Obserwatorzy statystyk zachorowań i zgonów na wuhańskiego wirusa-celebrytę w początkach grudnia mieli powody do ostrożnego optymizmu. Liczba chorych na COVID-19 w Polsce konsekwentnie, acz powoli się zmniejszała. Według założeń przedstawionych przez rząd na początku listopada już niedługo niektóre restrykcje powinny zacząć być zdejmowane. Jednakże w pewnym momencie na konferencję prasową wyszedł minister zdrowia Adam Niedzielski i ogłosił lockdown, zwany dla zmylenia przeciwnika „narodową kwarantanną”. Przedłużenie restrykcji w nieskończoność oznacza dla wielu gałęzi gospodarki wyrok śmierci, ale przecież najważniejsze jest zdrowie…
Czy jednak walka o zdrowie i życie Polaków to prawdziwy cel działań rządu? Chyba nikt w Polsce już w to nie wierzy. Jeszcze w marcu i kwietniu większość obywateli naszego kraju wierzyła w dobre intencje rządu, a zaufanie to umacniały podkrążone oczy ministra Łukasza Szumowskiego. Afery, chaos informacyjny, sprzeczne ze sobą wypowiedzi przedstawicieli rządu – to wszystko spowodowało spadek tego zaufania. Deklarowane podczas kampanii wyborczej zwycięstwo nad epidemią i tłumy na wyborczych wiecach kandydatów głównych partii stały w jaskrawej sprzeczności z tym, co zaczęto serwować w mediach niedługo po zakończeniu wyborów. Andrzej Duda wybrany, wirus może wracać z wakacji.
Natomiast jak się okazało, mamy w rządzie proroków! Były już szef Inspekcji Sanitarnej Jarosław Pinkas zapowiadał, że wyczekiwana przez „ekspertów” druga fala epidemii rozpocznie się w połowie października. Dokładnie wtedy statystyki rządowe zaczęły gwałtownie pikować w górę. Biorąc pod uwagę, że to „eksperci” pokroju pana Pinkasa ustalają kryteria testowania podejrzanych o nosicielstwo „zabójczego mikroba” to takie wypowiedzi mają znamiona samospełniającej się przepowiedni…
Jak już zauważyłem, lockdown wprowadzony zaraz po świętach Bożego Narodzenia nie ma żadnego pokrycia w niedawnych deklaracjach rządu o możliwości poluzowania obostrzeń w nowym roku. Obciążenie służby zdrowia, która zafiksowała się na leczeniu pacjentów covidowych (tym bardziej że to bardzo dochodowy interes) nie jest aż tak wielkie (aczkolwiek problemy z leczeniem „zwykłych” chorych kończą się nierzadko tragicznie). Nie ma więc żadnych podstaw do „przykręcania śruby”. Z bełkotu rządowej propagandy można wyłowić dwa argumenty: po pierwsze, cała Europa się zamyka, a tak w ogóle to na Wyspach Brytyjskich pojawił się nowy szczep koronawirusa, więc bronimy się przed „trzecią falą”. Argument jest maksymalnie niepoważny. Ten zmutowany wirus i tak dotrze do nas prędzej czy później – przecież nie postawimy zasieków antywirusowych na całej długości granic Polski. Ponadto – lockdown spowoduje totalną zapaść gospodarczą. Dla ludzi naprawdę jest bez znaczenia, czy umrą na koronawirusa, czy z głodu lub rozpaczy po ruinie spowodowanej decyzjami naszych „strategów”. O czym świadczy taki tok rozumowania? Otóż o tym, że Polska w podejmowaniu decyzji jest całkowicie niesamodzielna. Tajemniczy „ktoś” (WHO, Bill Gates, masoni czy cykliści – nie wiem) zdecydował o ogólnoeuropejskim lockdownie to premier Polski posłusznie wykonuje polecenie.
Drugi argument w ustach piewców liberalnych „wolności” i liberalnego modelu społecznego brzmi wręcz groteskowo. Otóż te głupie Polaczki – a może powinienem napisać „głupie goje”? – obchodzą nasze jedynie słuszne regulacje! Stworzyliśmy prawo z masą wyjątków, bez podstawy prawnej, bez uzasadnienia faktycznego i ci cwaniacy to wykorzystują! O, co to to nie! Ale zamiast wprowadzić w zgodzie z konstytucją i innymi ustawami stan nadzwyczajny, to rząd postanowił po prostu pozamykać hotele dla niemal wszystkich, zamknąć stoki narciarskie (ktoś słyszał o zakażeniach podczas szusowania? Jeśli tak to odkrywca takich zjawisk powinien otrzymać Nobla) itd. Przecież to NIEODPOWIEDZIALNE!!!
Otóż nieodpowiedzialność i brak solidarności z rodakami to desygnat działań rządu w Warszawie, który próbuje zamknąć usta wszystkim konserwatystom i tradycjonalistom prawiąc mądrości o odpowiedzialności, solidarności, wspólnocie itd. które to pojęcia ich atlantyccy mocodawcy zwalczają na każdym kroku. Jest to pułapka, ale na nią nie da się złapać żaden inteligentny człowiek. Niestety w Polsce inteligentni ludzie są nadal w mniejszości… A ponieważ wtłaczana przez dziesięciolecia propaganda wtłoczyła wielu ludziom do głowy schemat, że przedsiębiorca, kapitalista, to z pewnością oszust, złodziej, krętacz i bandyta to taka argumentacja większości populacji zamieszkującej ziemie między Odrą a Bugiem przypadnie do gustu.
Wybawieniem i ratunkiem ma być powstała w ekspresowym tempie, z pominięciem wielu badań, szczepionka. Sami lekarze w dużym odsetku nie chcą jej przyjmować – a jeżeli oni na szczepienie się nie pchają, to jest coś na rzeczy. Szykowana jest wielka proszczepienna kampania propagandowa, a niepokornym medykom już grozi się zwolnieniem z pracy. Przyjęcie takich metod powinno uświadomić chyba każdemu, że nie o nasze zdrowie tutaj chodzi. Tym bardziej, że resortowi zdrowia podjęcie badań nad prostym i tanim lekiem łagodzącym objawy koronawirusa – amantadyną – zajęło kilka miesięcy, w czasie których próbowano spacyfikować lekarzy go stosujących. Jest też możliwe, że niebawem okaże się, że badania nie wykazały skuteczności tego loku, a prekursor tego skutecznego sposobu leczenia – dr Włodzimierz Bodnar – będzie okrzyknięty przez mainstream medialny szarlatanem. W awangardzie takiego ataku znajdą się eksperci pokroju prof. Simona, według którego wirus zaraża na Wigilii, w kościołach i na cmentarzach, ale nie na strajkach zwolenniczek mordowania ludzi na prenatalnym etapie rozwoju.
Podsumowując: rząd już nie walczy z epidemią, tylko z Polakami, którzy desperacko walczą o przetrwanie ekonomiczne w tych nienormalnych czasach, z Polakami, którzy walczą o zachowanie resztek swojego zdrowia psychicznego niszczonego każdego dnia przez rządową machinę strachu. Do czego to zmierza? Jak wykazałem, rządowi stratedzy wykonują po prostu bezmyślnie dyrektywy płynące z zagranicznego ośrodka kierowniczego, zmierzające do zniszczenia polskiej gospodarki. Przeciwnicy „foliarzy” i „teorii spiskowych” powinni się zastanowić, czy rzeczywiście nie jesteśmy na drodze do „Wielkiego Resetu” – świata, gdzie życie ekonomiczne zdominują państwa i wielkie korporacje. Opór względem bezsensownych działań rządu musi być oporem opartym o merytoryczne argumenty i oporem nieprzynoszącym strat finansowych i fizycznych świadomej części Polaków. Niestety, bajania o tym, że „nastąpi wybuch społeczny” są przynajmniej dzisiaj mocno oderwane od rzeczywistości. Chyba, że zlikwidują Sylwester z Zenkiem Martyniukiem, to wtedy wszystko jest możliwe…