Minęła kolejna, siódma już rocznica tragicznej katastrofy pod Smoleńskiem. I tym razem nie była to rocznica zadumy i refleksji, ale politycznych przepychanek i wzajemnych oskarżeń. Smutny to znak, gdy kolejne „miesięcznice” i rocznice nie są okazją do przemyśleń nad stanem państwa polskiego, ale jedynie do okładania się politycznymi lagami z napisem „Smoleńsk”.
Ze strony pisowskiej mieliśmy do czynienia ze znanym repertuarem, zmieniły się tylko środki – tym razem działają agendy państwowe: prokuratura i komisja MON. Cel jest jeden: za wszelką cenę udowodnić lub przynajmniej uprawdopodobnić wersję zamachu. I oto komisja ogłasza, że na pokładzie Tu-154 doszło do wybuchu, a prokuratura stawia zarzuty rosyjskim kontrolerom lotu. Oczywiście słowo „zamach” w oficjalnych relacjach nie pada, ale tyle wystarczy. „Lud pisowski” będzie mógł już śmiało mówić o „zamordowanym prezydencie”, „zamachu smoleńskim” itd… Nie kwestionując możliwości wybuchów w tupolewie (chociażby w zbiorniku paliwa), to sposób przedstawienia tych informacji był ewidentnie wykonany w politycznym interesie Jarosława Kaczyńskiego.
Co ciekawe, podczas programu w TVP Info, przez apologetów teorii zamachowej – Tomasza Sakiewicza i Anitę Gargas – został zakrzyczany nawet zdroworozsądkowy zwolennik PiS czyli redaktor naczelny „Do Rzeczy” Paweł Lisicki. Jak widać nawet najdrobniejsze odstępstwo od „linii partii” jest w kwestii smoleńskiej niedopuszczalne.
Nowy aspekt pojawił się też z drugiej strony barykady, w postaci kontrmanifestacji stowarzyszenia „Obywatele RP”. Nie mogę darzyć tych ludzi sympatią, tym bardziej, że 11 listopada na Rondzie de Gaulle’a wzywali do „rozwiązania marszu nienawiści” (czyli Marszu Niepodległości). Teraz sprowokowali potrzebne chyba tylko Jarosławowi Kaczyńskiemu (bo przecież trzeba ludziom pokazać wroga) przepychanki i awantury podczas wieczornego marszu i wiecu pod Pałacem Prezydenckim.
Ze smutkiem należy skonstatować, że przez siedem lat nie przybliżyliśmy się do poznania prawdy. Tak jak przez 5 lat obowiązywała wersja o błędzie pilota, tak teraz obowiązuje wersja o wybuchu. Nie ma alternatywy, nie można stawiać pytań, a kto twierdzi inaczej ten sprzedawczyk, zdrajca, oszołom/ruski agent (niepotrzebne skreślić). Nie będę w tym miejscu odgrywał roli eksperta od lotnictwa wojskowego, jak 3/4 publicystów 10 kwietnia. Na pytanie, co się stało w Smoleńsku mogę szczerze odpowiedzieć: NIE WIEM. Oczywiście, odkryliśmy pewne elementy przebiegu tragedii smoleńskiej czy chociażby skandaliczne postępowanie Rosjan w kwestii ciał ofiar (osoba odpowiedzialna za to, że rodziny chowały kogo innego albo w trumnie znajdowały się dwie głowy powinien wylądować na dłuższy czas w więzieniu), ale meritum nie znamy. Prawda zapewne leży pośrodku, ale gdzie? Nie wiadomo.
Na koniec ciekawe spostrzeżenie. Przewodnia patriotyczna siła narodu tak obchodzi rocznicę katastrofy smoleńskiej, że zapomniała całkowicie o 74. rocznicy zbrodni katyńskiej. Na uroczystości do Katynia nie stawił się nawet ambasador RP w Rosji (!) ani nikt z wysokich rangą urzędników państwowych. Tak oto, pamięć pomordowanych 25 tysięcy najlepszych Polaków musi ustąpić przed kultem nawet nie 96 ofiar z Tupolewa, ale – spójrzmy prawdzie w oczy – kultem Lecha Kaczyńskiego, który nie był prezydentem idealnym (ale to temat na osobny tekst).
Smutne, przykre, wręcz haniebne to wszystko.