„Ja cieszę się że coraz mniej obawiamy się tego wirusa, tej epidemii. I to jest dobre podejście szanowni państwo. Bo on jest w odwrocie. Już teraz nie trzeba się jego bać. Trzeba pójść na wybory. Tłumnie”.
Mateusz Morawiecki
W dniu wczorajszym premier Mateusz Morawiecki obwieścił, że w dniach od 31 października do 2 listopada br. wszystkie cmentarze będą zamknięte. Powyższa decyzja ma charakter bezprecedensowy nawet przy uwzględnieniu sytuacji nadzwyczajnej spowodowanej epidemią COVID-19. Wszak cmentarzy nie zamykano nawet w warunkach wojennych i podczas okupacji. Dzień 1 listopada jest dniem szczególnym zarówno dla wierzących, jak i niewierzących – katolicy obchodzą w tym dniu uroczystość Wszystkich Świętych, a pozostałe osoby chcą po prostu oddać hołd swoim bliskim, którzy odeszli. Ten piękny obyczaj wywodzi się jeszcze z przedchrześcijańskiego kultu przodków i wpisał się w naszym kraju w wielowiekową tradycję, która honorowana była nawet w czasach rozbiorów, okupacji, jak również w okresie zniewolenia komunistycznego. Czy jedna arbitralna decyzja urzędnika państwowego może to zmienić?
Wprowadzony zakaz odwiedzania cmentarzy w tak ważnych dla Polaków dniach, stanowi również swoiste podsumowanie tragifarsy jaką zafundował nam w ostatnim okresie rząd. Od co najmniej tygodnia poprzez kraj przetacza się niesłabnąca fala przemarszów, demonstracji i protestów związanych z wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego dotyczącym niezgodności z Konstytucją jednego z trzech przewidzianych przez ustawę o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży przypadków umożliwiających aborcję. Chodzi o zapis dotyczący sytuacji, gdy badania prenatalne lub inne przesłanki medyczne wskazują na duże prawdopodobieństwo ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu. W pierwszej kolejności podkreślić należy, że z prawnego punktu widzenia wyrok Trybunału Konstytucyjnego jest ostateczny w takim sensie, że nie można się od niego odwołać ani go zmienić – wyrok stwierdza po prostu niezgodność zapisów ustawy z Konstytucją uchwaloną w 1997 roku głosami centrolewicowej koalicji. W związku z powyższym, nie wdając się w kwestie merytoryczne, wszelkie protesty przeciw orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego są z samej definicji całkowicie bezprzedmiotowe i bezzasadne. Pomimo tego, na ulice polskich miast wyszło tysiące protestujących, szczutych przez lewicowo-liberalną opozycję oraz związane z nią media w rodzaju Gazety Wyborczej, czy TVN. Wszystko to w warunkach pandemii, gdy obowiązujące przepisy zabraniają zgromadzeń powyżej 5 osób.
Kwestia obostrzeń epidemiologicznych nie jest jednak w tym przypadku głównym problemem, choć w kontekście decyzji o zamknięciu cmentarzy jest z całą pewnością istotna. Jest znacznie gorzej. Masowe protesty wyzwoliły rzadko spotykane zachowania i instynkty, które trudno przypisać osobom cywilizowanym, niezależnie od posiadanych poglądów. Wulgarne okrzyki, blokady ulic, niszczenie obiektów użyteczności publicznej, w tym kościołów, zakłócanie uroczystości religijnych – oto żniwo ostatnich dni. Wszystko przy zadziwiającej bierności Policji i służb porządkowych. Komendant Straży Miejskiej w Łodzi Zbigniew Kuleta wydał nawet oświadczenie, w którym przeprosił mieszkańców Łodzi za rzekomo nieuzasadnione działania dwóch strażników miejskich wobec demonstrantów. Odciął się również od „działań o charakterze politycznym, do ochrony siedzib jakichkolwiek partii politycznych oraz działań mających znamiona represji wobec mieszkańców miasta”. Problem w tym, że agresja tłumu nie kierowała się na siedzibę partii rządzącej, lecz na obiekty o charakterze sakralnym, w tym Katedrę łódzką, której przed zdziczałą hordą bronili aktywiści organizacji narodowych.
Powstaje pytanie gdzie jest Policja i dlaczego pozostaje bezczynna wobec jawnych aktów łamania prawa? Już samo organizowanie zgromadzeń publicznych w warunkach epidemii jest nielegalne, a tego typu zgromadzenia winny być niezwłocznie rozpraszane z wyciąganiem konsekwencji prawnych wobec ich uczestników, a zwłaszcza organizatorów. Dodać do tego należy również inne patologiczne zachowania manifestantów, na które funkcjonariusze „patrzą przez palce”. Co więcej – często wręcz ochraniają prowodyrów zamieszek i niepokojów społecznych. Dlaczego tak się dzieje i o co tu chodzi? Najprostsza odpowiedź na to pytanie brzmi – takie są rozkazy! Ale to też nie wyjaśnia istoty sprawy, czyli zadziwiającej tolerancji Policji wobec prowokatorów, wichrzycieli, czy wręcz pospolitych bandytów. Czy partii rządzącej z bliżej nieznanych powodów zależy na destabilizacji sytuacji w kraju? Czy prowokowane i podsycane protesty są zasłoną dymną dla bankructwa polityki PiS-u i mają na celu znalezienie przysłowiowego „kozła ofiarnego”? A może służą bardziej dalekosiężnym zamierzeniom i celom?
Jedno jest pewne – dychotomiczny podział na PiS i opozycję złożoną z Lewicy i Platformy Obywatelskiej jest z gruntu fałszywy. To jawna manipulacja służąca dezinformacji opinii publicznej. Nie ulega wątpliwości, że każdy świadomy obywatel winien przeciwstawiać się aktom anarchizacji i destabilizacji życia publicznego, jednak nie oznacza to automatycznego poparcia dla partii rządzącej, która działa według metody „dziel i rządź”, doprowadzając do ustawicznych konfliktów politycznych i społecznych. Poruszona na wstępie kwestia zamknięcia cmentarzy jest jedynie przykładem działań, do których może doprowadzić pozbawiona wszelkich zasad i wartości polityka, nie mająca nic wspólnego już nawet nie z pryncypiami cywilizacji łacińskiej, ale elementarnymi zasadami przyzwoitości.