O tym, że bolszewicki październik 1917 roku nie był żadnym zrywem klasy robotniczej, piotrogradzkiego proletariatu wie dziś nawet każde dziecko. Może o tym dowiedzieć się w szkole lub z mediów. Ale, czy ja muszę się wstydzić, kiedy oświadczę, że będąc szkolniakiem, ja tego nie wiedziałem? Nie wiedziałem, że tego zamachu stanu dokonała wąska grupa bolszewickich aktywistów, zakakując zmęczony wojną, przygotowujący się do „snu zimowego” Piotrograd.
Ja nie wiedziałem, że bolszewicki zamach stanu był pomysłem kaiserowskich Niemiec na wyeliminowanie Rosji z wojny, jako ich wroga. W tym celu ich służby specjalne wysłały do Piotrogradu zapieczętowanym pociągiem swoich agentów, uczynionych później wodzami proletariatu. Ja nie wiedziałem, że przywódca bolszewików bynajmniej nie wywodził się z piotrogradzkich robotników i bynajmniej nie był z nimi związany, nie działał wśród nich ale ukrywał się tchórzliwie w czasie październikowej rebelii i ujawnił się wtedy, gdy było po wszystkim. Ja nie wiedziałem, że zrobiwszy powszechne wybory, w swoim przekonaniu przegrał je, otrzymując zaledwie ¼ głosów w Konstytuancie, której nigdy nie pozwolił się zebrać. Nota bene, tamtej październikowej nocy Piotrograd, miasto stołeczne Rosji, spało snem sprawiedliwego, a jego mieszkańcy niczego się nie spodziewali. Żeńskie, czyli „dziurawe” wojsko i batalion cyklistów broniący Pałacu Zimowego szybko zrejterowali. Rosja nie czuwała, by przypadkiem nie stało się coś złego. Zabrakło czujności, a konsekwencje tego były dla Rosji i dla sporej części świata opłakane.
Ale, czy ja muszę się tamtej, onegdajszej mojej niewiedzy wstydzić? Nie, nie muszę. Uczestnicząc niedawno w dyskusji, która rozwinęła się podczas spotkania promującego świetną /ponoć już sprzedaną/ książkę Błażeja Torańskiego o cenzurze w peerelu, zatytułowaną „Knebel”, wspomniałem, że nawet nad licealnym podręcznikiem do historii XIX i XX w. pastwił się cenzor, dokonując w nim blisko stu cięć. W następstwie tego uczniowie otrzymali fałszywy przewodnik po historii, w którym w pierwszym rzędzie nie znaleźli słowa prawdy o bolszewickim październiku 1917 r. Niejeden uczeń był zdezorientowany, niejeden wierzył w te podręcznikowe bzdury i brał je za dobrą monetę. Może nawet recytował na szkolnej akademii wierszyk jak to ” Już z Aurory wystrzał padł” albo też wlepiał oczy w koleżankę stojącą na scenie w mini spódniczce, której powierzono uświetnienie rocznicy bolszewickiego października, albo też wyklejał na brystolu gazetkę ścienną z okazji kolejnej rocznicy tamtego zamachu stanu, tak brzemiennego w skutkach dla Rosji i świata.
W moim liceum w legendę obrosło takie oto zdarzenie. Kiedy zbliżała obchodzona w Polsce w listopadzie rocznica bolszewickiego października 1917r. zmarł z powodu zawału serca dyrektor. Podobno przed zgonem zdążył wykonać telefon do swojego zastępcy i jedyne co zdążył powiedzieć to przypomnienie: „– Tylko nie zapomnijcie o akademii z okazji rocznicy wielkiej, socjalistyczej rewolucji październikowej” . Pamięć o tym wśród absolwentów tego znanego w Łodzi liceum trwa do dziś. Jakże szczęśliwsi są uczniowie dziś. Dziś nikt ich do takich głupot nie zmusza. Myśmy o to, kiedy przyszedł polski sierpień 1980r. walczyli. Oby o tym pamiętali.
Jeżeli dziś jest jakiś sens pisać o tamtych wydarzeniach, mających miejsce w Rosji sto lat temu, to przede wszystkim, by wyrazić współczucie narodowi rosyjskiemu. Pokłosie bolszewickiego października było krwawe, śmiertelne. Pokłosiem tym są miliony ofiar w Rosji. Pojawia się niekiedy stwierdzenie, że ofiary te były ofiarami zbrodniczego charakteru narodu rosyjskiego, nic bardziej mylnego. Wiele wskazuje na to, że natura tego narodu jest pokojowa. Autorami tego typu stwierdzeń są jego wrogowie, chcący przed światem ukryć prawdziwych zleceniodawców liderów bolszewickiego zamachu stanu w 1917 r. Śmiertelny terror jaki zapanował w Rosji był rzecz jasna następstwem tego, że mniejszość wzięła władzę i inaczej nie mogła zapanować nad większością, jak tylko stosując terror, włączając to eliminację potencjalnych i przypuszczalnych wrogów rewolucji. Współcześni historycy z łatwością wykazują, że terror nieśli przez Rosję głównie przedstawiciele innych nacji, chcąc zyskać poklask i zyskać cząstkę bolszewickiej władzy.
Pokłosiem bolszewickiego października było zniszczenie tradycyjnego społeczeństwa rosyjskiego, w którym ojciem, jej filarem był podstawą społeczeństwa. Osiagnięto to bardzo łatwo, wprowadzając odpowiedzialność rodzinną. Gazety sowieckie pełne były deklaracji dzieci lub małżonków wyrzekających się i potępiających rodzica albo współmałżonka oskarżonego o działalność kontrewolucyjną. Doszła do tego bezkarność aborcji. Jej wprowadzenie wraz z rozwodami było główną przyczyną rozwiązłości i upadku rodziny, rakiem pożerającym zdrowe dotychczas społeczeństwo rosyjskie. Ocknięto się tam dopiero w latach trzydziestych, wprowadzając program odrodzenia rodziny proletariackiej, zakazując aborcji.
Pokłosiem bolszewickiego października były daleko idące przemiany w świadomości społecznej. Wszystko tłumaczono tezami materializmu dialektycznego i walką klas. Wszystkie nauki, a zwłaszcza humanistyczne zostały wzięte w te bolszewickie kleszcze.
W życiu politycznym Rosji bolszewicki październik zaowocował nowym, nieznanym dotąd na świecie modelem partii politycznej. Dotychczas partie były dobrowolnym zrzeszeniem obywateli, zorganizowanym w celu realizacji określonego celu politycznego aż do zdobycia władzy lub cząstki władzy publicznej. Do takiej partii mógł się zapisać kto chciał, również przysłowiowy człowiek z ulicy, a działalność w niej polegała na wspólnej pracy członków dla realizacji przyjętych celów. Zupełnie inny model partii wprowadzony został po przewrocie bolszewickim w Rosji. Żaden człowiek dobrowolnie, z własnej woli do partii nie mógł się zapisać. O naborze do partii decydowała jej władza najwyższa. Ona też decydowała o usunięciu członka z szeregów partii. Zmienił się też cel przynależności partyjnej. Przestała nim być wspólna praca dla osiągnięcia wspólnego celu, a stało się nim korzystanie z przywilejów, dobrodziejstw, którymi partia obdarzała. Przynależność do partii zapoczątkowana w Rosji bolszewickiej, gwarantowała to, a także uprzywilejowaną pozycję społeczną, aż po sui generis immunitet. Jednocześnie decyzje partyjne nie rodziły się na oficjalnych partyjnych zgromadzeniach. Szeregowy członek nie miał na nich nic do powiedzenia. Mógł tylko przyklaskiwać i przytakiwać wodzowi partii. Był to wzór partii przyjęty następnie przez wszystkie ustroje totalitarne. Taki wzór partii politycznej pokutuje jeszcze w tych państwach, które w przeszłości były częściami składowymi bloku sowieckiego. Partii wodzowskiej i elitarnej. Przykładów wymieniać nie muszę.
Bolszewicki październik 1917 r. zaowocował też zepsuciem życia politycznego. Polegało ono na upowszechnianiu przekonania, że władzę zdobyć można nie przez wygranie wolnych wyborów, ale drogą zamachu stanu. Skoro udało się to w Rosji, to czemu nie może udać się we Włoszech, Hiszpanii, Niemczech, czy Polsce. I niestety ale udawało się. Garstka przejmowała władzę, tyranizując bezradną większość.