Transformacja ustrojowa po roku 1989 pociągnęła za sobą iście kopernikański przewrót w polskiej polityce zagranicznej. Wraz z demontażem Układu Warszawskiego i RWPG nastąpiło dynamiczne przeorientowanie koncepcji geopolitycznych naszego kraju i przyjęcie „jedynie słusznej” opcji euroatlantyckiej. Już od początku lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku rozpoczęły się usilne starania o przyjęcie Polski do NATO oraz Unii Europejskiej. Co ciekawe – patronowali temu procesowi zarówno postkomuniści z SLD, jak i siły postsolidarnościowe. Jedynymi liczącymi się ugrupowaniami kontestującymi polską politykę zagraniczną była Samoobrona RP i w ograniczonym zakresie Liga Polskich Rodzin (głównie w zakresie akcesji do UE).
Opcja proatlantycka w polskiej polityce zagranicznej współgra z uwspółcześnioną koncepcją prometeizmu oraz prymitywnie pojmowaną doktryną Giedroycia-Mieroszewskiego. Istotą tych koncepcji jest przyjęcie tezy, że głównym zagrożeniem dla Polski i krajów Europy Wschodniej jest Rosja (w każdej formie politycznej i ustrojowej), co skutkuje dążeniem do jej maksymalnego osłabienia. W myśl takiego pojmowania polskiej racji stanu każdy sojusz wymierzony przeciw Rosji jest godny poparcia i zaaprobowania. Nie jest przy tym istotne, czy sojusznikami będą litewscy szowiniści ograniczający prawa mniejszości polskiej w okręgach wileńskim i solecznickim, czy też szowiniści ukraińscy odwołujący się wprost do zbrodniczej ideologii banderyzmu. W tej narracji uniwersalnym wrogiem jest zawsze i w każdych okolicznościach Rosja.
Historycznie rzecz ujmując, opcja antyrosyjska, będąca obecnie jednym z filarów polskiej polityki zagranicznej, nie jest niczym nowym. Była niejako wpisana w program obozu Józefa Piłsudskiego przed odzyskaniem niepodległości, jak również oficjalną koncepcją geopolityczną w II Rzeczpospolitej (zwłaszcza po zamachu majowym). Dla celów propagandowych wykorzystywano wówczas martyrologię Polaków w zaborze rosyjskim po powstaniu styczniowym oraz wybuch wojny polsko-bolszewickiej 1920 roku. Nieco później doszły też inne tragiczne doświadczenia – 17 września, Katyń, czy też ograniczona suwerenność w czasach PRL-u. Niewątpliwie antyrosyjska narracja znalazła podatny grunt w szerokich rzeszach społecznych również z uwagi na powszechny i silnie ugruntowany antykomunizm Polaków – choć paradoksalnie największymi ofiarami komunizmu byli właśnie Rosjanie.
Dziś zamiast przełamywać trudną historię i dążyć do wzajemnej współpracy – główne siły polityczne w naszym kraju wciąż podsycają nastroje antyrosyjskie. Każdy pretekst ku temu jest dobry – zarówno katastrofa smoleńska, jak i wydarzenia na Majdanie. W kraju, w którym z taką pieczołowitością tropi się wszelkie przejawy ksenofobii i podsycania do waśni na tle narodowościowym (szczególnie antysemityzmu) – jawnie tolerowane są postawy antyrosyjskie. Przykładem tego były chociażby przypadki umarzania postepowań w sprawach o znieważenie prezydenta Federacji Rosyjskiej. Jednocześnie w oficjalnej narracji i przekazie medialnym głównych sił politycznych marginalizowane są zbrodnie UPA, jak również powszechne przypadki ich gloryfikowania na Ukrainie.
Inną dość powszechną praktyką jest tropienie „rosyjskich agentów” w życiu publicznym. Każdy kto kwestionuje „jedynie słuszną” opcję euroatlantycką w polityce zagranicznej, czy też sprzeciwia się jednostronnej ocenie sytuacji międzynarodowej – w najlepszym razie poddawany jest ostracyzmowi. Przykładem takich działań był chociażby senator Maciej Grubski, który został zawieszony w prawach członka Platformy Obywatelskiej po udzieleniu wywiadu dla rosyjskiego portalu prowadzonego przez agencję informacyjną Sputnik, w którym pozytywnie wypowiadał się na temat prezydenta Rosji. O wiele poważniejsze konsekwencje poniósł były poseł Samoobrony i przewodniczący partii „Zmiana” Mateusz Piskorski, którego oskarżono o szpiegostwo na rzecz Rosji, a postępowanie w tej sprawie, budzące cały szereg zastrzeżeń i wątpliwości natury prawnej, utajniono przed opinią publiczną. Pomimo konstytucyjnej zasady wolności słowa i głoszenia własnych poglądów – jak widać w praktyce, nie dotyczy ona polityki zagranicznej. O ile bowiem w przestrzeni publicznej możliwa jest nieskrępowana dyskusja na tematy społeczne, gospodarcze, czy też światopoglądowe, to kontestowanie polityki zagranicznej naszego państwa, czy nawet stawianie pytań w tym zakresie, stanowi swoiste tabu.
Powszechna w przestrzeni publicznej retoryka antyrosyjska jest o tyle absurdalna, że de facto interesy Polski i Rosji nie są ze sobą sprzeczne. Pomiędzy Polską a Rosją nie ma żadnych konfliktów terytorialnych, ani problemów dotyczących mniejszości narodowych. Istnieją co prawda różnego rodzaju zaszłości i resentymenty natury historycznej, jednak nie powinno być to przeszkodą dla obopólnej współpracy – zwłaszcza jeśli porównamy jawnie antypolską politykę władz Litwy i Ukrainy wobec mniejszości polskiej, jak również roszczenia terytorialne neobanderowców na Ukrainie. Co ciekawe, przyjęty przez Polskę kurs geopolityczny jaskrawo kontrastuje z działaniami innych krajów naszego regionu – Czech, Słowacji, czy Węgier, które pomimo, że są członkami UE i NATO, prowadzą rozsądną i wyważoną politykę wobec Rosji. Było to szczególnie widoczne w czasie eskalacji konfliktu rosyjsko-ukraińskiego.
Nie ulega wątpliwości, że w polityce międzynarodowej liczą się nie sympatie bądź antypatie, lecz realne interesy. Należy zatem wyeliminować stereotypy i uprzedzenia na rzecz trzeźwej oceny sytuacji i obrony obiektywnie pojmowanej polskiej racji stanu. Aby to nastąpiło Polska winna dokonać istotnej korekty polityki zagranicznej w zakresie relacji z Rosją. Przyjaciół bowiem trzeba mieć blisko, a wrogów daleko, jak stwierdził niegdyś prezydent Finlandii Urho Kekkonen.