W ostatnim miesiącu doszło do nasilenia działań władz w Mińsku wymierzonych w białoruskich Polaków. Pretekstem dla ich uruchomienia stały się obchody Narodowego Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych, przeciwko którym Białoruś protestowała już 1. marca. Uroczystości upamiętniające miejscowe oddziały polskiego podziemia antykomunistycznego zorganizowane przez Forum Polskich Inicjatyw Lokalnych Brześcia i Obwodu Brzeskiego w Polskiej Harcerskiej Szkole Społecznej im. Romualda Traugutta w Brześciu wywołały w ponad tydzień później ostrą reakcję władz w Mińsku. Biorącemu w nich udział konsulowi RP Jerzemu Timofiejukowi władze Białorusi nakazały 9. marca opuszczenie kraju, zaś 11. marca z Białorusi wydalono również polskiego konsula generalnego i konsula w Grodnie.
W obchodach wzięło udział około dwadzieściorga młodocianych podopiecznych działającej na prawach stowarzyszenia Polskiej Szkoły Społecznej. Ich organizatorce i zarazem przewodniczącej Forum Annie Paniszewej władze Białorusi zarzucają rehabilitację „nazizmu” i upamiętnienie Romualda Rajsa ps. „Bury”, winnego zbrodni wojennych na polskich Białorusinach. Władze polskie zaprzeczają, by podczas obchodów upamiętniano akurat osobę „Burego”. Sama A. Paniszewa została 12. marca zatrzymana przez milicję białoruską. 10. marca pod podobnymi zarzutami gloryfikacji zbrodniarzy wojennych zatrzymano również współzałożyciela Forum Aleksandra Nawodniczego.
W kolejnych tygodniach akcja władz białoruskich uległa rozszerzeniu, gdy 24. marca na 15 dni aresztowano Andżelikę Borys, przedstawiającą się jako przewodnicząca Związku Polaków na Białorusi (ZPB) i ciesząca się w tej roli poparciem władz w Warszawie, jednak nie uznawaną w niej przez władze w Mińsku. 25. marca zatrzymano Andrzeja Poczobuta, Irenę Biernacką i Marię Tiszkowską z nieuznawanego przez władze Białorusi zarządu ZPB. Białoruska prokuratura postawiła zatrzymanym zarzuty z art. 130 Kodeksu karnego mówiącego o rozpalaniu waśni narodowościowych i religijnych oraz rehabilitacji „nazizmu”, za co grozi od pięciu do dwunastu lat pozbawienia wolności.
Fakt, że reakcja ze władz białoruskich na upamiętnienie podziemia antykomunistycznego wystąpiła dopiero tydzień po fakcie, nasuwa przypuszczenie że „żołnierze wyklęci” posłużyli jedynie za pretekst. Władze białoruskie najprawdopodobniej chciały „ukarać” Polskę za popieranie demoliberalnej opozycji w związku z wyborami prezydenckimi z 9. sierpnia 2020 r. Dzień przed wydaleniem J. Timofiejuka, przebywający w Polsce demoliberalny białoruski bloger „Nexta” opublikował na swoim kanale w sieci Telegram film „Łukaszenka. Złote dno”, będący paszkwilem na białoruskiego prezydenta, wzorowanym na antyputinowskiej produkcji Aleksieja Nawalnego „Pałac dla Putina”. Władze Białorusi dwukrotnie wcześniej zwracały się do władz polskich o wydanie „Nexty”, dwukrotnie spotykając się przy tym z odmową. Oskarżonemu na Białorusi o terroryzm blogerowi Polska przyznała status uchodźcy i zapewniła wszechstronne wsparcie służb wywiadowczych i aparatu państwowego (m.in. TVP, udzielającej mu lokalu).
W odpowiedzi na działania strony białoruskiej nasiliły się również wrogie nastroje po stronie polskiej – poseł chadecko-libertariańskiej Konfederacji Krystian Kamiński opowiedział się za nałożeniem sankcji na Białoruś, rządząca ekipa PiS-owska próbowała odwoływać się m.in. do Unii Europejskiej, Rady Europy, OBWE i USA, łącząc jednak tradycyjnie kwestię Polaków na Białorusi z rozszerzaniem na ten kraj zachodniej agendy cywilizacyjnej z demokracją, „prawami człowieka”, kapitalizmem i atlantyzmem. Taka właśnie postawa Warszawy doprowadziła do cofnięcia przez władze Białorusi rejestracji ZPB w 2005 r. i rozłamu w tej organizacji. Flagowym okrętem tej misjonistycznej polityki białoruskiej RP jest założona w 2010 r. telewizja Biełsat, a jej bezpośrednim kreatorem – Agnieszka Romaszewska-Guzy. Jej wpływy w polskiej oligarchii rządzącej są na tyle duże, że pod koniec 2017 r. była w stanie doprowadzić do dymisji ówczesnego ministra spraw zagranicznych RP Witolda Waszczykowskiego.
U podłoża liberalnego misjonizmu Polski na Wschodzie leży oczywiście tradycyjna polska nienawiść do Rosji. Początki trwających już niemal trzydzieści lat napięć polsko-białoruskich datują się na 18. listopada 1992 r., gdy ówczesna premier RP Hanna Suchocka, podczas oficjalnej wizyty w Mińsku, wyraziła niezadowolenie z powodu – jej zdaniem – zbyt dużej ilości umów podpisanych przez Białoruś z Rosją, a także życzenie by Białoruś stała się „w pełni niepodległym państwem”. Słowa te wywołały oburzenie białoruskich gospodarzy, którzy zaprotestowali przeciw mierzeniu niepodległości Białorusi poziomem jej skonfliktowania z Rosją, jak swoją „niepodległość” mierzy Warszawa.
Wizyta H. Suchockiej zakończyła się wówczas niepowodzeniem, jej efekty ograniczyły się bowiem do podpisania umów o unikaniu podwójnego opodatkowania, o współpracy naukowo-technicznej, oraz deklaracji współpracy naukowo-oświatowej. Mińsk tymczasem zainteresowany był wówczas możliwością tranzytu swoich towarów na zachód Europy przez terytorium Polski, budową szerokotorowej linii kolejowej do portu w Gdańsku oraz dzierżawą kilku polskich statków handlowych, w dalszej zaś perspektywie – budową własnej floty handlowej cumującej w Gdańsku. Pragmatycznym priorytetom w zakresie współpracy gospodarczej po stronie białoruskiej odpowiadały po stronie polskiej priorytety ideologiczno-cywilizacyjne w postaci przeciągnięcia Białorusi do bloku atlantyckiego oraz szerzenia w tym kraju zachodniej cywilizacji liberalnej.
Innym przykładem eskalacji napięcia we wzajemnych stosunkach polsko-białoruskich jest zaangażowanie Kościoła rzymskokatolickiego w próby delegitymizacji wyborów prezydenckich na Białorusi z 9. sierpnia 2020 r. Kościół katolicki odbudował swoje wpływy na Białorusi po upadku ZSRR głównie za sprawą finansowego i personalnego wsparcia z Polski, co uczyniło go obiektem nieufności białoruskich władz. Tymczasem ówczesny metropolita mińsko-mohylewski Tadeusz Kondrusiewicz, w kazaniu wygłoszonym jeszcze 2. lipca 2020 r. w sanktuarium w Budsławiu, sugerował że wybory prezydenckie mogą nie być „wolne, uczciwe i sprawiedliwe”. W odpowiedzi na wystąpienie hierarchy, białoruscy katolicy polskiego pochodzenia zainicjowali akcję „katolik nie fałszuje” sugerując nieuczciwość wyborów, zanim te jeszcze w ogóle się odbyły.
Już po wyborach abp. T. Kondrusiewicz wezwał 11. sierpnia do zaniechania „użycia siły” i „rozlewu krwi”, stwierdzając też że „Po raz pierwszy w historii Białorusi brat podniósł rękę na brata”. 15. sierpnia zaapelował z kolei o zaprzestanie „stosowania przemocy” i „uwolnienie zatrzymanych”, którzy „chcieli jedynie poznać prawdę o wyborach prezydenckich”. W tym samym wystąpieniu hierarcha oskarżył też białoruskie władze o działania „grzeszne”. 18. sierpnia abp. T. Kondrusiewicz wezwał z kolei w kościele pw. św. św. Szymona i Heleny („czerwonym kościele”) w Mińsku do pokuty, „tych, którzy świadomie czynili zło przeciwko narodowi, jego przyszłości i każdemu wyborcy”, odnosząc te słowa do władz. Metropolita wielokrotnie próbował też spotykać się z aresztowanymi buntownikami i demonstracyjnie modlił się za nich pod drzwiami aresztów gdzie byli przetrzymywani. Katolicy próbowali też w wielu miastach Białorusi szantażować moralnie funkcjonariuszy OMON-u, by ci przeszli na stronę opozycji.
Wyjazd abp. T. Kondrusiewicza do Polski po instrukcje dotyczące dalszego mobilizowania opozycji, a także jego wywiad z 30. sierpnia dla propisowskiej telewizji Trwam, gdzie wprost nazwał wybory na Białorusi „nieuczciwymi”, zaowocował cofnięciem mu zgody na wjazd na Białoruś 31.sierpnia i uznaniem go za osobę niepożądaną w tym państwie. Zdominowany na Białorusi przez importowanych z Polski hierarchów i księży Kościół rzymskokatolicki, jak w wielu innych krajach na świecie, poparł zachodni demoliberalizm, mając nadzieję, że po ewentualnym upadku niezależnego od Zachodu reżymu na Białorusi, uzyska szersze pole dla uprawiania wyznaniowego prozelityzmu i wzmocni swoją pozycję wobec rosyjskiej Cerkwi prawosławnej.
Poczyniliśmy tu dygresje sięgające historii dyplomatycznej i stosunków wyznaniowych na Białorusi, żeby unaocznić strukturalne przyczyny narastającego konfliktu polsko-białoruskiego: jest nim przynależność naszych krajów do odrębnych kręgów cywilizacyjnych – zachodnio-liberalnego w przypadku Polski i rusko-wschodniego w przypadku Białorusi. Eskalacja napięcia, jak w przypadku większości innych konfliktów na świecie, następuje przy tym głównie ze strony zachodniej: to Zachód, w tym przypadku reprezentowany przez Polskę, próbuje eksportować swoją cywilizację na Wschód, nie zaś odwrotnie. Białoruś uderzyła w polskość i w katolicyzm – na swoim terenie, gdyż te podważają jej integralność i tożsamość w jej własnych granicach. Brak tu symetrii, bowiem Białoruś nie próbuje obalić reżymu panującego w Polsce, a rosyjska Cerkiew nie uprawia prozelityzmu wśród katolików w Polsce.
Nasuwać to nam powinno wnioski odnośnie możliwych dróg pacyfikacji napięcia na linii Warszawa-Mińsk i normalizacji stosunków polsko-białoruskich; tak jak źródłem ich degradacji była Polska, tak też z Polski powinna wyjść inicjatywa ich naprawy. Niekoniecznie mamy tu na myśli politykę jednostronnych ustępstw Warszawy wobec Mińska i jednostronne propozycje korzyści dla Białorusi, co w autorytarnej białoruskiej kulturze politycznej musiałoby zostać uznane za przejaw słabości. Mamy raczej na myśli skokowe nasilenie sankcji, by potem – z pozycji siły, wyjść z propozycją obustronnych ustępstw i normalizacji. Propozycje takie wymagałyby jednak objęcia w Warszawie władzy przez ekipę esencjonalnie odróżniającą się ideowo od obecnej, żadna tego rodzaju siła polityczna tymczasem w Polsce nie istnieje. Poniżej przedstawione uwagi należy zatem traktować jako czysto abstrakcyjne.
Przede wszystkim, punktem wyjścia dla odbudowy relacji polsko-białoruskich powinno być zarzucenie zachodniego misjonizmu cywilizacyjnego i imperatywu szkodzenia Rosji w polskiej polityce wschodniej. Punktem odniesienia powinny stać się jedynie dwustronne stosunki polsko-białoruskie, uwzględniające realny kontekst jakim są bliskie związki Białorusi z Rosją. Stosunki te powinny mieć na celu wymierne korzyści obydwu państw, za fundament jednak – zachowanie tożsamości przez polską społeczność żyjącą w granicach państwa białoruskiego. Krokami prowadzącymi we właściwym kierunku byłaby więc likwidacja telewizji Biełsat i uznanie ZPB uznawanego też przez władze w Mińsku – w zamian za stworzenie przez władze białoruskie możliwości swobodnej samoorganizacji białoruskich Polaków i pielęgnowania przez nich swojej tożsamości, kultury i pamięci historycznej. Oznacza to między innymi prawo nauczania własnego języka i zakładania własnych stowarzyszeń.
W kierunku takim wydaje się zmierzać refleksja wybranego 6. marca 2021 r. na X Zjeździe ZPB nowym przewodniczącym tej organizacji Aleksandra Songina: „My, Polacy Białorusi, bardzo cenimy ten porządek i pokój, który istnieje w naszym państwie. I jesteśmy bardzo wdzięczni państwu, instytucjom odpowiedzialnym za kwestie narodowościowe i religijne, które w pełni popierają nasz Związek. Istnieje określony krąg ludzi, zarówno na naszym terytorium, w naszym państwie, jak i poza jego granicami, którzy, prawdopodobnie, nie doceniają wagi tego obywatelskiego, konfesyjnego ładu, pokoju, dobrych relacji, które istnieją. I, moim zdaniem, nie jest to dobre. Dlatego chcę powiedzieć, że w Roku Jedności Narodowej postaramy się odnaleźć ten consensus, tę złotą nić, ten złoty środek, które pomogą nam żyć i współpracować”.
Sam nowy przewodniczący ZPB urodził się 12.października 1969 r. we wsi Tarnowo w rejonie lidzkim. Ukończył historię na Białoruskim Państwowym Uniwersytecie im. Maksima Tanka oraz studia z państwowego zarządzania sferą społeczną na Akademii Zarządzania przy Prezydencie Republiki Białoruś. Doświadczenie zawodowe – w tym również na stanowiskach kierowniczych – zdobywał w sferze oświaty i komunikacji w rejonach lidzkim i grodzieńskim. Był również deputowanym zgromadzenia deputowanych obwodu grodzieńskiego. Jest posiadaczem certyfikatu honorowego Zgromadzenia Narodowego Republiki Białoruś i utrzymuje dobre relacje z władzami tego państwa.
Istnienie jednak od 2005 r. konkurencyjnej i wspieranej przez Polskę organizacji pod kierownictwem A. Borys rodzi wśród białoruskich Polaków konflikty lojalności na tle korzyści jakie oferuje Polska rodakom wspierającym organizację A. Borys (np. wyjazd dziecka do Polski) a trudności stwarzanym takim osobom przez władze białoruskie (np. utrudnienia w pracy). Prawdopodobnie tutaj właśnie leży przyczyna rekordowego spadku polskiej identyfikacji narodowej o 25% w białoruskich spisach z lat 1999 – 396 tys. Polaków, i 2009 – 294 tys. Polaków; białoruscy Polacy najpewniej porzucają polskość i poddają się państwowej rusyfikacji, by uniknąć kłopotliwych życiowo dylematów i konfliktów lojalności.
A. Songin wybrany został na czteroletnią kadencję, przez 79. przedstawicieli z Grodna, Mińska, Lidy, Baranowiczów i Brasławia. W swoim inauguracyjnym przemówieniu stwierdził, że szczególnie w Roku Jedności Narodowej, ZPB nastawiony będzie nie tylko na podtrzymywanie tradycji, lecz także na realizację nowych celów, będąc otwartym na „dialog i współpracę”. Ustępujący po dwóch kadencjach na fotelu przewodniczącego ZPB Mieczysław Łysy przypomniał, że Związek tradycyjnie, jak co roku, organizował będzie „Kaziuki” w Grodnie, festiwal „Polonez” w Słonimiu, projekt „Kanał Augustowski w kulturze trzech narodów”, Festiwal Polskiej Piosenki, przegląd zespołów bożonarodzeniowych, obchody rocznicy bitwy pod Lenino i wiele innych imprez, wśród których są również organizowane w różnych rejonach Białorusi dni i festiwale polskiej kultury.
Liczebność ZPB to, według, M. Łysego, 4,5 tys. osób. Związek posiada 65 oddziałów, zorganizowanych w sześć oddziałów rejonowych i oddział stołeczny w Mińsku. Organizacja administruje czternastoma Domami Polskimi, dwa zaś kolejne znajdują się w budowie. Opiekuje się również 80 polskimi zespołami amatorskimi. Jej celem, wedle słów M. Łysego, jest „wsparcie, rozwój i popularyzacja polskiej kultury, tradycji i języka, integracja i jedność z narodem białoruskim”. Wydaje się to solidna baza pod działalność w środowisku 300 tys. białoruskich Polaków oraz prawdopodobnie ponad miliona osób polskiego pochodzenia w tym kraju.
Nawiązanie przez władze polskie współpracy z ZPB uznawanym przez władze w Mińsku wzmocniłoby z pewnością polską społeczność w tym kraju. Pomoc materialna i dialog z władzami białoruskimi stworzyłyby warunki dla rozwijania pod skrzydłami Związku polskiej oświaty i życia kulturalnego, co byłoby działaniami o tyle realistycznymi, że, z jednej strony, pozostającymi w logice imperatywu zabiegania przez państwo polskie o dobro Polaków pozostałych poza jego granicami, z drugiej strony zaś, wychodzącymi naprzeciw białoruskiej racji stanu w zakresie zabezpieczenia ładu publicznego i integralności białoruskiej wspólnoty politycznej. Warto zwrócić tu uwagę, że Białoruś nie uderza bynajmniej w te mniejszości narodowe i religijne – jak rosyjska czy islamska – których nie identyfikuje jako źródła zagrożenia.
Ważnym ogniwem współpracy ze społecznością Polaków na Białorusi powinno być także istniejące od 3. grudnia 1995 r. stowarzyszenie Polska Macierz Szkolna, które ma charakter całkowicie apolityczny, a jego głównym i jedynym celem jest szerzenie polskojęzycznej oświaty na Białorusi „w duchu narodowym, chrześcijańskim i obywatelskim” (m.in. poprzez konkursy recytatorskie, historyczne, polonistyczne itp.) Od 2011 r. PMS dysponuje Centrum Obywatelskim im. Elizy Orzeszkowej w Grodnie. Organizacja, na czele której stoi Stanisław Sienkiewicz, posiada oddziały i filie w Grodnie, rejonie grodzieńskim, Brasławiu, Szczuczynie, Borysowie, Brześciu, Witebsku, Mińsku oraz Wilejce. Przy grodzieńskiej siedzibie organizacji działają polska biblioteka, Uniwersytet Trzeciego Wieku, Fundacja „Młoda Polonia”, Klub Kobiet „Grodnianka”i Klub Stypendystów „Semper Polonia”. Do zarejestrowanych organizacji polskich należy również powstała z rozłamu w nielegalnym ZPB, zarejestrowana w Grodnie Wspólnota Polaków. Pojawiają się również różne efemeryczne inicjatywy jak na przykład „demaskatorski” wobec obydwu odłamów ZPB blog Polaki.org.
Podstawowym postulatem w stosunkach polsko-białoruskich powinna być więc dalsza rozbudowa polskojęzyzcznej oświaty na Białorusi; białoruskie państwowe szkoły z polskim językiem nauczania, wybudowane za pieniądze z Polski, otwarte zostały w Grodnie w 1996 r. oraz w Wołkowysku w 1999 r., będąc do dziś jedynymi tego typu państwowymi placówkami białoruskimi. O ile do początku XXI w. w nauczaniu języka polskiego w Białorusi obserwowana była tendencja wzrostowa: polskiego uczyło się 22 tys. uczniów w 348 placówkach; w szkołach i klasach z polskim językiem nauczania było około tysiąca uczniów; dalsze 3,5 tys. uczyło się polskiego jako przedmiotu; na fakultetach i kółkach zaś – kolejne 18 tys. Po rozłamie w ZPB obserwuje się tendencję spadkową i w roku szkolnym 2017/2018 języka polskiego uczyło się na Białorusi już tylko 13,5 tys. uczniów. W połowie ubiegłego roku władze Białorusi zamieniły też szkoły z polskim językiem nauczania na szkoły dwujęzyczne, co jest elementem celowej degradacji języka polskiego.
Kwestią, rozwiązanie której wymagałoby z pewnością sporej finezji, byłoby podtrzymywanie współpracy w warunkach przyjaznego sąsiedztwa, pomimo rozbieżnych tożsamości historycznych Polaków i Białorusinów. Polska perspektywa historyczna jest bowiem nie do pogodzenia z rosyjską, wariantem której jest perspektywa białoruska: Polska w 1939 r. przegrała wojnę, Związek Radziecki zaś, w którego skład wchodziła Białoruś, wygrał ją w 1945 r.
Odmienne spojrzenia na przeszłość nie powinny jednak paraliżować naszej przyszłości, pozostaje zatem przyjąć we wzajemnych stosunkach pragmatyczną zasadę, iż każde państwo swobodnie prowadzi politykę historyczną we własnych granicach (ta sama reguła powinna zostać przyjęta również w stosunkach z Rosją i z Ukrainą). Oznacza to, że w Polsce możemy upamiętniać podziemie antykomunistyczne, w Białorusi zaś mogą upamiętniać Armię Czerwoną. Istnieje też jednak druga strona medalu: w Polsce nie powinno być miejsca dla upamiętnienia sowieckich „wyzwolicieli” i „wielikoj pabiedy”, Polacy zaś musieliby się pogodzić z tym, iż w rosyjskiej przestrzeni geopolitycznej (a Białoruś do niej należy) nie będą mogli czcić wydarzeń o wydźwięku antyrosyjskim ani uderzającym w miejscową wrażliwość.
Ta generalna zasada może być jednak wdrażana z finezją i wyczuciem, lub prostacko i „po chamsku”. Sytuacja, gdy polskie szkoły i instytucje znajdują się w miastach Białorusi przy ulicach upamiętniających „czekistów”, Dzierżyńskiego lub innych „utrwalaczy”o wyczuciu polskiej wrażliwości historycznej przez władze Białorusi z pewnością nie świadczy. Podobnie jak epatowanie „Burym” podczas dorocznego Marszu Żołnierzy Wyklętych w zamieszkałej licznie przez białoruską mniejszość narodową Hajnówce. Rzeczą dyskretnych i subtelnych negocjacji jest, by takie skrajne przejaskrawienia wyciszać, a ekscesy eliminować.
Ot, ulicom w miejscowościach gdzie na Białorusi żyją Polacy można by nadawać nazwy upamiętniające polski udział w życiu ruskiego świata (Polacy zasłużeni dla Białorusi i Imperium Rosyjskiego – tych ostatnich przypomniał u nas niedawno Mateusz Świder, polskie jednostki wojskowe walczące u boku rosyjskich i radzieckich etc.) lub choćby neutralne nazwy słowiańskie (na przykład odwołujące się do słowiańskiej mitologii i rodzimej słowiańskiej wiary). Z kolei w Hajnówce kapłani Kościołów rzymskokatolickiego i prawosławnego mogliby zaaranżować wspólną procesję i modlitwy za spokój dusz wszystkich poległych i pomordowanych w okresie narzucania Polsce komunistycznej tyranii i rozpaczliwego oporu przeciw niej. A Romualda Rajsa należałoby po prostu… przemilczeć, bo jego zbrodnie dyskwalifikują go jako postać godną upamiętnienia i kompromitują całą sprawę antykomunistycznego podziemia.
Naprawa stosunków polsko-białoruskich wymagałaby jednak również wyciszenia konfrontacyjnych głosów po stronie białoruskiej, gdzie jako „zbrodniarzy” przedstawia się także AK, zaś przedwojenną Polskę – jako państwo okupacyjne i agresora. Polityka i dyplomacja są sztuką niemówienia pewnych rzeczy, nawet jeśli wierzymy w ich słuszność, wiemy jednak że obnoszenie się z naszymi racjami wobec partnera, mogłoby zniweczyć wartości wyższe – do takich zaś należy imperatyw odbudowy stosunków polsko-białoruskich. Tak jak z perspektywy polskiej głupie i szkodliwe jest epatowanie polskich Białorusinów postacią „Burego”, tak też z perspektywy białoruskiej głupie i szkodliwe jest epatowanie białoruskich Polaków agresywnym sowieciarstwem. Jedno i drugie jest brnięciem w niepotrzebny i prowadzący donikąd radykalizm.
„Uspokojenie” na poziomie tożsamości, ideologii i aksjologii, otworzyłoby nam zaś drogę do rozwijania pragmatycznych, dobrosąsiedzkich stosunków współpracy. Chodzi tu nie tylko o wspominany wyżej dostęp Białorusi do Bałtyku (dziś, jak wiemy, realizowany już przez porty nawet nie litewskie, ale rosyjskie, którędy Białoruś eksportuje swoje produkty ropopochodne) i otwarcie naszym wschodnim sąsiadom szlaków tranzytowych na zachód, lecz o wielki kontynentalny projekt Nowego Jedwabnego Szlaku, którego pierwotna typowana trasa prowadzić miała do Europy Zachodniej właśnie przez Rosję, Białoruś i Polskę. Podobnie jak kolejne nitki gazociągów z Rosji do Europy, które nie musiały przecież wcale biec po dnie Bałtyku, lecz mogły przebiegać przez Białoruś i Polskę.