Czy nie sądzicie, że tzw. ruchy feministyczne złożyłyby doniesienie do prokuratury, gdyby stworzyć podobny plakat, tyle że ze zdjęciem islamisty podrzynającego gardła chrześcijanom, nazisty gazującego więźniów w komorach, albo grupki członków Ku Klux Klanu, chłostających czarnoskórych niewolników, z napisem zmienionym na: „Mam prawo wyboru, moja sprawa, moje ryzyko, moja zabawa”?
Po tym, jak Polskę obiegła wieść o dramacie noworodka w szpitalu w Warszawie przy ul. Madalińskiego, nic już nie będzie takie samo. Każdy z nas ma w uszach krzyk konającego samotnie maluszka, leżącego w zimnej misce. Uważam, że żadne tłumaczenie, że „zabieg przeprowadzono zgodnie z procedurą” nie wytłumaczy barbarzyństwa, nikczemności i bezduszności osób odpowiedzialnych za porządek i bezpieczeństwa nie tylko w tym szpitalu, ale i w innych polskich szpitalach. Jestem przekonany, że powinni być sądzeni jak naziści w Norymberdze za ludobójstwo.
„Sprawa z Madalińskiego” to fakt, a tzw. ruchy feministyczne oburzają się na zdjęcia z wystaw antyaborcyjnych, uważając je za bardzo drastyczne, zaś młodych ludzi, organizujących pikiety, uznają za „nadużywających wolności” i oskarżają o „obłudę pokazywania prawdy”. „Dla nich [pro-liferów] wolność słowa nie ma granic i wszystko co jest prawdziwe można bezkarnie pokazać publicznie” – oburza się na portalu NaTemat.pl w swoim felietonie „Bóg jest największym aborcjonistą” Marcin Krawczyk i ogłasza, że wolność słowa ma granice, a jest nią moment, kiedy krzywdzi się innych. Zapewniam, że zdecydowana większość cywilizowanych ludzi tak właśnie uważa i domaga się zakazu krzywdzenia ludzi: zakazu krzywdzenia ich na każdym etapie rozwoju, zdrowych czy w chorobie, młodych czy starych, samodzielnych czy niepełnosprawnych, tych pod respiratorem, w śpiączce, na wózku inwalidzkim i tych wysportowanych, inteligentnych i wykształconych. Tymczasem osoby maszerujące z wieszakami w ręku, z hasłami „Mam prawo, mój wybór”, próbują narzucać swoją wizję „krzywdy”, swoją ideologię.
Perwersyjna potrzeba takich osób, aby eksponować bez ograniczeń wszystko, co mija się z prawdą, jest po prostu niezrozumieniem świata, natury, nauki i tego, jak funkcjonuje wspólnota. Staram się rozumieć tę potrzebę zaklinania rzeczywistości i narzucania światu wszelkich „prawd”, co ma zwolennikom „wyboru” zapewne pomóc spoglądać spolegliwie i przychylnie na człowieka bez dostrzegania w nim sumienia, wrażliwości i współzależności. Pokazywaniu zgubnych idei jako faktów sprowadza ich działalność do absurdu, który nie tyle jest wyzwaniem do polemiki, ile raczej niebezpiecznym narzędziem kreowania prawa. Zatem pytam: czy nie powinno się karać aborcjonistów ekshibicjonistów, którzy w przestrzeni publicznej, gdy przyjdzie im ochota obnażyć dwulicowość i obłudę świata, wykrzywiają i zakłamują nie tylko naukę, wiedzę medyczną i biologiczną, ale także swoje walory intelektualne, ukryte na co dzień przed szerszą publicznością w ich głowach? Ludzkość długo dojrzewała do zniesienia niewolnictwa, ale udało się. Teraz wstydzimy się tego co robili nasi przodkowie swoim bliźnim. Nazizm, faszyzm, tortury, obozy koncentracyjne, handel ludźmi, handel organami – to wszystko łatwo dziś potępiamy. Wiele ideologii jest prawnie zakazanych, nie akceptujemy pedofilii, zoofilii ani kazirodztwa. Zakazane jest nawet ich promowanie, udostępnianie i propagowanie. Czy zatem aborcjoniści nie powinni mieć zakazu swojej działalności z oczywistych względów?
Pro-choice oznacza dosłownie „dla wyboru”, „tak dla wyboru”, „za wyborem”. To bardzo wolnościowe. Któż jak nie my, Polacy, tak gloryfikuje wolność? Tymczasem subkultury określające się mianem pro-choice nie dość, że epatują uzurpatorstwem i są uciążliwie apodyktyczne, to jeszcze zwyczajnie odmawiają niektórym ludziom prawa do życia. Skazując na śmierć, nie dając im (sic!) wyboru, nawołują do bestialstwa i znęcają się nad bezbronnymi poprzez ograniczenie im praw do samostanowienia.
Czy te tzw. ruchy pro-choice potrafią traktować fakty poważnie? Czy empiria, dowody naukowe, dane statystyczne, doświadczenie życiowe, dorobek cywilizacyjny, wreszcie rozum i myślenie muszą być podległe doraźnym potrzebom ideologów i wąskich grup biznesowych? Czy musimy się zgadzać na permanentną manipulację, łamanie sumień, niszczenie niewinności dzieci i młodzieży, burzenie szczęścia kobiet i mężczyzn? Ilu ofiar tej ideologii potrzebujemy? Czy wiosenna akcja „Aborcja w obronie życia” nie brzmi w swej przewrotności jak napis nad wejściem do Auschwitz „Praca czyni wolnym”, albo tabliczka w RPA przed plażą „Tylko dla białych”? Proszę sobie odpowiedzieć.
W całej skomplikowanej dyskusji na ten niezwykle delikatny temat, który winien być podejmowany z dużą kulturą, przewijają się absurdalne wręcz i nierzadko obraźliwe argumenty i zarzuty zwolenników drastycznych ideologii. Fundacje, których nazw nie wymienię z powodów czysto estetycznych, zarzekają się, że bronią życie, bronią drzewa i zwierzęta, popierając jednocześnie zabijanie człowieka. Oczywiście tu też mamy przewrotność i klasyczną manipulację, kiedy wspomniany już Krawczyk, ocierając krokodyle łzy, deklaruje w imieniu wszystkich zwolenników tzw. „wolnego wyboru”: „Nie popieramy zabijania człowieka, a wśród nas jest wielu i wiele takich, którzy również nie popierają zabijania zwierząt. Bronimy także drzewek, żeby antyaborcjoniści i ich „nienarodzone dzieci” miały czym oddychać”. Czujecie tę obrzydliwą ironię? Jeśli tak mają wyglądać standardy etyczne ludzi, którzy uzurpują sobie m.in. prawa do definiowania tzw. mowy nienawiści, to jaki los chcieliby zgotować nam wszystkim? Kwestię tego, kiedy „zaczyna się” człowiek wpychają w przestrzeń dyskusji o moralności, sumieniu i wyznawanych wartościach przez każdą i każdego. No to tak jak w eugenice, apartheidzie, rasizmie czy totalitaryzmach, nieprawdaż? Dlaczego nie reagujemy, czy znieczuliła nas już ta lewicowa uporczywa oporność na wiedzę?
Jako wspólnota mamy prawo nie zgadzać się, aby szkodliwe idee były narzucane innym pod pozorem uniwersalnych wartości. Możemy nie zgadzać się na działania lobby aborcyjnego, które terroryzuje mieszkańców naszej planety, gdyż wiemy, że pojawia się ono wszędzie tam, gdzie jakaś organizacja pro-choice postanowi sypnąć groszem. Wspominał również o tym papież Franciszek na spotkaniu z polskimi biskupami, mówiąc o kolonizacji ideologią gender. W światowych mediach ta informacja nie przebiła się na czołówki. Przed papieską pielgrzymką do Polski lewicowe środowiska liczyły, że Franciszek wbije w ziemię polskich katolików. Szybko jednak okazało się, że już w trakcie przemówienia powitalnego papież wezwał do ochrony życia każdego człowieka od poczęcia do naturalnej śmierci. Później było już tylko gorzej dla lewicowej propagandy. Nie dość, że młodzież nie taplała się w błocie, nie zarejestrowano gwałtów, kradzieży i bijatyk, to jeszcze papież potępił m.in. nieroztropne przyjmowanie imigrantów, aborcję i genderyzm. No dobrze, na pociechę pokazał, że fajnie jeździ się tramwajem, czyli środkiem transportu, który wg lewicowych ideologii „wyzwoli ludzkość ze znienawidzonej dominacji samochodów”.
Wracając do meritum. Jak postawić tamę szkodliwej działalności wszelkiego rodzaju ideologom gender, LGBT, aborcyjnym, eutanatycznym i wszystkim innym lewicowo-libertyńskim, pacyfistyczno-wegańskim, animalskim oraz anarchistycznym?
Doświadczamy jak te subkultury terroryzują psychicznie dzieci i młodzież, rodziny i seniorów, artystów cyrkowych i hodowców zwierząt, lekarzy ginekologów i położne. Piętnowanie, stygmatyzacja społeczna i stres, który odczuwamy wszyscy na skutek tak obrzydliwej propagandy, są bardzo szkodliwe. Ilu z nas wstrzymuje się przed pocałowaniem czy przytuleniem dziecka, aby nie zostać posądzonymi o pedofilię? Ilu z nas odczuwa dyskomfort podczas towarzyskich spotkań, okraszonych szyderstwami z tradycji, religii i czystości seksualnej? Ilu z nas boi się zaprotestować w miejscu pracy, w szpitalu, w przychodni, w teatrze albo w muzeum, gdzie promuje się „postępowe rozwiązania”? Czy wyobrażacie sobie, że podczas składania w Sejmie pół miliona podpisów pod projektem ustawy „Stop Aborcji” kilkuosobowa grupka aborcjonistów próbowała stanąć obok nas z transparentem „Sadyści” ze strzałką skierowaną w naszą stronę?
Ustawa o ochronie życia, pod którą zbieraliśmy podpisy, dawała możliwość zapoczątkowania obrony przed zgubnymi dla człowieka ideologiami. Miała stanąć na straży najsłabszych, tych, których nikt nie pyta o zdanie, którzy jeszcze nie są w stanie dokonać sami wyboru zgodnie z własnym sumieniem i przekonaniami, którzy są pod opieką i w pieczy silniejszych i mądrzejszych. Sądzę, że tylko i wyłącznie zmiana prawa pociągnie za sobą zmniejszenie umieralności matek w okresie okołoporodowym, tak jak miało to miejsce we wszystkich państwach, w których wprowadzono lepszą ochronę życia (w Chile umieralność matek spadła o 94%). Jestem też przekonany, że prawna ochrona każdego człowieka od poczęcia ukróci proceder wymuszania na kobietach aborcji, kara spotka winnych podżegania do niej, a wymiar sprawiedliwości będzie korzystał z pełni swobód proponowanych rozwiązań w naszym projekcie, dalekich od automatycznej karalności, ale pozwalających na rzetelne badanie motywów i okoliczności. Mam nadzieję, że na kolejnych etapach procesów „dobrej zmiany” polski system sprawiedliwości upora się z destrukcyjnym przemysłem pornografii, ukróci praktyki seksualizacji dzieci i młodzieży, ograniczy eksponowanie szkodliwych treści lobby homoseksualnego. W gruncie rzeczy chodzi nam o człowieka, jego wolność, zdrowie, aspiracje i swobodę działania, a nade wszystko o budowanie wspólnego dobra i przywracanie ładu społecznego tak, aby każdy z nas mógł żyć godnie i bezpiecznie.
Michał Owczarski – Prezes Zarządu Fundacji Życie, członek Komitetu Inicjatywy Ustawodawczej „Stop Aborcji”