Arcybiskup metropolita lwowski Mieczysław Mokrzycki znalazł się „na celowniku” ukraińskiej opinii publicznej po manipulacji jego słowami z wywiadu dla tygodnika „Niedziela”, jakiej dopuścił się tłumacz Andrij Pawłyszyn.
Arcybiskup powiedział w wywiadzie: Od kilku lat naród ukraiński przeżywa trudny okres. Wojna toczy się na wschodzie, ale jej skutki są odczuwalne wszędzie. Cała społeczność jest dotknięta wojną nie tylko materialnie czy ekonomicznie, ale także w wymiarze duchowym. (…) Moim zdaniem, Ukraina potrzebuje pewnej refleksji i odpowiedzenia sobie na pytanie, dlaczego tak się dzieje. Pan Bóg nie jest Bogiem, który karze swój naród, swoje dzieci, ale daje nam znać, upominając się o swoje prawo miłości do drugiego człowieka. – mówił metropolita. Na narodzie ukraińskim nadal ciąży grzech ludobójstwa, do którego trudno mu się do tej pory przyznać i z którego trudno się oczyścić, choć było kilka prób takich postaw, m. in. z okazji 70. rocznicy wydarzeń na Wołyniu. Przykładem tego by wspólny komunikat Konferencji Episkopatu Polski, wydany z Synodem Kościoła Greckokatolickiego, i Konferencji Episkopatu Ukrainy Obrządku Łacińskiego. Niestety, nie został on odczytany na Ukrainie. Wyrażam przekonanie, że dopóki ten naród nie wyzna swej winy, nie stanie w prawdzie i nie oczyści się z tego grzechu, nie będzie mógł cieszyć się błogosławieństwem.
Słowa te wywołały reakcję tłumacza Andrija Pawłyszyna, historyka, pisarza i tłumacza literatury polskiej, który w niewybrednych słowach zaatakował hierarchę:
Arcybiskup Mokrzycki uważa Pana Boga za zapamiętałego polskiego nacjonalistę i zwolennika polskiej kolonialnej „misji na Kresach”. Niby chrześcijanin, były sekretarz papieży św. Jana Pawła II i emeryta Benedykta XVI uważa za słuszną śmierć ukraińskich, rosyjskich, holenderskich, amerykańskich i innych dzieci w Donbasie, a śmierć tysięcy ukraińskich żołnierzy, w tym ukraińskich obywateli pochodzenia polskiego za „sprawiedliwą” (bo wszystko, co Bóg czyni, jest słuszne i sprawiedliwe!) karę za odmowę uznania wydarzeń na „Wołyniu” za „ludobójstwo”. Czy nie zasiedział się na Ukrainie ten obywatel obcego państwa, dla którego Ukraińcy to „ten naród”? Może niech cieszy się putinowskimi zbrodniami i czeka, aż rak na górze zagwiżdże i Rosja z prawosławno-czekistowskiej stanie się chrześcijańska, u siebie w ojczyźnie?
Ukraińskie media powtarzały potem opinię Pawłyszyna, twierdząc, że abp Mokrzycki uznał wojnę w Donbasie za karę, którą Bóg spuścił na Ukrainę za rzeź wołyńską. Wśród komentarzy łagodniejszymi były porównania do patriarchy rosyjskiej cerkwi prawosławnej Cyryla albo odwołania do polskiego „kolonializmu”.
Sekretariat lwowskiej kurii wydał oświadczenie, w którym napisano, że arcybiskup nigdy nie twierdził, że wydarzenia w Donbasie, Krymie czy jakiekolwiek inne, są karą za rzeź wołyńską.
Źródło: kresy.pl