Ostatnie dni charakteryzuje nieprawdopodobna wręcz słowna przepychanka między partią rządzącą a opozycją wokół wyboru sędziów Trybunału Konstytucyjnego. W ogólnej zadymie obie strony używają argumentów o konstytucyjności lub niekonstytucyjności wyboru tego czy innego sędziego. Gdzie leżą źródła tej polityczno – prawnej zawieruchy?
Otóż leżą one w dwóch – niezgodnych w istotnych punktach z Konstytucją – nowelizacjach ustawy o Trybunale Konstytucyjnym, będących w istocie próbami zawłaszczenia (najpierw przez PO, potem przez PiS) tej instytucji. Otóż jeszcze w poprzedniej kadencji Platforma uchwaliła nowelizację ustawy o Trybunale, umożliwiającą jej wybór nie trzech – jak by to było w zwyczajnym trybie – ale pięciu sędziów, których kadencja upływała w 2015 roku (choć kadencja dwójki sędziów – Zbigniewa Cieślaka i Teresy Liszcz – upłynęła dopiero w grudniu). Wyboru dokonano jeszcze w październiku, zastrzegając jednak (co jest ważne dla dalszych rozważań) moment rozpoczęcia kadencji każdego z nich. PiS zaskarżyło ustawę dwa dni przed wyborami parlamentarnymi, tylko po to, żeby trzy tygodnie po nich wniosek wycofać, gdyż – jak uzasadniało – teraz mogą poprzez większość w Sejmie naprawić, to co PO zepsuła. Do tego momentu prezydent Andrzej Duda nie zaprzysięgał wybranych sędziów.
W tym momencie rozpętała się burza. Mianowicie 26 listopada Sejm głosami PiS i Kukiza stwierdził „brak mocy prawnej” wyboru pięciu sędziów TK. Na tym samym posiedzeniu znowelizowano ustawę o Trybunale Konstytucyjnym, wprowadzając superszybki tryb wyboru sędziów, na miejsce tych, których kadencja upływa w tym roku (czyli wspomnianej piątki). Sędziów tych (pochodzących wyłącznie z rekomendacji PiS) w tydzień później wybrano, a prezydent Duda natychmiast dokonał ich zaprzysiężenia. Trybunał równocześnie stwierdził kolejno: niekonstytucyjność nowelizacji autorstwa Platformy Obywatelskiej i związanego z nią wyboru „awansem” dwóch sędziów przez Sejm poprzedniej kadencji jak i obowiązek niezwłocznego zaprzysiężenia sędziów przez prezydenta, potem niekonstytucyjność nowelizacji pisowskiej w zakresie skrócenia kadencji prezesa i wiceprezesa Trybunału oraz wybór trzech sędziów, których kadencja upłynęła na przełomie października i listopada. Pozwoliłem sobie na pominięcie w tym opisie całej burzy z udziałem polityków wszystkich partii, bo jest to element, który wszyscy Szanowni Czytelnicy tego tekstu znają dość dobrze.
Pora na konkluzje. Zacznijmy od konkluzji prawnych. O ile uchwalenie niekonstytucyjnych przepisów przez Platformę mieści się w ramach porządku prawnego – posłów nikt nie pociąga do odpowiedzialności za „wypadki przy pracy” – to zachowanie prezydenta Dudy podpada już pod kategorię deliktu konstytucyjnego, gdyż miał on obowiązek dokonać niezwłocznego zaprzysiężenia wybranych sędziów Trybunału Konstytucyjnego. Miał wszelkie uprawnienia, by zwrócić się do Trybunału w sprawie uchwalonej już w czerwcu noweli do ustawy o TK. Nie skorzystał z nich i powinien za to trafić przed Trybunał Stanu. Zachowanie polityków PiS jest do tego wręcz bezczelne, bo kwestionują wprost konstytucyjne uprawnienia Trybunału Konstytucyjnego. Czy PiS nie ma choć części racji? Ma. Środowisko sędziowskie jest upolitycznione i wybitnie skomunizowane. Ale na to są inne środki niż wsadzanie poprzez gangsterskie chwyty powolnych sobie sędziów do TK.
Nie jestem zwolennikiem demokracji. Wyznaję jednak pogląd, że – z obwarowaniami wynikającymi z prawa naturalnego – każda władza powinna przestrzegać ustanowionego przez siebie prawa. Bo jeśli ma możliwość jego zmiany, a zamiast tego je łamie – to co to za władza? Nie można swoich nieczystych zagrywek uzasadniać nieuczciwością swoich poprzedników u steru państwa. Bo jeśli w sensie politycznym histeria wywołana przez media związane z obozem lewicowo – liberalnym jest wobec tego, co się wyrabiało przez ostatnie 8 lat po prostu śmieszna, to mieszanie rzeczywistości bieżącej walki politycznej z rzeczywistością prawną, która powinna być stabilna i wolna od wstrząsów sejsmicznych jest zabójcze. Prawo nie może być zabawką w rękach polityków, którzy dorwali się do władzy i chcą wycisnąć co się da z naszego państwa. Notabene, politycznie partia rządząca strzeliła sobie w stopę, wdając się w niepotrzebną medialno – polityczną batalię, „przykrywającą” wszelkie inne istotne tematy. Do tego przez dłuższy okres tej przepychanki twarzą PiS był komunistyczny prokurator Stanisław Piotrowicz, co pozostawię bez komentarza.
Cała ta sytuacja pokazuje, że w walce Platforma – PiS nie ma złych i dobrych. Jest po prostu dwóch równie bezwzględnych i zaciekłych gangsterów. I rodzi się przykre pytanie: Gdzie w tym wszystkim interes Narodu i Państwa? Bo nie jest on tożsamy – jak sugerował Kornel Morawiecki – z „odplatformieniem” Trybunału Konstytucyjnego.
Kamil Klimczak – prezes Klubu im. Romana Dmowskiego