Choć cenzura przybrała dziś inną formę niż w czasach PRL, pryncypia pozostały takie same. Chodzi o pozbawienie ludzi świadomości społecznej i dostępu do wiarygodnej informacji. Niewygodne dla władzy treści, rozpowszechniane głównie za pośrednictwem Internetu, są tam blokowane, ukrywane i kompromitowanie.
W przestrzeni publicznej wywiera się naciski by nie organizować spotkań z kontrowersyjnymi autorami i nie zezwala się na społeczne obchody rocznic, do których prawo roszczą sobie jakieś grupy interesu. Instytucje publiczne, w tym przede wszystkim organy rządowe nie robią nic w celu ochrony wolności słowa. Na każdym kroku zaostrza się przepisy prawa, lecz na płaszczyźnie odpowiedzialności za blokowanie wolności słowa prawo ulega liberalizacji. Z jednej strony nękani są twórcy, a z drugiej wspiera się ich cenzorów zezwalając na bezpardonową walkę z wolnością słowa, w której prym wiodą międzynarodowe korporacje zainteresowane implementacją nowych rozwiązań społecznych i ideologii. Pieniądz jest tu jedynie środkiem do celu, a walka z wolnością słowa jedną z metod. Władze państwowe, których cele mogą być rozbieżne z celami tychże korporacji, wykorzystują fakt nieformalnej cenzury do ugruntowania swej pozycji. Jednocześnie przekazują nieograniczone fundusze ośrodkom rządowej propagandy, co sprawia, że przeciętny odbiorca trafia „z deszczu pod rynnę” i nic nie wskazuje, że sytuacja ulegnie w najbliższym czasie zmianie.