Nie jest żadną tajemnicą, że bardzo niewielu mieszkańców Europy Zachodniej ma w swoim paszporcie wizę Republiki Białorusi. Bez tej wizy nikt zaś nie wjedzie na terytorium tego położonego w samym centrum Europy kraju. Nawet Polacy – mimo wielowiekowej historycznej koegzystencji – taką wizę posiadać muszą.
Ciśnie się więc na usta pytanie, czy Białoruś, to terra incognita współczesnej Europy? Co właściwie o niej wiemy i co powinniśmy o niej wiedzieć w opoce niemal powszechnej historycznej ignorancji i masowej dezinformacji, która od lat uprawiana jest także w naszym kraju?
Odpowiedź na te pytania poprzedzona być musi zwięzłą refleksją opartą na wspólnym ujęciu przeszłości i teraźniejszości. Duże zamieszanie – w postrzeganiu czym jest ten kraj – wywołuje już sama nazwa kraju, który przez stulecia nazywany był przecież Litwą a nie Białorusią, która to nazwa dotyczyła jedynie fragmentu Wielkiego Księstwa Litewskiego. To zamieszanie pojawiło się dopiero w 1883 roku, gdy grupa młodej inteligencji chłopskiego pochodzenia ze Żmudzi w czasie studiów na uczelniach w Moskwie stanęła w pewnym momencie w kontrze do kultury polskiej i polskiej tożsamości. Sytuacja ta mogła wydawać się zdecydowanie absurdalna, gdyż jeszcze dwadzieścia lat wcześniej, w 1863 roku, chłopscy ochotnicy z tych samych okolic dzielnie u boku Polaków walczyli z Moskalami w czasie Powstania Styczniowego. Nieoczekiwany dla Polaków separatyzm żmudzki doprowadził do proklamowania w początkach 1918 roku – a więc jeszcze w trakcie trwania wojny powszechnej – państwa litewskiego. Akt proklamacji podpisał m.in. Stanisław Narutowicz, brat Gabriela Narutowicza, późniejszego prezydenta-elekta Drugiej Rzeczypospolitej, wybranego na ten urząd pod koniec 1922 roku.
Mowa Żmudzinów nie była nigdy językiem mieszkańców Wielkiego Księstwa Litewskiego, co więcej nie ma nawet pewności, że twórcy państwa litewskiego byli pobratymcami ludów bałtyjskich. Językiem urzędowym W.X.Lit. przez szereg wieków była mowa ruska w redakcji typowej dla terenów Wileńszczyzny i Nowogródczyzny. Mowa ta występowała w dokumentach kancelarii wielkoksiążęcej i w niej także toczyły się procesy sądowe aż do wieku XVII. Upór książąt litewskich w tej dziedzinie był zaiste zastanawiający. Dotyczyło to zaś potomków Władysława Jagiełły. Znane są adresy szlachty podlaskiej kierowane do Zygmunta Augusta, w których był on proszony, by wolno było im sądzić się między sobą w języku polskim, gdyż – jak twierdzili – wszyscy oni rozmawiają z sobą w tym języku, i w takim też języku chcieliby występować przeciwko sobie w sądach. Zygmunt August – do którego Barbara Radziwiłłówna w tymże czasie pisała listy piękną szesnastowieczną polszczyzną – dwukrotnie odmówił szlachcie podlaskiej, zaś kancelaria książęca w Wilnie przysłała odmowne odpowiedzi w tamtejszym języku ruskim, będącym w jakiejś mierze przodkiem dzisiejszej mowy białoruskiej. Unia realna Korony i Litwy zawarta w 1569 roku osłabiła nieracjonalne trwanie przy anachronicznej w tamtej epoce manierze sporządzania dokumentów wielkoksiążęcych w mowie odziedziczonej jeszcze po kancelariach książąt ruskich. Odejście od ruskiej mowy kancelaryjnej dokonało się błyskawicznie nie tylko na Podlasiu, ale także na terenach południowych – Wołyniu, Bracławszczyźnie i Kijowszczyźnie, która zresztą w tamtej epoce była ziemią niemal całkowicie bezludną.
Na Litwie – a więc na terenach, które nie zgłosiły akcesu do Korony Królestwa Polskiego – język ruski w procesach sądowych pomiędzy szlachtą W.X.Lit. utrzymał się jeszcze do schyłku wieku XVII, by ostatecznie odejść w niebyt, jako niedorzeczny przeżytek cywilizacyjny. W ciągu niecałego stulecia – a w czasach, gdy ginęła Pierwsza Rzeczypospolita – zniknęła także jakakolwiek twórczość literacka w języku ruskim na terenie W.X.Litewskiego. Mógł więc Mickiewicz, niewiele lat później, piękną polszczyzną bez żadnej dwuznaczności pisać ‘Litwo, ojczyzno moja’. Literatura białoruska zaczęła odradzać się u samego schyłku XIX stulecia za sprawą polskiej szlachty greckokatolickiej, która pragnęła podnieść do literackich wyżyn mowę prostych mieszkańców dawnego W.X.Litewskiego. Nie było to jednakże proste zadanie, gdyż można mówić o sześciu obszarach dialektalnych mowy białoruskiej. Nie było w tym też nic nadzwyczajnego, gdyż złożona wielopoziomowa mowa ludu tych terenów była zjawiskiem trwałym od pokoleń. Nie było także specjalnego ideowego przeciwstawienia między polskością a dialektalnym bogactwem prostego ludu. Nie istniała zatem także przepaść, która mogłaby poróżnić Polaków i tych, którzy mówili prostą chłopską mową, zresztą każdy, kto w przeszłości lub współcześnie zetknął się z tym niezwykłym bogactwem odmienności językowej, doświadczyć mógł, i nadal może, niezwykłej plastyczności w zakresie posługiwania się językiem polskim, mową białoruską, czy też obcą, ale współcześnie mającą bardzo silną pozycję, mową moskiewską. We wrześniu 1919 roku delegacja białoruska chlebem i solą witała przed Domem Szlacheckim w Mińsku wojska polskie i samego Józefa Piłsudskiego. Naczelnik Państwa Polskiego wysłuchał gorącego powitania w języku białoruskim i w tymże języku wygłosił swoją mowę do białoruskiej delegacji. Jakżeż odmienne jest to w stosunku do obecnych relacji ukraińsko-rosyjskich, istniejących zwłaszcza na wschodnich terenach Republiki Ukraińskiej. Widać olbrzymie różnice w postrzeganiu języka w życiu codziennym.
Nie wdając się zbytnio w historię Białorusi w wieku XX, co wymaga zupełnie innego tekstu i obszerniejszych rozważań, należy uświadomić sobie swoistą unikalność tego kraju w ramach systemu sowieckiego po drugiej wojnie światowej. Z powodu kaprysu Stalina, była Białoruś wśród państwa założycielskich Narodów Zjednoczonych, obok Rosji i Ukrainy. Białoruś okresu sowieckiego posiadała także znacznie większą zwartość, niż wiele innych republik. Musimy pamiętać, iż terytorium Białorusi było równocześnie takim samym przestrzennie okręgiem ekonomicznym, co było zjawiskiem zdecydowanie unikalnym w skali Związku Sowieckiego. Cały obecny obszar Białorusi da się wpisać w przestrzeń państwa polsko-litewskiego minionych wieków, co już nie występuje w odniesieniu do Ukrainy a jest dla Kijowa nierozwiązywalnym wieloaspektowym dylematem, który może okazać się beczką dynamitu, która wysadzi ostatecznie państwo ukraińskie w powietrze.
W polityce europejskiej występuje zadziwiające a odmienne podejście do Ukrainy i Białorusi. Państwo ze stolicą w Kijowie jest hołubione przez UE, pomimo iż trwający od kilku lat konflikt doprowadził do gospodarczego i fizycznego zniszczenia znacznego fragmentu kraju i do śmierci około jedenastu tysięcy ludzi oraz do znaczącej fali migracyjnej, zwłaszcza do Polski. Białoruś Łukaszenki, która od lat zręcznie balansuje między Moskwą a Zachodem, od dawna poddawana jest irracjonalnej fali krytyki, w którą szczególnie angażuje się państwo polskie bez względu, kto aktualnie jest u steru rządów w Polsce. Może więc dobrze się stało, że zapowiedziano radykalną redukcję pieniędzy na finansowanie antyłukaszenkowskiej telewizji Biełsat. Dotychczasowa polityka państwa polskiego przynosiła bowiem same złe skutki dla Polaków na Białorusi, zaś rozliczne w przeszłości próby wpychania Związku Polaków na Białorusi w ramy ‘demokratycznej opozycji’ przeciwko Łukaszence, w efekcie doprowadziły do bolesnych retorsji władz Białorusi w stosunku do tej organizacji.
Tymczasem propagandowa wizja Białorusi jest zdecydowanie odmienna od rzeczywistości, którą można obserwować i doświadczać, o ile nie ulega się zmasowanej propagandzie i manipulacji, która latami wylewała się z programów telewizyjnych i szpalt jedynie słusznych dzienników i periodyków. Warto także jeździć do tego kraju, tak bardzo bliskiego Polsce i Polakom, by przekonać się jak naprawdę żyje się na Białorusi. Wtedy też odrzucimy nonsensy o nim opowiadane i przekonamy się, jak bardzo pozytywnie jesteśmy w nim postrzegani i jak bardzo kraj ten zmienia się w kierunku pozytywnych zmian.
Prezydent Białorusi nagłaśniany jest u nas jako było dyrektor kołchozu, ale zadajmy sobie pytanie, kim był niegdyś tak uwielbiany do dzisiaj Wałęsa, Borusewicz, czy też Frasyniuk, nim porobili oni swoje publiczne lub prywatne kariery na naszym narodowym gruncie. Tymczasem Aleksander Łukaszenka – mimo swojego pozornego prymitywizmu, będącego głównie produktem propagandy – jest niezwykle solidnym zwornikiem współczesnej białoruskiej tożsamości. Budowana jest ona w znacznej mierze na przeszłości, jako powrót do źródeł, do lat wielkości Wielkiego Księstwa Litewskiego. Łukaszenka stawia na jakość, jaką były wielkie postaci z historii. Gdy trzymamy w dłoniach białoruskie banknoty, to widzimy na nich zamek w Mirze, który dla Mickiewicza był pierwowzorem zamku Horeszków, czy też zamek w Nieświeżu, który był siedzibą znakomitego rodu Radziwiłłów. Co więcej – oba te zamki z inicjatywy Łukaszenki zostały dokładnie odrestaurowane i są współcześnie wielką atrakcją turystyczną. Porównajmy to z opłakanym stanem, wspaniałego niegdyś pałacu w Podhorcach, którego Ukraińcy od lat nie potrafią odrestaurować, chociaż w 1939 roku był w idealnym stanie, w przeciwieństwie do zamku w Mirze, który w tymże 1939 roku nadal był odbudowywany po wcześniejszych zniszczeniach.
Łukaszenka buduje tożsamość kraju i narodu na jedności a nie na podziale, jak to robią politycy na Ukrainie. Na Białorusi wspólnoty katolickie odzyskują cały czas swoje świątynie, zaś Łukaszenka dumny jest ze swoich katolickich biskupów i chętnie by widział u siebie papieża Franciszka. Księgarnie w dużych miastach pełne są książek mówiących obiektywnie o dawnej przeszłości. Ekipa Łukaszenki – w przeciwieństwie do Żmudzinów udających Litwinów – akcentuje wielkość swojego kraju poprzez wskazywanie na wielkich synów tamtej ziemi. Chodkiewicz, Kościuszko, Mickiewicz, czy też Domeyko to wzorce jakości, postaci znane w świecie, z których warto być dumnym. Warto więc przynajmniej wybrać się na tereny leżące przy granicy polsko – białoruskiej. Cały pas od ‘Grodna po Słonim’ wart jest naszego wysiłku, by zrozumieć jak niesprawiedliwie ukazywana jest u nas Białoruś, jak wspaniała i piękna jest ta ziemia, która wydała naszych wielkich bohaterów i wybitnych twórców kultury, by zrozumieć, że to z tej ziemi pochodził jeden z najwybitniejszych krzewicieli polskości doby zaborów, autor narodowych oper i ‘Śpiewnika domowego’ – Stanisław Moniuszko.
I wreszcie warto uświadomić sobie, że to właściwie z Białorusią zawieraliśmy unie polsko-litewskie, począwszy od tej w Horodle zawartej, kiedy to panowie polscy dopuścili do swych herbów – zjawisko niespotykane w Europie – panów litewskich. I może warto sprawdzić, gdzie konkretnie owi litewscy panowie posiadali swe dobra, by zrozumieć że bliżej nam do Białorusinów, niż do Żmudzinów Litwinów udających. W centrum Brześcia Litewskiego, zwanego dziś Białoruskim, chociaż jeszcze za Mieszka II był on w państwie Piastów, jest pomnik, który pokazuje historię tego miasta. Uczmy się, jak poprzez pomnik możemy obiektywnie pokazać historię w całej złożoności i bogactwie. Możemy łączyć a nie dzielić. Uczmy się tej sztuki od naszych białoruskich pobratymców. Warto!