Z pewnością zdecydowana większość narodowców zdaje sobie sprawę, że jednym z najistotniejszych elementów składowych przyczyniających się do sukcesu Narodowej Demokracji w pierwszej połowie XX wieku było jej oddziaływanie prasowe. Endecka prasa w każdym zaborze, w każdym mieście i powiecie. Dzienniki i tygodniki skierowane do inteligencji, robotników i chłopów; mężczyzn i kobiet. Skala medialnego rażenia Endecji była niesamowita. Tego zazdrościły jej wszystkie pozostałe nurty polityczne. Niczym krople wody po deszczu prasa ta wypełniała każdą najmniejszą wolną szczelinę życia zbiorowego. Oczywiście nie ma co idealizować na siłę tego okresu i mówić, że cała prasa narodowa była wysokich lotów, bo tak jak zaznaczyłem wyżej każdy tytuł miał dedykowany mu krąg odbiorców. Ponieważ głównym celem było narodowe uświadomienie szerokich rzesz robotników, a przede wszystkim chłopów posiadających minimalne wykształcenie lub jego brak, poziom prasy musiał dostosowywać się do poziomu intelektualnego tych ludzi więc to zrozumiałe, że i forma przekazu musiała być ukierunkowana pod tego specyficznego odbiorcę.
Dziś narodowe czy konserwatywne media, to kilka niezależnych tytułów prasy papierowej, kilkanaście portali internetowych oraz kilka stacji telewizji internetowej. Oczywiście możemy wspomnieć jeszcze o wykorzystywaniu przez neoendecję portali społecznościowych w procesie szerzenia własnej propagandy, jednak z każdym kolejnym miesiącem pole, to jest narodowcom i konserwatystom ograniczane i tylko już kwestią czasu pozostaje kiedy narodowcy zostaną zupełnie usunięci z Facebooka czy YouTuba. To uniezależnienie się na tym odcinku od międzynarodowych korporacji, agentury wpływu czy globalnej plutokracji, top oczywiście przykład bezsilności i słabości współczesnych endeków. Osobiście jednak uważam, że kluczowy jest inny obszar medialnej propagandy, na którym obserwuję ostatnio niebezpieczny proces ideologicznego spłycania myśli narodowej.
Zachodzące procesy jednoznacznie wskazują, że przyszłość mediów, to zdecydowanie Internet, a nie prasa papierowa, która i tak już w Polsce na tle innych państw europejskich od ćwierćwiecza charakteryzowała się niskimi nakładami. Prasa narodowo-konserwatywna choć zgodnie z tendencjami dla całej branży słabnie, to jednak mimo wszystko słabość w obszarze nakładowym nadrabiana jest dość wysokim poziomem w warstwie merytorycznej. Prawdziwy intelektualny dramat zaczyna się rozgrywać obserwując poziom w którym zmierzają portale internetowe oraz telewizje internetowe. Oczywistym jest, że media narodowe lub te pretendujące do takowych nie mają lekko, bo żeby przykuwać na dobrym poziomie należy mieć na to środki finansowe, a nie mamy dziś tylu endeckich filantropów jakich miała Polska sto lat temu. Trzeba więc szukać środków finansowych na prowadzenie medialnej działalności w sieci innymi kanałami. Dziś głównym kanałem są wpłaty darczyńców oraz pieniądze, które mogą spływać w związku z ilością odbiorców, którzy jako odbiorcy reklam generują portalom społecznościowym zyski, a te niewielkie ochłapy przekazują tym, którzy publikują treści.
Żeby uzyskać możliwie wysoką oglądalność trzeba zachęcić internautów do choćby wejścia na stronę, do kliknięcia tytułu artykułu czy zajawki. Dlatego tytuły przypominają coraz częściej te jakimi od dawna epatuje brukowa prasa. Oczywiście w drodze usprawiedliwienia można powiedzieć, że to medialne spłycanie nie dotyczy tylko niszowych tytułów endeckich i konserwatywnych, że przecież podobnie robią czołowe komercyjne portale internetowe, które jeszcze trzy cztery lata temu zdecydowanie różniły się w formie przekazu od „Faktu” czy „Super Expresu”, a dziś różnice te już niemal nie występują. W ich ślady idzie internetowa wersja „Najwyższego Czasu”, „Prawy.pl”, telewizja internetowa „wRealu24” czy à la endeckie propisowskie „Prosto z Mostu”. Tania sensacja, płytkość intelektualna, i byle jakość stają się systematycznie coraz głębszym wyznacznikami medialnej działalności tych mediów. Oczywiście możemy na usprawiedliwienie powiedzieć, że poziomem dostosowujemy się do coraz bardziej prymitywnego polskiego społeczeństwa i że lepiej docierać ze swoim przekazem w prymitywnej i spłyconej formie niż nie docierać w ogóle. Ktoś inny powie, że może należy znaleźć w tym złoty środek między potrzebą zarabiania na życie i utrzymanie portalu i telewizji a chęcią edukowania i uświadamiania możliwie szerokich mas społecznych w duchu narodowym. Śmiem jednak z pozycji endeckich wątpić w skuteczność tej metody. Myślę, że lepiej pogodzić się z faktem, że nastąpił nieodwracalny proces na skutek którego większość społeczeństwa mieszkającego w pasie od Odry do Bugu, to motłoch, który można z socjologicznego punktu widzenia nazywać społeczeństwem ale na pewno nie należy nazywać już narodem. Naród Polski, to dziś forma mocno szczątkowa bytująca punktowo na terenie państwa polskiego, tak jak rzadkie gatunki flory i fauny. Skuteczną pracą u podstaw da się z tej tłuszczy wyzyskać jeszcze kilka procent, ale większość jest stracona. Pytanie więc czy warto spłycać przekaz i dostosowywać się do mentalnych i intelektualnych troglodytów czy nie lepiej zawalczyć o te sto czy dwieście tysięcy ludzi, którzy będą woleli dostosować się do nas. Elity narodowej nie stworzy się przez spłycanie, przez dogadzanie hedonistycznym zapędom defekujących komercją mas społecznych, ale tylko poprzez budowanie elitarnego zakonu, który będzie na tyle świadomy i silny, że sprowadzi te masy społeczne do roli służebnej wobec Narodu, bez względu na to czy się tej tłuszczy to podoba czy nie. To elita tworzy państwo i nadaje ton właściwym przemianom w państwie dążąc przede wszystkim do wzmacniania potencjał narodowego, a nie państwa jako takiego. Egalitaryzm nie daje siły narodowi lecz gubi go, siłą był, jest i będzie idea elitaryzmu.
Potrzeba nam elitaryzmu w każdym obszarze, również tym medialnym. Nie pozwólmy więc na spłycanie współczesnej myśli narodowej do promowania taniej sensacji, upowszechniania zabobonów, płytkich teorii, medialnych szarlatanów pokroju Kowalskiego czy Bartosiaka, romantycznych absurdalnych zrywów tych co to rzekomo żyli prawem wilka rodem z chińskiego podkoszulka kupionego u Wietnamczyka na bazarze. Niech prymityw czuje się z tym źle, że jest prymitywny, a nie my tylko dlatego, że nie chcemy się do niego dostosować. Siła świadomego narodu tkwi w nieustannym procesie samorozwoju opartego na samoświadomości celów jakie przed nami stoją, chęci pochylenia karku w pracy na rzecz wielkości i siły narodu ponad własne egoistyczne zachcianki oraz solidaryzmu narodowego wyrażającego się w gotowości dzielenia się sobą, swoimi zdolnościami, swoją pracą i zgromadzonym dobrem materialnym na rzecz tych, którzy czasowo lub na stałe znajdują się w położeniu upośledzającym ich możliwości aktywnego włączenia się w proces życia i pracy dla narodu. Przestańmy w dobie pokoju lansować hasło: Śmierć wrogom Ojczyzny! które jest pustym wyświechtanym frazesem na rzecz hasła: Życie i praca dla Narodu! czy Solidaryzm Narodowy to klucz do potęgi Narodu! Te hasła są zdecydowanie lepsze jako motywy przewodnie narodowych stron w internecie, choć oczywiście nie tak romantyczno-heroiczne jak tamte.
Dziś nie ma usprawiedliwienia, ani zrozumienia dla spłycania medialnego przekazu idei narodowej. Dziś analfabetyzm nie istnieje, można się bezpłatnie kształcić do poziomu uniwersyteckiego włącznie. Za pośrednictwem internetu bez wychodzenia z domu istnieje swobodny dostęp do setek tysięcy informacji, nie ma więc usprawiedliwia dla spłycania medialnego przekazu dla rzekomego uświadamiania szerokich mas społecznych. Idea narodowa nie jest czymś co na przestrzeni stulecia stało się nieaktualnym anachronizmem. Dziś w dobie globalizacji, rządów koncernów i kilku światowych mocarstw jest ona równie aktualna co wtedy, wystarczy odrobinę wysiłku intelektualnego żeby zdać sobie sprawę z sytuacji w jakiej znajduje się aktualnie Polska, co i kto jej rzeczywiście zagraża oraz co powinien robić każdy z nas każdego dnia.