W piątkowy poranek 7 kwietnia b.r. media przyniosły nam wiadomość, która sprawiła, że nowy prezydent USA Donald Trump, w oczach wielu obserwatorów i dotychczasowych zwolenników, stracił mocno już nadszarpniętą wiarygodność. Marynarka wojenna Stanów Zjednoczonych – wykazując od lat oznaki zniecierpliwienia asekurancką, przynajmniej w przypadku Syrii, postawą Baracka Obamy, wykonała atak 59 rakietami Tomahawk na bazę syryjskiego lotnictwa. W ciągu kilku dni poprzedzających atak, obserwowaliśmy majstersztyk medialnej manipulacji o skali globalnej: – dzień pierwszy – atak gazowy i natychmiastowe oskarżenie Assada i Syrii, dzień drugi – zdjęcia martwych dzieci i medialna hucpa antysyryjska i antyrosyjska (z ambasador USA przy ONZ wymachującą zdjęciami zabitych dzieci, wykrzykującą pełne patosu apele – „ile dzieci ma umrzeć, by Rosję to zaczęło obchodzić”), dzień trzeci – atak przeprowadzony wg typowego scenariusza – bez rezolucji ONZ, bez wypowiedzenia wojny, ale i bez przedstawienia choć cienia dowodu na odpowiedzialność państwa syryjskiego za atak gazowy.
Sztandar amerykański, niegdyś uważany za symbol walki o wolność i symbol wolności jako takiej, stał się dziś symbolem samozwańczego żandarma/hegemona, który nie podlega żadnym prawom boskim ani ludzkim. Jest to wielka prowokacja skierowana przeciwko Rosji. Widać wyraźnie, że zapowiedzi pozytywnej zmiany w stosunkach z Rosją, składane wielokrotnie przez Trumpa w czasie kampanii wyborczej, zostały wyrzucone do kosza. Rozbudowuje się przyczółek polski, dalej nakręca się sytuację na Ukrainie, Czarnogóra ma zostać przyjęta do NATO, teraz nastąpił atak na Syrię. Co dalej? Czy dawno zapowiadane strefy zakazu lotów? Znamy ten scenariusz z Iraku. Końcowym etapem będzie usunięcie Assada. Chyba że? No, właśnie. Chyba że Rosja. Ale czy nie przeceniamy jej siły i zdolności polityczno-dyplomatycznych? Rosja poinformowana o ataku amerykańskim specjalnym kanałem, nie zareagowała wcale. Otóż, jestem przekonany, że zniszczenie jednego, czy kilku Tomahawków przez Rosjan uspokoiłoby wojowniczość USA i raczej zahamowało zapędy War Party niż spowodowało eskalację konfliktu. Oburzenie, zawieszenie memorandum o zapobieganiu incydentom, mówienie o agresji na suwerenne państwo, to wszystko prawda, ale reakcja ograniczona do takich działań, zachęca do kolejnych prowokacji. USA dokonały kolejnego sondowania wartości Rosji i nie wyszło to dla Rosji najlepiej, mówiąc oględnie… A nie są to żarty i nic nie znaczący region dla Rosji. W sytuacji ciągłego otaczania i planów gazociągów pomijających Rosję i jej złoża, sprawa jest jasna – Rosja nie może odpuścić Syrii. I to w sytuacji niepewności co do Turcji (jak ktoś raz zmienił front, może zmienić i drugi; zresztą Turcja już pochwaliła atak amerykański), i sytuacji Iranu stojącego w kolejce do likwidacji – mówił już o tym Bill Kristol, syn ojca ruchu neokonserwatywnego Irvinga Kristola. Rosja nie jest w łatwym położeniu. Nie dość, że jej jedyną siłą, której boi się Ameryka jest arsenał atomowy, to w Rosji cały czas agentura prowokuje fermenty społeczne, na zewnątrz, bez mrugnięcia okiem dokonuje się prowokacji militarnych na granicach Rosji (kolejne ściąganie oddziałów NATO). I najważniejsze – zakłamane media Zachodu całą tą antyrosyjską działalność przedstawiają jako rosnącą agresję Rosji! Nikt przy zdrowych zmysłach nie może brać pod uwagę rozwiązania atomowego, ale może czas już, aby Rosja straciła złudzenia co do dobrej woli Zachodu i zweryfikowała swoje oczekiwania, nie mówiąc już o konieczności porzucenia tej dziwnej pozycji, jakby łaszenia się do Zachodu, oczekiwania uznania, docenienia, pragnienia wspólnoty z Zachodem itd.30
Polscy „wasale na ochotnika” USA zareagowali zgodnie z oczekiwaniami. Prezydent Andrzej Duda stwierdził: Jako Prezydent RP chciałbym wyrazić swoje pełne poparcie dla operacji militarnej przeprowadzonej w nocy z czwartku na piątek przez amerykańskie siły zbrojne w Syrii. Decyzja prezydenta Donalda Trumpa o ataku na jedną z syryjskich baz lotniczych była reakcją na użycie przez wojska reżimu Baszara al-Assada broni chemicznej przeciwko ludności cywilnej. Obok tego aktu niewyobrażalnego barbarzyństwa cywilizowany świat nie mógł przejść obojętnie. Pan Prezydent, jak widać, nie ma najmniejszych wątpliwości, co do kwestii odpowiedzialności za atak gazowy, a wiedząc doskonale, że USA zadziałały bez rezolucji ONZ, a nawet złamały swoje prawo wewnętrzne, gdyż Trump nie zwrócił się z prośbą o pozwolenie na atak do Kongresu, jakoś nie podnosi, jak w przypadku Rosji czyni to za każdym razem, kwestii złamania prawa międzynarodowego. Klasyczny przykład zastosowania etyki Kalego.
Były minister ON Tomasz Siemoniak z kolei powiedział: Po tych obrazkach, które obiegły świat, po tych dzieciach zabitych bronią chemiczną, Trump nie mógł nie zareagować.
Tymczasem Marine Le Pen stwiedziła, że prezydent USA Donald Trump próbuje być „policjantem świata” i zasugerowała, że jego plany mogą się nie udać. Jak dodała, była „zaskoczona” nagłą decyzją Trumpa. Ostrzegła, że wcześniejsze międzynarodowe interwencje w Iraku i Libii doprowadziły do wzrostu islamskiego ekstremizmu.
Co ciekawe w poprzednich latach Trump 45 razy ostro krytykował Obamę – który był na krawędzi wydania decyzji o ataku na Syrię – żeby tego nie robił. W 2013 r. pisał: I znów, do naszego bardzo głupiego lidera, nie atakuj Syrii – jeśli to zrobisz, bardzo złe rzeczy się zdarzą, a USA nic nie na tym nie uzyska. Teraz nagle wystarczyły zdjęcia zabitych dzieci i już wszystko, co do tej pory myślał na ten temat Trump poszło w odstawkę!? A przecież nikt rozsądny nie uwierzy, że Baszar al-Assad dokonał tego ataku gazowego. Po co? Żeby popełnić polityczne samobójstwo wystawiając się na ataki i pogardę całego świata?
Czy Donald Trump oszukał swoich wyborców i to wszystko, co mówił było li tylko zagraniem pod publiczkę? Jednak mimo wszystko uważam, że nie. Ufam, że był szczery. Ale w czasie kampanii i zaraz po zwycięstwie wskazywałem w kolejnych tekstach na siłę oporu wobec jego planów, siłę potężną, składającą się z czterech filarów – neokonserwatystów-mesjanistów dążących do panowania nad światem, zimnowojennego Pentagonu, przemysłu zbrojeniowego i wszechpotężnych mediów. Widzimy właśnie, jak Trump przegrywa z War Party. Czy to już jego koniec, czy też próba kontrolowanego wycofania się i okopania na pozycjach? Czas pokaże. Z braku miejsca odkładam do następnego numeru analizę reakcji amerykańskich niezależnych mediów, środowisk i wolnych strzelców, którzy przyczynili się do zwycięstwa Trumpa pod sztandarem walki z establishmentem w polityce amerykańskiej.
Tymczasem przechylanie się szali w Stanach na korzyść War Party nie pozostaje bez wpływu na sytuację w Polsce. W środowiskach rusofobicznych atak na Syrię został przyjęty z entuzjazmem, a ze względu na bliskość daty rocznicy katastrofy smoleńskiej, przyczynił się do podsycenia kultu smoleńskiego. To, co wydarzyło się w tej kwestii po stronie PiS z przyległościami w tym roku pozwala na postawienie jednoznacznej diagnozy – żyjemy w czasach trzeciego w ciągu ostatnich 100 lat kultu państwowego w Polsce – pierwszym był kult Piłsudskiego, drugim – Stalina, trzecim jest kult smoleński o cechach quasi-religii, z której swe żywotne siły czerpie PiS. Gdyby nie Smoleńsk, byłaby to partia na poziomie poparcia Lecha Kaczyńskiego przed jego tragiczną śmiercią, gdzieś na poziomie 15%. Co za tym idzie, nie zdominowałaby tak sceny politycznej, jak to się stało po katastrofie i po histerii przepoczwarzonej w rzeczywisty kult. PiS tym żyje, PiS się tym karmi. Naczelny druid – Antoni Macierewicz podsyca kult doskonale. Ale czynią to też inni. W poniedziałek 3 kwietnia b.r. prokuratura postawiła „nowe” zarzuty rosyjskim kontrolerom. Oto zastępca prokuratora generalnego Marek Pasionek oświadczył, że: Analiza materiału dowodowego (…) pozwoliła prokuratorom na sformułowanie nowych zarzutów wobec kontrolerów lotów, obywateli Federacji Rosyjskiej, a także trzeciej osoby, będącej wówczas w wieży kontroli lotów, i przypisanie tymże przestępstwa umyślnego sprowadzenia katastrofy w ruchu powietrznym, którego konsekwencją była śmierć wielu osób.
Jest to oskarżenie Rosji o celowe zamordowanie 96 osób, w tym prezydenta RP. W polskim prawie zgodnie z art. 9 § 1 k.k. Czyn zabroniony popełniony jest umyślnie, jeżeli sprawca ma zamiar jego popełnienia, to jest chce go popełnić albo – przewidując możliwość jego popełnienia – na to się godzi. Prokurator Pasionek sprecyzował, że chodzi o winę umyślną w zamiarze ewentualnym (dolus eventualis), czyli że przewidując możliwość wystąpienia skutku w postaci katastrofy, kontrolerzy godzili się na to. Co w takim razie powiedzieć o załodze Tu-154, która słyszała przez dłuższy czas komendy TAWS „Terrain ahead” i „Pull up” i nie podjęła odpowiednich działań. Komendy te wystarczająco jasno wskazywały na konsekwencje niezastosowania się do nich. Czyżby dowódca i załoga mając tego świadomość, godzili się na skutek w postaci katastrofy? Do takiego wniosku prowadzi stanowisko prokuratury.
Oczywiście, nie chodzi tu o jakiekolwiek ustalenia. Już w dniu katastrofy stwierdzono w PiS, że Rosjanie zamordowali prezydenta i przez 7 lat WSZYSTKO dostosowuje się do tej tezy. Nie chodzi o rzeczywiste zbadanie, stwierdzenie, sformułowanie hipotez. Ma się zgadzać z tezą ostateczną ogłoszoną 10 kwietnia 2010 r. Koniec. Kropka.
Na chwilę obecną mamy więc do czynienia z czterema głównymi przyczynami katastrofy (formami dokonania zamachu wg PiS):
1.Eksplozja bomb umieszczonych na pokładzie Tu-154. Tu zakłada się współdziałanie strony polskiej; wybuch został „potwierdzony” przez Komisję Macierewicza a Jarosław Kaczyński wyjaśnił, ze był on „dokonany w bardzo szczególny sposób”.
2. Celowe rozpylenie mgły nad rejonem lotniska.
3. Ściągnięcie samolotu na ziemię (w sensie spowodowania katastrofy) poprzez użycie wielkiego magnesu.
4.Umyślne doprowadzenie do katastrofy przez kontrolerów.
W każdym wypadku oznacza to oficjalne oskarżenie Rosji przez Polskę o celowe zamordowanie ludzi na pokładzie Tu-154. Jeżeli PiS chce zachować konsekwencję, w wyniku takich „ustaleń” powinien – primo, zerwać stosunki dyplomatyczne z Rosją; – secundo, wypowiedzieć wojnę Rosji.
Nie zrobi tego, gdyż Smoleńsk, jak wskazałem wyżej, jest pożywką dla kultu quasi-religijnego, który musi trwać; ponieważ stosunki są już de facto zerwane, zaś na wojnę zabraknie im po prostu męskiego ducha, tak jak brakuje im go, kiedy chodzi przyznanie się do przyczynienia się strony polskiej i samego Jarosława Kaczyńskiego do zaistnienia warunków, w których katastrofa mogła mieć miejsce. Wg najbardziej prawdopodobnej hipotezy – którą można postawić ostrożnie, mając na uwadze niedoskonałość materiału dowodowego i celowe pomijanie pewnych wątków – Tu-154 rozbił się na skutek błędu pilotów wywołanego szeregiem pozostających w związku przyczyn, przede wszystkim, w postaci nacisku psychicznego ważnych osób przebywających na pokładzie samolotu, tj. przede wszystkim prezydenta Lecha Kaczyńskiego i gen. Andrzeja Błasika. Część odpowiedzialności, w postaci niewystarczającej stanowczości i braku kategorycznego zakazu lądowania dla Tu-154, wynikającego z obawy przed skandalem politycznym, ponoszą owi kontrolerzy. Nikomu ze wskazanych osób nie można postawić moim zdaniem zarzutu umyślności. Bazując na dostępnych danych trzeba stwierdzić, że wszyscy ponoszą winę nieumyślną za katastrofę, która wydarzyła się nie na skutek celowego działania którejś z tych osób, ale na skutek splotu okoliczności związanych z ich decyzjami i obiektywnych warunków zewnętrznych, takich jak zła pogoda itp.
Pragnąłbym, aby kiedyś Polska w sposób prawdziwie godny podeszła do tej tragedii. Bez aksjomatu znalezienia winnych po stronie rosyjskiej i polskiej, bez festiwalu nienawiści, bez miotania oskarżeniami o zdradę, bez patologicznego kultu, bez projektów 120-metrowych pomników, i bez zwykłego cyrku, którym cwani gracze polityczni karmią nas od siedmiu lat. Pragnąłbym…