Jeśli napiszę, że współczesna polska myśl narodowa jest w nie najlepszej kondycji, to nie powiem nic odkrywczego. Tworzą ją jednak ludzie którzy z jakiegoś powodu mniej lub bardziej utożsamiają się z nią. Kiedy jedni starają się pozostawać wierni tradycji Narodowej Demokracji adaptując nauki naszych starych mistrzów do współczesnych realiów, inni mówią że czasy się zmieniają w związku z tym myśl narodowa musi iść z duchem czasu, bo tylko w ten sposób może być atrakcyjna dla kolejnych pokoleń na tyle, że te zechcą poprzeć jej założenia na gruncie państwowym. Niestety, jak pokazują doświadczenia ostatnich dwóch dekad zazwyczaj są to ludzie, którzy są akurat w strefie odcinania kuponów od zajmowania stanowiska przy korycie państwowym, a gadka o narodowym postępie jest formą usprawiedliwienia „zaprzedania duszy diabłu”. Mamy też wreszcie wysyp szarlatanów, których przybywa wraz z powszechnością dostępu do internetu i coraz niższego poziomu wykształcenia polskiego społeczeństwa, co niezaprzeczalnie wpływa na rozwój internetowego zabobonu, bełkotu oraz pospolitego chamstwa. Od czasów starożytnych lud potrzebował chleba i igrzysk. Pajda chleba jest dziś dostępna niemal dla każdego, a krwawe igrzyska musiały ulec humanizacji więc miejsce krwawych gladiatorów zabijających się ku uciesze widowni, zajęli barwni gawędziarze, przebrani w intrygujące wdzianka.
Minęło już kilka lat kiedy, oglądałem wywiad Piotra Korczarowskiego, twórcy nadającej z Łodzi Emisji.TV, z człowiekiem spotkanym w trakcie manifestacji w Warszawie, chyba w trakcie jednego z pierwszych Marszów Niepodległości. Piotr przeprowadził sporo ciekawych wywiadów, ale ten był jednym z tych wyjątkowych. Jego rozmówca w bardzo ciekawy i przykuwający uwagę sposób mówił o tematach niewygodnych dla tzw. polskiej klasy politycznej, pamiętam między innymi bardzo zdroworozsądkowy osąd relacji polsko-rosyjskich, który wypisz wymaluj pokrywał się z tym co sam wówczas ale i dziś na ten temat myślałem. Człowiek ten przebrany w wojskowy uniform bliżej nieokreślonej formacji przedstawił się jako Aleksander Jabłonowski. Wywiad z Jabłonowskim zyskał w sieci bardzo szybko na popularności i wkrótce zaczęły pojawiać się kolejne. Szybko okazało się również że rzekomy Aleksander Jabłonowski, to nikomu nieznany aktor, w rzeczywistości nazywający się Wojciech Olszański, który utrzymuje, że działał w narodowej konspiracji jeszcze w czasach PRLu. Otwartość na dialog z Rosją i antyamerykańskość przysporzyła Olszańskiemu w nurcie „endecji wyklętej” wielu wrogów, co akurat mnie osobiście nie martwiło wcale, bo mam takie same poglądy. Uznałem wówczas, że cała ta akcja z przebieraniem się i zmianą nazwiska jest pewnego rodzaju artystycznym performance. Kibicowałem mu nawet jeszcze w jego batalii z Leszkiem Żebrowskim, do którego przekonania nigdy nie miałem.
Osobiście zetknąłem się z Olszańskim raz, było to w roku 2016, kiedy pod pomnikiem Romana Dmowskiego odbyły się uroczystości z okazji okrągłej rocznicy powstania Obozu Wielkiej Polski. Przywitaliśmy się i był to czas, w którym mimo pewnych rys na szkle odbierałem jego poczynania pozytywnie. Niestety Olszański wcielił się w rolę Jabłonowskiego tak mocno, że stracił kontrolę nad rolą aktorską albo po prostu od początku taki miał plan sam lub też mieli go ci, którzy zamówili u niego rolę Jabłonowskiego. Olszański bardzo szybko szukał możliwości stworzenia struktur politycznych co szło jednak dość opornie ludzie lubili go słuchać, bo przykuwał uwagę zarówno barwą głosu, dykcją, pewną wiedzą historyczną, oryginalnymi przemyśleniami oraz coraz ciekawszymi mundurami. Z czasem „endecja wyklęta” zaczęła go zwalczać na co sfrustrowany „Generalissimus Jaszczur” odpowiadał łajankami i wulgaryzmami. Ponieważ odcinały się od niego kolejne środowiska i media, które na początku go wspierały, Olszański postanowił nadawać na własną rękę nie oglądając się na inne media. Poza własnym kanałem, puszczali go już tylko nieliczni. Rok temu dostałem propozycję wystąpienia z Olszańskim w programie u Rafała Mossakowskiego poświęconym powstaniu warszawskiemu. Odmówiłem, uznając, że choć na kwestię wybuchu powstania patrzymy podobnie, to nie zamierzam być kojarzony z człowiekiem nie uznającym potrzeby stosowania się do przyjętych norm kulturowych. Człowieka, który z obrażania innych zrobił sobie sposób bycia. Nie zajmowałem się jednak od tego czasu krytykowaniem go publicznie.
Wszystko zmieniło się za sprawą ataku Olszańskiego na Kamila Klimczaka, za jego krytyczny stosunek do jego osoby w związku z okolicznościami przebiegu manifestacji związanej z rocznicą podpisania Traktatu Wersalskiego a organizowanej przez środowiska związane z Olszańskim. Klimczak został zaatakowany w prymitywny i chamski sposób, ale jeszcze większe cięgi zebrał od Olszańskiego vel Jabłonowskiego, kilka dni później Krzysztof Szałecki reprezentujący kierownictwo Obozu Narodowo-Radykalnego, który pozwolił sobie na wyrażenie krytycznego stosunku względem poczynań warszawskiego aktora. Tu podkreślę, że choć jestem narodowcem, to nie pałam szczególnym sentymentem do przedwojennego ONRu, a jeszcze mniej do jego współczesnych kontynuatorów. Natomiast kompetentnie nie nie zgadzam się z formą ataku na Szałeckiego oraz zarzutami skierowanymi pod jego adresem.
Otóż Szałecki usłyszał, że jest skażony „giertychowszczyzną” co jest zupełnym absurdem, bo Szałecki nie miał nic wspólnego ani z działalnością w inicjatywach społeczno-politycznych kierowanych przez Romana Giertycha, ani nie słyszałem, żeby pozytywnie odnosił się do jego aktualnych poczynań. Zarzucił Szałeckiemu noszenie garnituru. No cóż, nie wszyscy są aktorami z garderobą pełną teatralnych rekwizytów. Szałecki usłyszał również, że niczego nie osiągnął polu narodowym. Chętnie dowiedziałbym się co na polu narodowym robił Jabłonowski będąc w wieku Szałeckiego i co osiągnął? Padło pytanie i zarzut o brak udziału Szałeckiego w uroczystościach pod pomnikiem Dmowskiego. Panie Olszański, jestem członkiem Klubu Imienia Romana Dmowskiego, a też mnie tam nie było! Wie pan dlaczego? Ano dlatego, że kabaretowa grupa „statystów epizodystów” na trzy dni przejęła kontrolę nad terenem wokół pomnika Dmowskiego. Kilka razy w roku grupa ta urządza żałosne show pod pomnikiem Dmowskiego, ośmieszając idee narodową. Sztandarowym numerem zebranych tam tzw. narodowców jest składanie meldunku prezesowi Kaczyńskiemu jako Naczelnikowi Państwa czy w trakcie ostatniej ich akcji „wersalskiej” śpiewanie „Pierwszej Brygady” która jest symbolem sanacyjnego dziadostwa, której Sikorski zakazał wykonywania po klęsce wrześniowej. W efekcie ja, wraz z delegacją Klubu Imienia Romana Dmowskiego obchodziliśmy rocznicę podpisania Traktatu Wersalskiego na Kamionku w Warszawie, w miejscu gdzie stoi obelisk symbolicznie upamiętniający miejsce narodzin Dmowskiego.
W ostatnim czasie dostało się również prezesowi Młodzieży Wszechpolskiej, poddanemu krytyce przez Olszańskiego za to, że nie bardzo orientuje się kim jest Olszański. Bo przecież każdy powinien znać kto utożsamia się z ideą narodową człowieka który ma dwadzieścia tysięcy odbiorców swoich łajanek w internecie, które mają swoją angielską nazwę patostreamu. Bolszewicki język, łajanki a nawet fizyczne groźby zjednują sympatię kilku tysięcy internautów, da się z tego żyć aktorowi w podeszłym wieku którego nie chce nikt zatrudnić w teatrze czy filmie. Olszański zarzuca działaczom ONRu, MW czy Klubu Dmowskiego, że kładą nacisk na czytanie książek, a nie działanie. Uważam, że gdyby fani aktora zaczęli jednak czytać książki zamiast oglądać prymitywne materiały z nim, to zdecydowanie bardziej byliby mniej podatni na socjotechniczne zagrywki pana w mundurze. Ludzie Ci byliby świadomi tego czym w rzeczywistości jest ruch narodowy i jak rozpoznawać jego wrogów.
Mamy w Polsce internetowych szarlatanów w postaci takich postaci jak Paweł Chojecki czy dr Bartosiak, robiących ludziom wodę z mózgu i właśnie w ten nurt wpisuje się „radosna twórczość” kawalerzysty Jabłonowskiego i jego giermka dbającego o to, żeby na łączach wszystko śmigało jak należy. Na całe szczęście kariery internetowych kuglarzy nie są zbyt długie i za pięć lat wejdzie nowa generacja internetowych wodzirejów, która wyprze tych aktualnych, bo ileż razy można słuchać i oglądać te same podgrzewane kotlety do tego czasu jednak uda mu się zniechęcić do idei narodowej wielu ludzi, a w oczach innych ludzi budować lub utrwalać obraz polskiego ruchu narodowego jako ideologii ludzi prymitywnych, bez ogłady, bez kultury, ludzi agresywnych i nieobliczalnych, być może właśnie oto w tym wszystkim chodzi.
Dlatego postuluję potrzebę środowiskowego ostracyzmu wobec lidera jaki i jego krewkich adiutantów. Nie ważne czy to samodzielna inicjatywa, aktora którego ominęła wielka kariera, a musi z czegoś żyć, czy może jest to inicjatywa jakiejś instytucji, która go wynajęła. W każdym z tych wariantów, tak czy inaczej, kompromitowana jest idea narodowa i o tym należy pamiętać.