„Dziki zachód u krainy” – Komentarz Konieczny!

Sześć lat temu podczas masowych protestów na kijowskim Majdanie ktoś zaczął strzelać do zgromadzonego tłumu. Ofiarami snajperskiego ognia byli zarówno cywile jak i funkcjonariusze milicji. Do dziś nie ustalono tożsamości sprawców, ani motywów ich działania, ale mord na „niebiańskiej sotni” zmienił oblicze Ukrainy na zawsze.

Ukraina to sztucznie utworzone państwo, którego ludność przez całe dekady nie była w stanie wypracować tożsamości narodowej. Niektórzy doszukują się początków ukraińskiej państwowości w kozackich powstaniach Chmielnickiego. Inni twierdzą, że świadomość narodową Ukraińcy zyskali w XIX w., kiedy to pierwsze poematy w rodzimym języku wyszły spod pióra Tarasa Szewczenki. Wówczas przejawy ukraińskiej tożsamości intensywnie wspierały Austro-Węgry skutecznie prowadząc politykę „dziel i rządź” pozwalającą ograniczać separatystyczne ruchu poszczególnych narodów wchodzących w skład cesarstwa. Ukraińcy stanowili tu wygodny element blokujący konsolidację stronnictw patriotycznych na byłych ziemiach polskich.

Tuż po zakończeniu I wojny światowej oraz kompletnej porażce państw centralnych ludność Ukrainy podjęła próbę utworzenia własnego państwa, jednak plan zakładający walkę ze wszystkimi wokół po prostu nie wypalił. Wciąż jednak trudno było mówić o wysiłku narodowym, ponieważ w owym czasie nie wypracowano jeszcze spójnej koncepcji kraju zamieszkałego przez określoną ludność. Wkrótce potem umysłami prostych ludzi, pozostawionych samym sobie na skraju wschodu i zachodu zawładnął Stepan Bandera. Jego ideologia zakładała narodziny państwa po trupie sąsiadów. Bandera wyciągnął jednak wnioski z porażki po I wojnie światowej mówiąc, że tym razem wrogich ludzi nie tylko trzeba przepędzić, ale i przerazić. Zalecał tak brutalne mordy na wrogach ojczyzny, by nikt więcej nie ośmielił się podnieść na nią ręki. Przy czym wrogami byli wtedy wszyscy, którzy nie utożsamiali się z tym przekonaniem. Oprócz setek tysięcy Polaków zamordowanych w ojczystej ziemi, śmierć poniosło także wielu Rusinów, którzy nie czuli się ani Polakami, ani Rosjanami, a tym bardziej Ukraińcami.

Trudno przewidzieć jaka byłaby skala tego bestialstwa, gdyby nie zajęcie tych ziem przez Armię Czerwoną, która banderowców traktowała na równi z nazistami. Po II wojnie światowej władze ZSRR zadbały, aby Ukraińcy porzucili swe dążenia niepodległościowe i przyłączyli się do zbiorowego wysiłku ludu sowieckiego. Przez niemal pół wieku ukraińska tożsamość karmiona była czerwoną propagandą, której podwaliną była wielka wojna ojczyźniana. Ukraińskie sukcesy były sukcesami dzielnej braci demoludów, a porażki, jak chociażby katastrofa w Czarnobylu, przyjmowane były ze zbiorową odpowiedzialnością sowieckich władz. Kiedy w 1991 r. rozpadł się Związek Socjalistycznych Republik Radzieckich, Ukraina wybiła się na niepodległość niemalże przypadkiem. W końcu wszystkie republiki związkowe sięgały wówczas po samodzielną państwowość, więc dlaczego Ukraina miałaby zrobić inaczej? Po raz kolejny nikt jednak nie miał koncepcji na zarysowanie przyszłości takiego państwa, o krystalizacji świadomości narodowej nawet nie wspominając. Nie ma się zatem co dziwić, że był to trudny czas dla mieszkańców Ukrainy. Rynki zbytu załamały się, fabryki stanęły, bezrobocie osiągnęło gigantyczną skalę, a ludzie żyli w zasadzie z dnia na dzień. Lata mijały, a Ukraina mozolnie próbowała wyjść z impasu. Odnawiano kontakty z partnerami ze wschodu, nawiązywano nowe relacje na zachodzie, a ludzie coraz optymistyczniej patrzyli w przyszłość. W 2004 r. do Unii Europejskiej po raz pierwszy wstąpiły państwa byłego Bloku Wschodniego.

Ukraińcy też wtedy zapragnęli być Europejczykami. Wierzyli, że członkostwo w strukturach zjednoczonej Europy zakończy stagnację ich kraju i wyeliminuje korupcję, która w owym czasie była czynnikiem decydującym niemal o wszystkim na każdym szczeblu państwowości. Mieszkańcy rejonów położonych na zachód od Kijowa coraz silniej domagali się integracji z Unią Europejską. Przedsmak tego, co wkrótce miało się wydarzyć nasi sąsiedzi otrzymali podczas tzw. „pomarańczowej rewolucji”, kiedy pro-zachodnia mniejszość wymusiła powtórzenie wyborów. Na czele państwa stanął wówczas Wiktor Juszczenko, który po pięcioletniej kadencji opuścił fotel prezydencki w atmosferze skandalu oraz totalnego fiaska swej polityki. Jego następcą został Wiktor Janukowycz, kandydat prorosyjskiej Partii Regionów.