Trwa walka z naturą człowieka, z nazywaniem czarnego czarnym, a białego białym. Dosłownie! Wszystkie chwyty są tu dozwolone, absurdy urastają do rangi prawa, a wymierzane kary są niewspółmiernie surowe. W oku tego cyklonu znalazł się ostatnio „Wiedźmin”, nasze dobro narodowe autorstwa Andrzeja Sapkowskiego. Ta przesiąknięta słowiańskim klimatem opowieść stała się w ciągu ostatnich lat jednym z najlepszych produktów eksportowych naszej kultury. Nie uległo to uwadze gigantów komercji, którzy nie tylko uznali, że na tytule można zbić duże pieniądze, ale postanowili też nafaszerować go chorą ideologią podyktowaną poprawnością polityczną i chęcią wywrócenia porządku świata do góry nogami. Z mrocznej, wzruszającej opowieści, przesiąkniętej rodzimymi tradycjami, stworzono tandetny obraz, w którym nic nie trzyma się logiki.
Z jednej strony w fabule nadal występują uprzedzenia rasowe, które stanowią jedną z głównych osi konfliktu w świecie „Wiedźmina”, a z drugiej mieszają się one z poprawnością polityczną rodem z naszego świata, przez co otrzymujemy np. czarnoskóre elfy. W opowieści wyprodukowanej przez Netflix multikulturalizm funkcjonuje równolegle z rasizmem, przy czym tu nikt nie odróżnia ras na podstawie cech anatomicznych, lecz domniemanej kultury. Przy czym bohaterowie serialu niemal niczym się od siebie nie różnią, w przeciwieństwie do charakterystycznych postaci z opowieści. W prozie Sapkowskiego mamy ugruntowane wartości i cechy charakteru, które swobodnie można przypisać każdej z ras. W serialu Netflixa przedstawiciele wszystkich ras są w równym stopniu głupi, naiwni i chciwi, a kolor ich skóry przypada niczym homoseksualizm. Na kogo padnie, na tego bęc.
Granice absurdu i kpiny z logiki wciąż są głębiej przesuwane w las, na którego obrzeżach nowa lewica na siłę sadzi drzewa koronami ku ziemi. Każdy kto ośmieli się zwrócić uwagę, że to idiotyczne i kompletnie pozbawione sensu powinien jednak liczyć się z konsekwencjami. Ostatnio przekonał się o tym mieszkaniec stanu Iowa w USA, otrzymując wyrok 16 lat więzienia za ściągnięcie z fasady protestanckiego kościoła sztandaru środowisk LGBT i spalenie go na środku ulicy. Sędzia uznał ten czyn za „zbrodnię nienawiści” i orzekł wielokrotnie wyższą karę, niż przewiduje prawo.
Inną „zbrodnię nienawiści” popełnili pracownicy firmy Microsoft, którzy ośmielili się umieścić maleńką czapkę św. Mikołaja w oprogramowaniu Visual Studio. Fakt ten oburzył norweskiego żyda Christiana Schiffera. Uznał on bowiem, że to chrześcijański symbol nienawiści urągający wierze mojżeszowej. Schiffer niezwłocznie napisał petycję do Microsoftu, gdzie stwierdził, że wprowadzona w ostatniej aktualizacji czerwona czapeczka obraża go w równym stopniu co swastyka, a same święta Bożego Narodzenia kojarzą mu się jedynie z zagładą milionów żydów. Ku niedowierzaniu wielu internautów Microsoft natychmiast usunął symbol z aktualizacji i wystosował do Schiffera oficjalne przeprosiny.
Te pozornie niezwiązane ze sobą przykłady chaotycznie opisywane przez media w szerszej perspektywie układają się w całość, z której wyłania się pewien porządek rzeczy. Jest nim walka z ludzką naturą, walka z logiką i wszystkim tym co wydaje się nam normalne i naturalne. Zniszczenie zasad, na których powstawał nasz świat pozwoli zbudować go od nowa, lecz nie będzie to żadna utopia. Najprawdopodobniej doświadczymy prawdziwego „piekła na Ziemi”.