Kamil Klimczak – W ziemi lepiej słychać….

W czwartkowy wieczór 25 lutego w łódzkim kinie Charlie odbył się przedpremierowy pokaz filmu „Historia Roja” w reżyserii Jerzego Zalewskiego, który zorganizowało stowarzyszenie Studenci dla Rzeczypospolitej. Dzięki temu, że miałem przyjemność w nim uczestniczyć, mogę już w tym numerze „Chrobrego Szlaku” podzielić się z Szanownymi Czytelnikami krótką refleksją na temat tego dzieła.

Film – jak pamiętamy – powstawał z wielkimi trudnościami i oporami ze strony oficjalnych czynników państwowych. Po kilku latach w końcu udaje mu się wejść na ekrany kin. Można powiedzieć, że w historii Mieczysława Dziemieszkiewicza „Roja” – ostatniego komendanta XVI Okręgu Narodowego Zjednoczenia Wojskowego – zawiera się w pigułce cała historia powojennej konspiracji antykomunistycznej.

Film ukazuje konspiracyjną działalność Mieczysława Dziemieszkiewicza ps. „Rój” (w tej roli Krzysztof Zalewski-Brejdygant) od 1945 roku aż do 1951, gdy poległ w walce z siłami bezpieczeństwa PRL. Najpierw pierwszoplanową rolę w walce odgrywa jednak nie „Rój”, ale jego starszy brat – Roman Dziemieszkiewicz „Pogoda” (Marcin Kwaśny), który ginie z rąk sowieckich żołnierzy. Wtedy w jego miejsce wkracza „Rój”. Przez cały film widać jak kolejni dowódcy zostają aresztowani, ujawniają się, giną… Tak samo podwładni i przyjaciele „Roja”. Na sam koniec zostaje ich tylko dwóch przeciwko masie przeciwników. Do tego dochodzi poczucie opuszczenia – zastraszona ludność boi się pomagać konspiratorom. Pod koniec filmu sami zdają sobie z tego sprawę – „Mazur” mówi jasno: „Ludzie już nas nie chcą”.

W filmie Zalewskiego, żołnierze wyklęci to nie tylko konspiratorzy i antykomuniści, ale także zwyczajni młodzi mężczyźni, którzy nie „rzucają życia na stos”. Oni walczą o zwycięstwo, zakochują się… A na końcu czeka ich tragiczna śmierć – tak jak w jednej ze scen, gdy trzech żołnierzy wybiera samobójczą śmierć pod przydrożną kapliczką, byle tylko nie dostać się w ręce UB. Nie oznacza to, że nie mają poczucia wartości, o które walczą – w innym miejscu „Rój” wkracza do kościoła i wygłasza krótkie i treściwe przemówienie: „Bolszewicki antychryst zaszczepił w nas wyzwolił w nas najgorsze cechy, wyzwolił w nas strach (…) Wojsko Polskie nie dam wam zrobić krzywdy!”

Z tym wszystkim kontrastują postacie ubeków – zwłaszcza zdrajcy, byłego NSZ-towca Wyszomirskiego, który zaciekle tropi swojego dawnego towarzysza broni. Do tego widz może dokładnie zobaczyć bestialstwo UB, które katuje matkę i młodszego brata „Roja”. Ubowcy piją na umór, jeden nawet w trakcie agitacyjnego przemówienia do chłopów strzela do figurki Matki Bożej.

W tym filmie nie ma wielkich efektów specjalnych. Jest dbałość o szczegóły (broń, mundury), świetna gra aktorów i przede wszystkim historia, która nie zrodziła się w głowie scenarzysty – ją napisało życie…

W mojej ocenie jest to jeden z najlepszych – jeśli nie najlepszy – polski film historyczny XXI wieku. Bez lukrowania i koloryzowania pokazuje Żołnierzy Wyklętych takimi, jakimi byli i pokazuje dlaczego walczyli.

Bo „w ziemi lepiej słychać…”