Nie wiadomo, czy został przygotowany jakiś centralny plan wylansowania pandemii. Ale jeżeli to prawda, to wszystkie literackie eseje mówiące o tym, że prawdziwa zaraza szaleje po całym świecie, a zwłaszcza w Polsce, powinny się trzymać kupy. I zaznaczam, że nie chodzi tutaj o psią kupę, lecz o logiczną spoistość takich poglądów. Tymczasem różne przepisy wprowadzane w Polsce od kilku miesięcy, począwszy od marca, mają za zadanie jedynie wywołanie totalnego zamieszania. Odnosi się wrażenie, że ludzie uważający się za ekspertów, jedynie bredzą, podając sposoby postępowania, które mają niewiele wspólnego z logiką. Szczególnie klarowne to było, gdy bezrefleksyjnie zakazano przemieszczania się przez lasy, parki, czy też przebywania w ogrodach działkowych. Tymczasem zakaz wchodzenia do parków i lasów był w Polsce jednym z największych nieporozumień, skopiowanym z wzorców chińskich a tam dotyczących przecież wielkich aglomeracji, liczących po kilkanaście milionów ludzi. Przez całe tygodnie minister Szumowski starał się opacznie uszczęśliwiać wszystkich Polaków wedle jednej sztancy. W wyniku prania mózgów miliony Polaków uwierzyły, że samo wyjście z domu grozi śmiercią, co u niektórych niestety pozostało do dzisiaj. Maseczki zaś, wedle ministerialnych opowiastek, rzekomo służą dwóm zupełnie rozbieżnym, ale zintegrowanym celom: aby się nie zarazić i nie zarażać innych. Dwa w jednym, jak w reklamie telewizyjnej. No i sprzedaż szła przez pewien czas całkiem nieźle, w większych miastach pojawiły się nawet maseczkomaty, zaś niektórzy miejscy radni popisywali się publicznym rozdawaniem maseczek, których bynajmniej nie zakupili za własne pieniądze.
Ze sterty bzdur dotyczących zaleceń paseczkowych kpiono powszechnie na portalach społecznościowych. Przez kilka miesięcy wszystkie urzędnicze szaleństwa związane z covid-19 firmował w Polsce swoim nazwiskiem Łukasz Szumowski. Można rzec jeszcze niedawno, bo już od wielu tygodni nie pełni funkcji ministra zdrowia. Ponoć z powodów osobistych, rodzinnych i zawodowych. Oficjalnie, ale czy można wierzyć w takie zapewnienia?
Na portalach społecznościowych, toczyły się tygodniami dyskusje, co do zasadności różnych rozwiązań i zaleceń. Co więcej pojawiły się równocześnie tabuny wielbicieli różnych złotych myśli ówczesnego ministra zdrowia. Natomiast ludzie rozsądni, stukali się w głowy, gdy minister próbował przekonywać, że szczególnie niebezpiecznie jest w kościołach. Tak uwierzył w swoje słowa, że pewnego dnia ograniczył obecność w kościołach do zaledwie pięciu osób świeckich, Podobne ograniczenia dotyczyły pogrzebów. Zastraszeni ludzie nie uczestniczyli w mszach i nabożeństwach, nie przystępowali do sakramentów.
To że są bakterie i wirusy wiemy z edukacji na poziomie podstawowym. To że lepiej nie mieć z nimi kontaktu też wiemy. Nad wirusami nie mamy kontroli, nie wiemy gdzie są w większym natężeniu, bo nie mamy żadnej wiedzy o geografii przebywania osób zarażonych w przestrzeni konkretnego miasta. Powinniśmy zachowywać się racjonalnie, ale stopień tej racjonalności zależy od praktycznego intelektu jednostki z jednej strony a zupełnego przypadku z drugiej strony. Od dawna wszyscy wiemy, że można być w złym miejscu i o złym czasie. Natomiast nie powinniśmy się poddawać panice z jednej strony a tępej dyktaturze zawodowych urzędników z drugiej strony. Zakażenie się jest bowiem, jak ruletka z jednej a zupełnie ślepy los z drugiej. W tej sytuacji należy przyjąć indywidualne rozumne samoograniczenia, ale nie można dać się zamknąć w świecie absurdu. Nie wiem – tak jak miliony Polaków – czy ten wirus jest groźny, bo przyczyny śmierci są nagminnie fałszowane (nie istnieje zatem żadna wiarygodna statystyka), zaś opracowania naukowe mogą pojawić się dopiero po latach, lub (prawdziwe badania) w ogóle się nie pojawią, jeżeli mamy do czynienia z wielką fikcją, która ma posłużyć do zmian społecznych i gospodarczych w skali globalnej. Być może jedyne poważne prace, jakie się z czasem pojawią będą dotyczyć wyłącznie kwestii socjologicznych i ekonomicznych związanych z wprowadzanymi restrykcjami.
Nim pojawiła się ta „pandemia wszechczasów”, jak to się roi w głowach wielu biurokratów, świat doznał różnych zderzeń z obcymi, zaś broń biologiczna używana była od dawna celowo lub przypadkowo. Czarna Śmierć na Zachodzie Europy w połowie XIV wieku ma swoje źródło w celowym zakażeniu obrońców dużego greckiego, ale z dużą ilością Włochów, warownego miasta Kaffa na południowym-wschodzie Półwyspu Krymskiego. Uciekinierzy z tego miasta dopłynęli do Italii, ale nie zostali wpuszczeni do portów. Pozwolono im pozostać na statku na wodzie w jednym z portów. Statek został unieruchomiony przy pomocy lin okrętowych. Mieszkańcom Italii wydawało się, że są bezpieczni, skoro pasażerowie nie mogą zejść ze statku. Niestety, nie uzgodniono tego ze szczurami okrętowymi, które po tychże linach okrętowych zeszły na ląd. A potem Europa Zachodnia straciła znaczną część swojej populacji. Z powodu braku ludzi doszło wkrótce do malej rewolucji „przemysłowej” i niezależnie od tego do pewnych zmian społecznych. W niektórych ośrodkach akademickich, np. w Anglii (uniwersytety to specyficznie zagęszczone społeczności) straty ludzkie wśród kadry profesorskiej sięgnęły aż 90%, co dzisiaj uznano by za istny Armagedon!
Specjaliści – już parę miesięcy temu – ocenili negatywnie niedorzeczne zakazy Szumowskiego odnośnie wchodzenia do parków, lasów i pobytu na działkach. Według nich były to poważne błędy ministra, który mechanicznie przeniósł na grunt Polski rozwiązania stosowane w wielkich aglomeracjach w Chinach, i to w odniesieniu do społeczeństw kolektywistycznych. Równocześnie tenże Szumowski (w pewnym momencie kula u nogi Jarosława Kaczyńskiego i PiS-u) niejako „zaordynował” masowe wyjazdy nad morze. Wcześniej zaś, wczesną wiosną tego roku, arogancko stwierdził, że nie będzie wyliczał (w zależności od powierzchni i kubatury kościołów), ile do tychże kościołów może wejść osób, ale takie wyliczenia równocześnie zastosowano w odniesieniu do komunikacji miejskiej. W szczytowym okresie szaleńczego transu Szumowski (pewnie po wizycie u wróżki) ogłosił, że w kościele może być tylko 5 osób.
Włochy, tak często używane do straszenia Polaków i z wykorzystaniem zdjęć i filmów z zupełnie innych zdarzeń, są zaś nietypowym przykładem, bo tam „urzędnicza zaraza” wystąpiła w natężeniu tylko w kilku miejscach. Co więcej walec przetoczył się zasadniczo po najstarszych mieszkańcach Italii, głównie na północy kraju, bo tam jest bardziej rozpowszechniony zwyczaj oddawania własnych rodziców do domów starców. Ukryto także takie fakty, jak ten że wiele firm odzieżowych we Włoszech zostało w ostatnich latach wykupionych przez Chińczyków, i to że z powodów biznesowych nowi chińscy właściciele i część kadry odbywali częste podróże na trasie Pekin – Mediolan itp., „dosypując” przy okazji wirusy do obiegu na terenie Lombardii i sąsiednich krain północnej Italii.
A co do Polski, to niekoniecznie każda zaraza musi szczególnie penetrować nasz kraj. W latach 1348-1350 i nieco następnych zaraza dżumy (Czarna Śmierć) przeorała Europę Zachodnią a nas pozostawiła na uboczu. Grypa przywleczona przez Amerykanów do Europy w 1917 roku też Polskę w dużej mierze litościwie ominęła, ale cholera przywleczona przez wojska rosyjskie w 1831, czy też w 1914 nieco przetrzebiła populację w niektórych miejscach Kongresówki, zaś w 1914 cholera przywleczona do Galicji, dotarła z wojskami rosyjskimi aż pod Gorlice.
Być może jesteśmy bardziej odporni, niż europejskie narody żyjące na obrzeżach Eurazji, bo nie raz i nie dwa przetoczyły się przez ziemie polskie różne zarazy, być może także Bóg widzi naszą wiarę i podpowiada nam w miarę rozsądne zachowania. I tylko rodzi się zasadne pytanie, czy w stuleciu wielkiej wygranej nad bolszewikami, potrafimy podziękować Bogu za to, że covid-19 w niewielkim stopniu przeorał nasz kraj, nawet biorąc pod uwagę rosnącą ostatnio ilość „zakażeń” (a dokładniej mówiąc stwierdzonego nosicielstwa tego wirusa u ludzi)!
Polityka rządu i parlamentu, lansowanie szkodliwych dla społeczeństwa i gospodarki ustaw, spowodowała w ciągu ostatnich kilkunastu dni masowe manifestacje, co powinni zresztą z góry przewidzieć rządzący. Do tego doszły, począwszy od 22 października, irracjonalne manifestacje lewackich środowisk, które zainfekowały mentalnie tysiące, głównie młodych ludzi w wieku szkolnym i studenckim, „cierpiących” z powodu braku kontaktów wzajemnych i pod wpływem powszechnej nudy spowodowanej zdalnym, mało efektywnym nauczaniem. Efektami zaś epidemicznymi tej beztroski pewnie rząd i manifestujący podzielą się po połowie, i jak to bywa zazwyczaj nie będą to „równe połowy”. Winą za ewentualne tragiczne następstwa rozprzestrzenianie się wirusa będą się wzajemnie przerzucać przez najbliższe miesiące a może i aż do wyborów w 2023 roku. Rządzący (i opozycja pospołu) – którzy od wielu tygodniu bezmyślnie, poprzez prymitywną propagandę i ulotne obietnice dla manifestujących Białorusinów, napuszczali Białorusinów przeciwko własnej legalnej władzy, chyba nie spodziewali się, że tzw. Ogólnopolski Strajk Kobiet przerzuci całą tą groteskową sytuację z Białorusi na teren Polski. Oto 27 października można było znaleźć na fejsbuku „propozycje postulatów obywatelskich”, a wśród nich na samym końcu wyjątkowo groteskowe i buńczuczne zdanie „Powołujemy Radę Konsultacyjną, jak na Białorusi, która będzie pracować nad tym, jak posprzątać burdel po PiS. I przypomina się stare powiedzenie: „Kto mieczem walczy, ten od miecza ginie”!
Odpowiadając zaś na pytanie, z której strony maseczki są zarazki, powinniśmy uświadomić sobie, że większość zarazków tkwi w mózgach ludzi i to bez względu na aktualne zagrożenie epidemiczne!