„Zakon nie jest ustanowiony dla sprawiedliwego, lecz dla nieprawych i nieposłusznych, dla bezbożnych i grzeszników, dla bezecnych i nieczystych, dla ojcobójców i matkobójców, dla mężobójców, rozpustników, mężołożników, dla handlarzy ludźmi, dla kłamców, krzywoprzysięzców i dla wszystkiego, co się sprzeciwia zdrowej nauce.”
Ten fragment 1 Listu św. Pawła do Tymoteusza 1,1 wymienia homoseksualistów, nazywając ich mężołożnikami. Zostali oni umieszczeni pośród ludzi, którzy powinni stykać się z negatywną reakcją prawną, a zatem mężołożnictwo, czyli homoseksualizm to postawa której raczej propagować nie należy, bo to propagowanie jest propagowaniem zła. Są zresztą kręgi kulturowe, które nadal, bo świat chrześcijański przestał w XIX w. reagują na objawy homoseksualizmu reakcją karną. Jeżeli spojrzymy na sprawę Łódzkiego Drukarza przez ten pryzmat kulturowo-religijny, to stwierdzimy, że wyrok jaki w tej sprawie wydały obie instancje łódzkich sądów musi być poczytany jako grube nieporozumienie. Pozostaje ewentualnie kasacja do Sądu Najwyższego, tam jednak szanse na uzyskanie korzystnego wyroku są jeszcze mniejsze, niż przed łódzkimi sądami.
Gdzieś na marginesie tej sprawy odnotować należy koszmarną wpadkę, jaką zaliczyli autorzy komentarza do Kodeksu wykroczeń, opasłego tomu, pod redakcją T. Grzegorczyka, biorąc za wiarygodny współcześnie, w czasach swobody wykonywania działalności gospodarczej komentarz do art. 138 /Art. 138. Kto, zajmując się zawodowo świadczeniem usług, żąda i pobiera za świadczenie zapłatę wyższą od obowiązującej albo umyślnie bez uzasadnionej przyczyny odmawia świadczenia, do którego jest obowiązany, podlega karze grzywny./ komentarz A. Gubińskiego z 1971r. napisany w czasach warunków gospodarczych realnego socjalizmu, gospodarki nakazowo-rozdzielczej i sztywnych cen. Na tym głupim, bo zdezaktualizowanym komentarzu, a sztucznie podtrzymywanym przy życiu przez pt. Komentatorów, oparł uzasadnienie swojego wyroku pan sędzia Pietruszka z widzewskiego Sądu Rejonowego. Przepis ten powinien być uchylony, a jeżeli nie uczynił tego ustawodawca, to powinien wypaść z obiegu przez tzw. desuetudo, jako przepis zbędny, nie przystający do współczesnych warunków ekonomicznych. Inna jest gospodarka lll RP, a inna była w czasach peerelowskich, co umknęło uwadze autorom komentarza do K.w. pod redakcją T. Grzegorczyka, produkującym swoje dzieła bezmyślnie, przepisując myśli z epoki minionej. Biorąc pod uwagę, że przepis art. 138 K.w. nie ma współcześnie racji bytu, a podtrzymują go w tym bycie jedynie lekkomyślnie piszący koryfeusze prawa, sprawa Łódzkiego Drukarza w ogóle nie powinna się w łódzkich sądach pojawić.
Sprawę tę, a raczej wyroki łódzkich sądów można określić jako zaledwie wierzchołek góry lodowej. Patrząc na nią widzimy zaledwie niewielką część problematyki. Zagadnieniu stosunku polskiego wymiaru sprawiedliwości do homoseksualizmu przyglądam się od kilku lat, zarówno w jego pionie cywilnym, jak i karnym. W pierwszym zapoczątkowała je uchwała w tzw. sprawie Kozaka. To homoseksualista, który ubiegał się o mieszkanie po zmarłym partnerze – najemcy mieszkania komunalnego – w trybie wstąpienia w stosunek najmu. Do tej sprawy partnerzy homoseksualni nie mogli z tego trybu korzystać, jako że ustawa explicite ich nie wymieniała. Sprawa miała negatywne dla homoseksualisty rozstrzygnięcie przed polskimi sądami, skutkiem czego stanęła przed ETPCz w Strasburgu. Ja negatywną opinię na temat wyroków w tamtej sprawie wyraziłem 5 lat temu w artykule „Mieszkanie komunalne po geju tak, po dziadziusiu nie!”, zamieszczonej w „Rzp”. Wyrok tamtejszy, wynikający z nieznajomości przez tamtejszych sędziów polskiego prawa nakazał Polsce w przedmiotowym zakresie okazywać wzgląd dla homoseksualistów. Krytykując uchwałę w sprawie III CZP 65/12 napisałem wówczas: „SN niepotrzebnie tę główną drogę starał się poszerzyć, poddając się dyktatowi ETPCz, przez co zaliczył „wpadkę” w postaci podjęcia uchwały contra legem. W przyszłości SN z większym dystansem powinien podchodzić do orzecznictwa ETPCz. Ponadto uchwałę należy uznać jako niebezpieczne upolitycznienie IC SN, a to z uwagi na okoliczność, że kwestia związków partnerskich, a zwłaszcza tej samej płci, jest w Polsce zaledwie przedmiotem ostrej debaty politycznej i społecznej, by nie powiedzieć sporów o ich prawną rację bytu. Toczy się walka polityczna pomiędzy uznającymi same-sex unions, czy nawet same-sex marriages, a przeciwnikami tych związków, jako pozostających w sprzeczności z heteroseksualną naturą człowieka. SN w tej walce powinien pozostać bezstronnym. Dopóki parlament nie uchwali ustawy legalizujących te związki, pojęcie „nieformalne związki partnerskie z osobami tej samej płci” nie ma racji bytu w polskim porządku prawnym. SN podejmując uchwałę w pewnym zakresie legalizującą te związki, w sposób niedopuszczalny w demokratycznym państwie prawa, gwałcąc zasadę trójpodziału władzy stał się niejako ustawodawcą.”
Sprawa ta, jakby nie było cywilna, stała się prejudykatem dla sprawy karnej. Nie mogło być inaczej, skoro literatura z zakresu procedury karnej za wyrok o charakterze prejudycjalnym brała rozstrzygnięcie w sprawie o wstąpienie w stosunek najmu. Czegoś takiego ani w piśmiennictwie prawniczym, ani w poglądach doktryny, ani w orzecznictwie nie było. A jak pisano zdania doktryny na temat prawnego zapatrywania się na homoseksualizm były podzielone.
Minęło kilka lat i SN na żądanie I Prezesa – prof. Gersdorf wydał uchwałę, w której nakazywał zaliczać osoby pozostające w partnerskich związkach homoseksualnych do osób najbliższych. Raz rozpoczęte upolitycznienie SN miało swoją kontynuację. To, co ewentualnie mogłaby wprowadzić do polskiego prawa ustawa, zaczął wprowadzać ten sąd, łamiąc zasadę trójpodziału władzy. Szerzej na ten temat w Glosie do uchwały składu 7 sędziów Sądu Najwyższego z dnia 25 lutego 2016 r. /I KZP 20/15/ opublikowanej w Palestrze nr 1-2/17 oraz artykule „Niebezpieczne związki” Sądu Najwyższego, zamieszczonego w miesięczniku Polityka Polska nr 1-2/17.
Wracając do sprawy Łódzkiego Drukarza stwierdzić należy, że jest jest ona zaledwie wierzchołkiem góry lodowej, której podstawą jest „Kozacki prejudykat” ETPCz w Starsburgu. Prejudykat ten ma wyznaczać „europejski, współczesny” trend w sądowym traktowaniu homoseksualistów, oznaczający odejście w postrzeganiu relacji homoseksualnych, czy szerzej LGTB jako zła, a traktowaniu na równi z pozytywnym relacjami, m.in. takimi jak małżeństwo, rodzicielstwo, ojcostwo, pokrewieństwo, powinowactwo. Większość tej bryły lodowej, jej podwodnej części wypełniają wyżej wymienione orzeczenia Sądu Najwyższego. W tym kontekście, ewentualnie wniesiona w sprawie Łódzkiego Drukarza kasacja ma nikłe szanse powodzenia. Pozbawiam nadzieję złudzeń, bo są ku temu podstawy.
Są to jednocześnie podstawy do postawienia Polskiemu wymiarowi sprawiedliwości poważnych zarzutów. Zarzut ten brzmi: Polski wymiar sprawiedliwości nie jest niezawisłym. Polskie sądy są organami podległymi pod Brukselę i Strasburg, bo to tam wytyczane są główne trendy orzecznictwa sądów w Rzeczypospolitej Polskiej. Sprawy, w który występuje element LGBT świadczą o tym dobitnie. To tam postanowiono, że niegdysiejsze zło ma być postrzegane pozytywnie i polski wymiar sprawiedliwości tej dyrektywie brukselsko-strasburskiej jest posłuszny. Kiedyś narzekano na pachołkowatość peerelowskej władzy wobec Moskwy ale przecież nie było wtedy aż tak źle, by jakiś trybunał socjalistycznej sprawiedliwości dajmy na to w jakimś Leningradzie mieszczący się, wytyczał swoimi wyrokami trendy orzecznictwa sądów peerelowskich. Dziś niestety tak jest, że obce trybunały to czynią.