Kamil Klimczak – Prawda o sierpniu 1920 roku

Dziwne przejmuje narodowca uczucie, gdy co roku w Święto Wojska Polskiego, obchodzone 15 sierpnia, w rocznicę bitwy warszawskiej, uroczystości „kręcą się” wokół Józefa Piłsudskiego. W latach ubiegłych uroczystości odbywały się pod Belwederem, gdzie na pomniku Piłsudskiego widnieje napis „Warszawa – swemu obrońcy w 1920”. Nasuwa się pytanie, gdzież był Piłsudski w trakcie bitwy?…

Sierpień roku 1920 przyniósł nie tylko upały, ale też śmiertelne zagrożenie dla ledwie odrodzonego państwa polskiego. W sierpniu Polacy szykowali się do śmiertelnego boju z prącą do przodu Armią Czerwoną. Naród zareagował żywiołowym zrywem, mobilizując niemal wszystkich zdolnych do walki w szeregi armii. Sztab Wojska Polskiego szykował pomyślaną przez generała Tadeusza Rozwadowskiego kontrofensywę znad rzeki Wieprz. Nikt przy tym nie wiedział, że polska armia ma tajną broń – kryptologów, na czele z Janem Kowalewskim złamali sowieckie szyfry, dając dowództwu wgląd w plany przeciwnika.

Jednak sytuacja na froncie była skrajnie trudna. Sowieci zbliżali się nieuchronnie do Warszawy, obchodząc przy tym stolicę od północy. W środku trudnej sytuacji, tuż przed bitwą 12 sierpnia, Naczelnik Państwa Józef Piłsudski spotkał się z premierem Wincentym Witosem, wicepremierem Ignacym Daszyńskim i ministrem spraw wewnętrznych Leopold Skulski. Premier Witos tak wspominał tę chwilę:

W ciągu rozmowy wyjął z kieszeni niezapieczętowany list i odczytał go głosem ogromnie niewyraźnym i zmienionym. Na czterech kartkach małego formatu mieściła się dość obszernie umotywowana jego dymisja ze stanowiska Naczelnika Państwa. W piśmie tym zaznaczał między innymi, że nie wiedząc, czy i kiedy będzie mu dane wrócić z placu boju, którego losy uważa za niepewne, mnie prosi i upoważnia do zastępowania go na jego urzędzie. Co zaś do samej rzeczy i pisma, prosi o zachowanie bezwzględnej tajemnicy tak długo, jak tego będą wymagały stosunki, i ja sam uznam za potrzebne.

Dymisja Piłsudskiego obejmowała też funkcję Naczelnego Wodza. Niedługo potem wyjechał on – rzekomo do Puław, do grupy uderzeniowej. Po latach dowiedzieliśmy się ze wspomnień ówczesnej konkubiny Piłsudskiego – Aleksandry Szczerbińskiej – że zdążył udać się do niej, do majątku w Bobowej koło Tarnowa. Pojawił się przy grupie uderzającej znad Wieprza najpewniej dopiero 16 sierpnia, kiedy odparto bolszewicki atak na przedpola Warszawy (Radzymin), a generał Sikorski znad Wkry dokonał kontrnatarcia na północnym Mazowszu. Całością sił dowodził wówczas nie kto inny, jak generał Rozwadowski – Szef Sztabu Generalnego, który pozostał na swoim stanowisku dowodzenia w Warszawie. Kontrofensywa znad Wieprza odcięła znaczne siły bolszewików, zresztą Polacy wygrali głównie nogami, bo przez pierwsze dwa dni nie napotkali znaczącego oporu, za to przesunęli się o wybitną dla obładowanej oporządzeniem piechoty odległość około 100 kilometrów.

Po powrocie do Warszawy premier Witos zwrócił Piłsudskiemu dymisję, której nie ogłosił w trosce o morale wojska i Narodu. Lojalnie zachował się też Rozwadowski, który milczał, jak sam pisał „dla dobra Polski, dla dobra stosunków z Francją, dla podtrzymania prestiżu marszałka Piłsudskiego jako głowy państwa, gdy ten stroił się w częściowo niezasłużone wawrzyny”. A potem rozpoczęło się budowanie mitu… Mit był potrzebny zwolennikom Piłsudskiego, którzy tworząc (po maju 1926 roku) system wodzowski, obcy cywilizacji łacińskiej, musieli legitymować swoje rządy tym, że sam jeden Piłsudski wskrzesił Polskę, a inni albo wykonywali jego rozkazy albo mu przeszkadzali. Niech znamiennym będzie fakt, że więziony po zamachu majowym generał Rozwadowski umarł niespodziewanie w 1928 – prawdopodobnie otruty z polecenia Marszałka (notabene Piłsudski sam sobie nadał ten stopień).

Nigdy nie było tak, że jeden człowiek „wskrzesił Polskę”, „obalił komunę” czy co tam jeszcze. Mógł najwyżej wytyczyć kierunek, nadać bieg wydarzeniom… Ale to zorganizowani Polacy mogli jedynie stanowić siłę sprawczą w przełomowych momentach dziejów. Nie inaczej było w roku 1920. To żywiołowy zryw Polaków, uświadomionych narodowo wieloletnimi wysiłkami ruchów: narodowego i ludowego. Polaków, którzy w momencie zagrożenia stanęli do walki z najeźdźcą. Nie zabrakło też wybitnych dowódców: Władysława Sikorskiego, Józefa Hallera, Tadeusza Rozwadowskiego, Franciszka Latinika. Ale bez zrywu Narodu nic by się to nie zdało – bez zrywu tego Narodu, który potem obrażał Piłsudski, bo Polacy wybierali raczej opcję narodową czy ludową niż jego. Nie róbmy superbohatera narodowego z człowieka, który uciekł w momencie próby z posterunku, a potem swoich przeciwników politycznych, którzy znali niewygodne fakty o nim kazał mordować.

Cześć i chwała bohaterskim żołnierzom roku 1920!
Wszystkim, nie tylko wyznawcom Piłsudskiego.