Po raz kolejny mamy rocznicę strajku łódzkich studentów. I to nie byle jaką tam rocznicę. Już trzydziestą piątą. W styczniu-lutym 1981 roku Łódź zajaśniała na matowej mapie Polski. Polski reformującej się, ale nadal komunistycznej. Także w wymiarze życia akademickiego i studenckiego. Te wydarzenia zasadniczo mnie ominęły, gdyż mój bieg studiów dobiegł końca kilka lat wcześniej. Za moich studiów polikwidowano odrębne organizacje studenckie, tworząc jedną jedyną o nazwie Socjalistyczny Związek Studentów Polskich. Zresztą to był drobiazg, gdyż nieco później wprowadzono nawet dwie poprawki do konstytucji odnośnie przewodniej roli Partii i sojuszu ze Związkiem Sowieckim. Gdy wschodnie imperium, po podłożeniu ognia w Etiopii, Angoli i Mozambiku, szykowało się do interwencji w Afganistanie, Gierek wykombinował deklarację o wychowaniu w pokoju. Tak to w bloku miłującym pokój rozpisywany był scenariusz działań na skalę międzynarodową, ale epoka Gierka skończyła się wkrótce i studenci postanowili dokonać zmian na uczelniach wyższych w Polsce. Po robotnikach, a przed rolnikami indywidualnymi, postanowili porąbać dyby założone na ich umysły. Szykowały się ciekawe zmiany.
Właśnie w Łodzi, która urągając innym bardziej prestiżowym ośrodkom akademickim, postanowiła z lekka posprzątać na uczelniach. I to było zaskoczenie, i jak wielu wspomina, wściekłość idąca od opozycyjnych grupek, że tutaj w Łodzi strajkujący studenci wysuwają zbyt daleko idące postulaty. Nie zamierzam rozpisywać się nad tymi wydarzeniami, które z całą pewnością będą przedmiotem sympozjum naukowego zaplanowanego w Łodzi na czwartek 11 lutego bieżącego roku. Poniżej podzielę się garścią refleksji i wspomnień, jako osoba będącą formalnie zupełnie poza przestrzenią strajku.
Strajk łódzki, który przejdzie do historii, jako najdłuższy strajk studencki w Europie, rozwijał się stopniowo, ale zwolna – i wbrew przeciwnościom – zmierzał ku szczęśliwemu finałowi. Ale była to długa droga. W środowisku studenckim w Polsce już od schyłku sierpnia 1980 roku pojawiły się postulaty utworzenia niezależnej od władz organizacji studenckiej. Pierwszym miastem był Gdańsk, co nie powinno dziwić, gdyż tam właśnie była centrala strajków robotniczych. Już w październiku 1980 roku w Warszawie na Politechnice Warszawskiej spotkali się delegaci 59 uczelni z całego kraju i powołali do życia Niezależne Zrzeszenie Studentów. Niestety władze komunistyczne zrobiły wszystko, aby nigdzie nie dało się go zarejestrować. W Łodzi jesienią 1980 roku blisko 20 procent studentów zostało członkami NZS-u. Ciekawa sytuacja była w łódzkich uczelniach artystycznych, gdzie zdecydowana większość studentów wpisywała się na listy stowarzyszenia. Tymczasem komunistyczne władze nadal torpedowały próby rejestracji ogólnopolskiego związku, zaś władze poszczególnych uczelni szły tylko na niewielkie ustępstwa. Ktoś musiał dokonać przełomu i ta rola przypadła Łodzi. Protest studentów Łodzi rozwijał się od 6 stycznia 1981 roku. Dwa tygodnie później – 21 stycznia – w budynku Wydziału Filologicznego UŁ rozpoczęły się rozmowy z delegacją rządową, ale nie przyniosły one oczekiwanego porozumienia. W tej sytuacji wieczorem tego samego dnia studenci większości łódzkich uczelni przystąpili do strajku okupacyjnego w wybranych budynkach łódzkich uczelni. Do strajku okupacyjnego stopniowo przyłączyło się ponad osiem tysięcy osób. Zasadą było, że przystępuje się do strajku i nie opuszcza budynku, aż do jego całkowitego i zwycięskiego zakończenia.
Wydarzenia na uczelniach nie były obce mieszkańcom Łodzi. Na metalowych prętach górnej części ogrodzenia budynku filologii polskiej i angielskiej przy Kościuszki 65 pojawiły się duże plakaty informujące w głównych językach europejskich, także po łacinie, o celu całej akcji. Zachodni fotoreporterzy mogli więc zrobić zdjęcia do swoich materiałów o wydarzeniach w Łodzi. Idąc ulicą Kamińskiego (wówczas Mariana Buczka) na kamienicach, a następnie na metalowym ogrodzeniu Instytutu Historii UŁ, można było przeczytać szereg myśli zbuntowanej młodzieży. Wśród tych napisów uwagę przechodniów zwracał szczególnie jeden: „Okno na świat można zasłonić gazetą” (swoją drogą myśl tę warto polecić pod rozwagę różnym harcownikom i marszownikom KOD-u).
Mieszkańcy Łodzi, w tym młodzież licealna, przynosili strajkującym żywność. Włączyła się w to także ‘Solidarność’ a trzeba pamiętać, że duża część strajkujących studentów pochodziła spoza Łodzi i nie miała w mieście swoich rodzin, czy też krewnych. Potrzebne były także materace i tak pewnego dnia mój dmuchany materac – zakupiony kilka lat wcześniej w związku z wielotygodniowym pobytem na kampingu w Szwecji – wylądował w jednym z budynków Politechniki Łódzkiej. Zastrzegłem, że ma do mnie wrócić. Wrócił!
A tymczasem tam w środku, w budynku filologii polskiej i angielskiej przy Kościuszki 65 trwała walka o wolność na uczelniach od marksistowskiej indoktrynacji, o zreformowanie i wydłużenie studiów do lat pięciu (po nietrafnej reformie kilka lat wcześniej, która na wielu kierunkach skróciła studia o jeden rok) i zniesienie przymusu obowiązkowego uczęszczania na lektoraty języka rosyjskiego, czy też zreformowanie władz uczelnianych i wydziałowych. Przywódcy strajkujących studentów musieli się zmierzyć z delegacją rządową a w szczególności z ówczesnym ministrem nauki, szkolnictwa wyższego i techniki Januszem Górskim, który wcześniej w latach 1972–1975 był rektorem Uniwersytetu Łódzkiego. Komunistom wydawało się, że tym łatwiej upora się on ze studentami. Tymczasem studenci trwali w swoim uporze i nie ustępowali. Któregoś dnia za plecami Górskiego pojawił się prześmiewczy plakat ‘Nie służy nam górskie powietrze’.
Minister, niczym niepodległości, bronił poglądu, że i owszem będzie można wybierać lektoraty języków obcych, ale język rosyjski ma być nadal obowiązkowy dla wszystkich. To wszystko, co się działo w środku, wychodziło na zewnątrz. I wtedy uznałem, że to jest ten właśnie czas, kiedy można zrobić coś znaczącego dla esperanta. Skontaktowałem się więc z Michałem D. – ówczesnym studentem na wydziale ekonomiczno-socjologicznym – który uczestniczył w strajku, ale ze względu na sytuację rodzinną miał stałą przepustkę pozwalającą na nocowanie w domu. Zapytałem go, czy zna dobrze kogoś w grupie decyzyjnej po stronie strajkujących studentów. Potwierdził. Wyjaśniłem mu całą sprawę. Wkrótce Górski zmiękł, bo strajk trwał już zbyt długo i zgodził się między innymi na to, by rosyjski przestał być językiem przymusowo nauczanym na studiach. Studenci mogli go zastąpić innym językiem. W wykazie tych języków, możliwych do wyboru, umieszczono wówczas także esperanto.
Górski stał się znany w całej Polsce właśnie dzięki strajkowi łódzkich studentów. W związku z tym strajkiem stał się też główną postacią piosenki „Rozmowa ministra ze studentami” śpiewanej przez Aleksandra Grotowskiego. Minister Górski od 1963 należał do PZPR. Był członkiem Rady Krajowej PRON od 1983, i w tym samym roku został także wybrany w skład Prezydium Krajowej Rady Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Radzieckiej. Ciekawe, czy mu w tym towarzystwie wypominano, że pozwolił na wyrzucenie rosyjskiego z obowiązkowych przedmiotów nauczania na studiach?!
Strajk był filmowany. Duża w tym była zasługa Jacka Talczewskiego, późniejszego studenta i absolwenta PWSFTViT, twórcy dokumentu o strajku łódzkim ‘Bunt na Łodzi’. Ten znakomity dokument, wyprodukowany dla potrzeb telewizji w 2009 roku, został pokazany w Łodzi na specjalnej projekcji w sali kinowej ŁDK-u z okazji zbliżającej się wówczas 30 rocznicy wydarzeń.
A wracając do samego strajku i jego zakończenia. Delegacja rządowa ostatecznie wyraziła zgodę na szereg istotnych zmian. Siedemnastego lutego 1981 roku dano zapewnienie zarejestrowania NZS-u. Podpisane dzień później porozumienie gwarantowało między innymi autonomię programową szkolnictwa wyższego w Polsce i demokratyzację życia akademickiego. Od tego czasu w Senatach uczelnianych zasiadali nie tylko starsi pracownicy naukowi, ale także młodsi pracownicy naukowi i studenci. To była wówczas wielka zmiana. Czy dostateczna – dzisiaj możemy wątpić, ale wtedy niezwykle istotna.
Jan Szałowski