego, Romualda Szeremietiewa, Tomasza Sakiewicza i innych.
Z drugiej strony, zadajmy sobie pytanie, czy na gruncie tradycji piłsudczykowskiej wyłoniło się po 1989 r. jakiekolwiek środowisko lub inicjatywa, które byłyby rzeczywiście antysystemowe? Ja nie potrafiłbym wskazać ani jednego. Neopiłsudczycy posługują się często pseudoantysystemową demagogią i starają się podszywać pod Antysystem, jedyną jednak ogniskową ich światopoglądu jest obsesyjna nienawiść do Rosji, a miarą „niepokorności” czy też „niezależności” jest wyłącznie szkodzenie, czy choćby nawet jedynie chęć szkodzenia Rosji.
Powiem nawet więcej: każdy z moich antysystemowych towarzyszy, który „otworzył” się szerzej na inspiracje piłsudczykowskie, zdegenerował się do pachołka reżymowego PiS-u; im silniejsze były u kogoś fascynacje piłsudczykowskie, z tym większym przekonaniem popiera dziś PiS, a często też Trumpa w USA. Każdy z moich dawnych towarzyszy w kontestacji Systemu który był piłsudczykiem, poszedł posłusznie na polecenie prezesa Kaczyńskiego dać w ostatnich wyborach prezydenckich głos na PiS-owskie popychadło Andrzeja Dudę. Jest więc coś na rzeczy w stwierdzeniu, że sympatie piłsudczykowskie prowadzą praktycznie nieuchronnie do kolaboracji z atlantyckim reżymem McRzeczpospolitej.
Prawem kontrastu, wszystkie organizacje, czasopisma i inne inicjatywy o charakterze antysystemowym z którymi miałem do czynienia, nawiązywały do tradycji tak czy inaczej pojętego ruchu narodowego, a w każdym razie do nacjonalizmu. Wbrew też pomówieniom powtarzanym przez piłsudczyków, środowiska narodowe okazują się dość otwarte na osoby o światopoglądzie odbiegającym od nacjonalistycznej ortodoksji: konserwatystów, integrystów katolickich, solidarystów społecznych, a nawet (co już stwierdzam z niesmakiem) republikanów i prawicowych liberałów. Z piłsudczykowskich grup dyskusyjnych, organizacji i sekcji komentarzy na piłsudczykowskich stronach internetowych usuwani są za to regularnie nie tylko narodowcy, ale też wszyscy „faszyści” i „skrajna prawica”, kryterium wiarygodności jest tam zaś fanatyczny kult Piłsudskiego przypominający histeryczne nastroje „sekty smoleńskiej”.
Środowiska mieszczące się w szeroko pojętym paradygmacie nacjonalistycznym od początku McRzeczpospolitej w 1989 r. zaangażowane były mniej czy bardziej wyraźnie w kwestionowanie jej demoliberalnego paradygmatu: każdy z nas chyba był chociaż raz na jakiejś organizowanej przez nacjonalistów demonstracji przeciwko propagatorom zboczeń seksualnych lub przeciwko aborcji, podczas gdy neopiłsudczycy nigdy nie zorganizowali ani jednej takiej manifestacji.
O znaczeniu paradygmatu endeckiego i pilsudczykowskiego dla demoliberalnego status quo świadczą kontrowersje i ostre niekiedy konflikty wokół prób restytucji Stronnictwa Narodowego czy endeckich korporacji akademickich po 1989 roku, podczas gdy środowiska neopiłsudczykowskie występowały w tym samym czasie jako uczestnicy obozu solidarnościowego lub jako satelici tego obozu – nawet jeśli z powodu rozgrywek kadrowych odsunięte były przez środowisko dawnego KOR-u od negocjacji Okrągłego Stołu i wpływu na późniejszą demoliberalną transformację.
Dzisiejsi spadkobiercy przedwojennego Obozu Narodowego i adepci szerzej pojętego nacjonalizmu współtworzą więc szeroko pojęty Antysystem, podczas gdy neopiłsudczyzna to część obozu solidarnościowego – odgrywającego się dziś na postkomunistach i postsolidarnościowych liberałach, wspólnie z nimi popierająca jednak demoliberalny System i będącą jego wytworem McRzeczpospolitą.
Im więcej w danym delikwencie z piłsudczyka, tym bardziej popiera on System, a konkretniej – systemowy PiS; papierkiem lakmusowym było tu głosowanie na Andrzeja Dudę w ostatnich wyborach prezydenckich. Właśnie dlatego uważam infiltrację przez piłsudczyznę i idee piłsudczykowskie dzisiejszego polskiego Antysystemu za tendencję bardzo negatywną.
Z drugiej strony, dziedzictwo intelektualne i polityczne endecji zawiera elementy niewątpliwie bardzo cenne. Należy do nich na pewno endecka szkoła myślenia o polityce, której najważniejszymi elementami są empiryzm i realizm. Należy do nich również endecka tradycja oddolnej samoorganizacji społeczeństwa, której porównywalnych współczesnych odpowiedników szukać należałoby w Bractwie Muzułmańskim i libańskim Hezbollahu. Kwalifikuje się tu również populizm endecji, odwołującej się do dojrzałych politycznie i ekonomicznie warstw ludu (mieszczaństwo) oraz chcącej do takiej dojrzałości doprowadzić warstwy na których opierać się musi każda zdrowa wspólnota polityczna (chłopstwo). Endecja wreszcie była formacją społecznie i kulturowo konserwatywną, co sytuuje ją na politycznej prawicy. Na koniec już, dla mnie osobiście, nie bez znaczenia jest, że to właśnie w obozie narodowym pojawiły się w Polsce pierwociny myślenia ekologicznego, wyrazicielem których był Jan Gwalbert Pawlikowski.
Przy wszystkich zatem moich zastrzeżeniach do endecji i do nacjonalizmu, „mimo wszystko endecja”.