Od około tygodnia serwisy informacyjne donoszą o podlegającym eskalacji konflikcie pomiędzy Azerbejdżanem i Armenią o terytorium Górnego Karabachu. Ten konflikt trwający już wiele lat z każdym dniem przybiera na sile i wydaje się, że po wielu latach tlącego się sporu tym razem możemy doczekać się pełnowymiarowej wojny. W ciągu ostatnich dni miałem okazję posłuchać kilku bardzo dobrych komentarzy politologicznych wyjaśniających układ sił, sojusze polityczne państw regionu Kaukazu i uwarunkowania historyczne konfliktu. Wszystkie z tych komentarzy kończyły się jednak na warstwie politologicznej, nie dotykając jednak zagadnienia stosunku państwa polskiego do tego konfliktu. Co ciekawsze, nie udało mi się usłyszeć w mediach jakiegokolwiek stanowiska obozu rządowego w tym zakresie. No nie do końca: przez media przetoczyła się informacja o wycofaniu audycji w Polskim Radio z udziałem ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego, niewątpliwie z racji ormiańskiego pochodzenia i ogromnego autorytetu, ważnego głosu w Polsce na tematy ormiańskie. Czas więc porzucić politologię i spróbować odpowiedzieć na pytanie dlaczego rząd PiS traktuje ten temat jako politycznie niewygodny.
Wydaje się, że kluczem do rozważań na temat braku stanowiska rządu polskiego wobec konfliktu ormiańsko-azerskiego jest bezwzględny prymat antyrosyjskości jako głównego założenia polskiej polityki zagranicznej. Tak się składa, że Armenia uczestniczy w układzie wzajemnego bezpieczeństwa pod przewodnictwem Rosji jak również posiada rosyjskie bazy wojskowe na swoim terytorium. Taki układ jest dla Armenii koniecznością w sytuacji, w której dwóch sąsiadów, tj. Azerbejdżan oraz Turcja są państwami wrogimi. W obydwu przypadkach konflikt ma charakter terytorialny, w przypadku Azerbejdżanu dotyczy Górnego Karabachu, zaś w przypadku Turcji ma również charakter symboliczny, gdyż po stronie tureckiej znajduje się obecnie święta dla Ormian biblijna góra Ararat. Ormianie walczą także na arenie międzynarodowej o uznanie ludobójstwa Ormian dokonanego w 1915 roku przez Turków. Spośród sąsiadujących państw Armenia pozostaje w dobrych stosunkach z Gruzją i Iranem, które wobec braku dostępu do morza stanowią dla Ormian okno na świat.
W sensie cywilizacyjnym i kulturowym Polska stoi po tej samej stronie co Armenia, najstarsze chrześcijańskie państwo świata, w którym od 301 roku chrześcijaństwo stało się religią państwową. Po drugiej stronie Azerbejdżan wspierany przez Turcję reprezentuje islam, tak więc z formalnego punktu widzenia ewentualne zdobycze terytorialne Azerbejdżanu w tej wojnie oznaczają rozszerzenie się zasięgu islamu.
Przypomnijmy, że w 2008 roku prezydent Lech Kaczyński pośpieszył niezwłocznie do Tbilisi, stolicy Gruzji, sąsiedniej wobec Armenii, po wybuchu sprowokowanego przez Gruzinów konfliktu o Południową Osetię, w następstwie czego Gruzja straciła tę prowincję na rzecz Rosji. Dzisiaj w Tbilisi stoi pomnik Lecha Kaczyńskiego w sąsiedztwie ulicy jego imienia, a podjęte wtedy działania cieszą się szacunkiem Gruzinów.
W konflikcie azersko-ormiańskim agresorem jest Azerbejdżan będący państwem silniejszym gospodarczo i militarnie. Górski Karabach jest terytorium zamieszkanym w większości przez Ormian, tak więc w sensie historycznym i etnicznym, a wreszcie moralnym w tym konflikcie racja leży po stronie Armenii.
Polska wielokrotnie okazywała swoją solidarność z narodami doświadczonymi przez trudne momenty dziejowe, jednak wiele wskazuje na to, że w przypadku agresji na Armenię będzie to głównie solidarność społeczeństwa, a nie jego instytucjonalnych przedstawicieli.
Analiza przyczyn braku oficjalnej reakcji rządu polskiego wobec ataku na Armenię pokazuje uwikłania polskiej polityki zagranicznej, która jest przeciwieństwem polityki wielowektorowej postulowanej przez działaczy obozu narodowego.
Spróbujmy je podsumować:
Po latach prowadzenia antyrosyjskiej polityki, również ukierunkowanej do wewnątrz swojego obozu, obóz Prawa i Sprawiedliwości nie jest zdolny do zajęcia pozytywnego stanowiska wobec kraju utrzymującego poprawne stosunki z Rosją. Po stronie Armenii stoi również Iran, który państwo polskie jest zobowiązane zwalczać w imię sojuszu wojskowego ze Stanami Zjednoczonymi. Umiędzynarodowienie dyskusji na temat Armenii może skutkować przywołaniem historii ludobójstwa Ormian przez Turków, co jest wbrew interesom politycznym Izraela, budującego swoją politykę w oparciu o tezę o wyjątkowości holokaustu Żydów w całej historii ludzkości. Sojusz wojskowy i polityczny Polski ze Stanami Zjednoczonymi oznacza, że państwo polskie będzie zapewne musiało wziąć pod uwagę interesy Izraela, gdyż społeczność żydowska posiada istotny wpływ na politykę amerykańską. I wreszcie jeszcze jedno uwarunkowanie: armię azerską wspiera Turcja, która jest członkiem NATO i aspiruje do członkostwa w Unii Europejskiej. Zdecydowane wypowiedzenie się Polski po stronie Armenii rodzi w tle potencjalny konflikt polityczny pomiędzy dwoma członkami NATO, a więc jest mało prawdopodobne.
Pozostaje jeszcze zadać tradycyjne dla obozu narodowego pytanie o interes polityczny Polski względem tego konfliktu. W tej wojnie racje historyczne i moralne są po stronie Armenii, kraju bliskiego Polsce pod względem cywilizacyjnym i kulturowym, którego przedstawiciele w przeszłości odgrywali pozytywną rolę w dziejach Rzeczypospolitej. Zdolność zajęcia stanowiska politycznego przedstawicieli państwa polskiego na rzecz Armenii będzie ważnym miernikiem samodzielności polskiej polityki zagranicznej, a właściwie należy powiedzieć na odwrót: niezdolność do zajęcia takiego stanowiska będzie stanowić dowód poważnej niesamodzielności współczesnego państwa polskiego. Poczekajmy…