Dość niespodziewanie znaleźliśmy się w ogniu kryzysu politycznego wywołanego poprawką do ustawy o IPN. Można powiedzieć, że przegłosowanie tej poprawki było zwieńczeniem ciągu zdarzeń rozpoczętych reportażem TVN o polskich neonazistach.
Ale o ile w przypadku produkcji TVN wskazywano na jej zagadkowe wywołanie akurat w tym momencie, o tyle o wywołanie awantury międzynarodowej trudno oskarżać wrogów PiS-u, gdyż partia rządząca, mając większość w Sejmie, wyłącznie sama zdecydowała o terminie procedowania ustawy o IPN. Jeżeli więc nawet reportaż TVN był prowokacją obliczoną na wywołanie reakcji międzynarodowej w perspektywie zmian w ustawie o IPN, to analitycy PiS-u powinni to rozumieć i sprawę odłożyć.
Tym bardziej, że przecież nie istniały żadne powody, które mogłyby pośpiech w procedowaniu ustawy uzasadniać. Czy gdyby zmienioną ją w czerwcu albo we wrześniu, to coś by się stało? Ale poszło jak zawsze – jeżeli sprawy tego typu traktuje się jako idee fixe, trzeba je realizować natychmiast.
Nowela do ustawy o IPN…
wyraża tak popularne dzisiaj stanowisko, że wszystko ma być regulowane przez prawo stanowione, najlepiej przez ustawy. Nie jest to zresztą przywara tylko PiS-u, ale generalnie bardzo negatywna cecha charakterystyczna polskiej legislatury po 89 r. Jest też wyrazem przekonania, że w drodze ustawowej można załatwić problem historyczny. Nie mam zamiaru ukrywać, że jestem przeciwnikiem polityki regulowania wszystkiego przez przepisy prawa, zwłaszcza ingerowania w wolność badań naukowych. Prawda obroni się sama. Czy z pojęciem „polskie obozy koncentracyjne” mieliśmy do czynienia w piśmiennictwie polskim, czy niemal w 100% za granicą? Odpowiedź jest oczywista.
W czym więc ma pomóc nowelizacja ustawy obowiązującej jedynie na terytorium RP? Wygląda na to, że jedynie w moralnym napiętnowaniu zła zawartego w powołanym, a nadużywanym głównie na tzw. Zachodzie określeniu. Weryfikować tezy nieuprawnione i kompromitować zbyt daleko idące wnioski powinno tzw. życie. A co do bezpodstawnych oskarżeń – jest droga cywilna i w ostateczności droga karna (dzisiaj często niepotrzebnie nadużywana). Są media, oświadczenia odpowiednich organów państwa itd. Tak powinno być wszędzie.
Także badania rewizjonistów Holocaustu (ale i np. Rosjan, którzy twierdzą, że Katyń zrobili Niemcy, i Ukraińców twierdzących, że UPA to byli szlachetni bohaterowie) powinny być objęte wolnością. To zimna wymowa faktów powinna miażdżyć i eliminować ze świata poważnej nauki i dyskusji historycznej tezy i wnioski ahistoryczne, a nie zakaz ustawowy, tym bardziej śmieszny im bardziej nie egzekwowalny.
Pamiętajmy także o tym – nawet jeżeli wewnętrznie zgadzamy się z intencją inicjatorów poprawki – że każdy kij ma dwa końce. Wprowadzanie jednych zakazów i nakazów dzisiaj może zachęcić siły polityczne, które dojdą do władzy w przyszłości, do wprowadzenia innych, im wygodnych. Każdy precedens może być wykorzystany inaczej przez kogoś innego. Decydując się nań należy przewidywać możliwe konsekwencje negatywne własnego postępowania. Niestety, obecnej władzy wydaje się, że jej postanowienia są prawdą objawioną, która będzie obowiązywać po wsze czasy. Przy czym panuje myślenie nakazowo-rozdzielcze, ścisła centralizacja polityki historycznej i ideologicznej, i narzucanie jej w formie prikazów przychodzących z Warszawy, społecznościom lokalnym.
Tzw. dekomunizacja jest tu najlepszym przykładem mentalnego i praktycznego powrotu do niechlubnych kart PRL. Tymczasem samorząd musi pozostać samorządem i władza centralna nie powinna wtrącać się do jego funkcjonowania tam, gdzie sam jest on sobie w stanie poradzić (zasada pomocniczości), a z pewnością bez trudu może zdecydować o patronach ulic.
Należy tu podkreślić, że zupełnie inną kwestią jest walka z gloryfikacją zbrodniarzy w przestrzeni publicznej (słuszne objęcie zakazem banderowców), choć i ten zakaz jest w Polsce z powodów ideologicznych nadużywany np. w stosunku do miejsc pamięci żołnierzy Armii Czerwonej. Nas strasznie oburzają uogólnienia propagandy zachodniej imputujące nam współudział w Holokauście, jednak sami zrobiliśmy jako kraj wiele w ostatnich latach, aby Armia Czerwona, która uwolniła nas od Niemców i umożliwiła realizację polskiego programu zachodniego, kojarzyła się wyłącznie negatywnie, jako armia nowych okupantów, gwałcicieli, morderców i złodziei, przy której Wehrmacht to nie narzędzie bezwzględnych agresorów, ale misja cywilizacyjna na wschodzie. Nie czyń drugiemu, co tobie nie miłe! Tak, ale to jak widać nie obowiązuje sfanatyzowanych megalomanów.
Zakazy nas tylko ośmieszają
I niestety, w przypadku „polskich obozów koncentracyjnych”, skutkiem będzie taka reklama tego określenia na świecie, że dotrze ono do ludzi, którzy nigdy o nim nie słyszeli. Zetkną się z nim jednak nie w myśl intencji polskiego ustawodawcy, ale w zgodzie z dominującym trendem propagandy medialnej, silnie w Polskę uderzającym. Nie wystarczy walczyć o prawdę byle jak, tak jak nie wystarczyło walczyć o wolność Polski idąc w bój bez broni, trzeba to jeszcze czynić rozsądnie i racjonalnie.
Awantura międzynarodowa wywołana poprawką pokazuje zupełną ignorancję PiS w polityce zagranicznej. PiS zachowuje się tak, jakby Polska samodzielnie kształtowała swoją i otoczenia politykę zagraniczną. A przecież tak nie jest od 300 lat, z wyjątkiem lat międzywojennych, kiedy polityka „równej odległości” zakończyła się klęską, która powinna być nauczką dla późniejszych pokoleń. W sytuacji słabego państwa, jakim jest Polska, trzeba prowadzić politykę w oparciu o sojusze. Z oczywistych powodów uważam za wielki błąd politykę ślepego sojuszu z USA, ale spójrzmy na sprawę z punktu widzenia niezaangażowanego bezpośrednio obserwatora.
Skoro już PiS zdecydował się prowadzić politykę strategicznego i bezalternatywnego oparcia o USA, to powinien liczyć się z ograniczeniami, jakie ona narzuca. A ograniczenia te wynikają przede wszystkim z roli USA jako strażnika i protektora światowych interesów żydowskich. I o ile postawa defensywna wobec roszczeń żydowskich opartych na zasadzie krwi (wisząca nad nami jak miecz Damoklesa ustawa 447 Kongresu USA) jest warunkiem sine qua non w ogóle racji bytu tego sojuszu, o tyle dokonywanie kawaleryjskich szarż zupełnie niepotrzebnie antagonizujących Polskę z tymi, na których ślepo postawiliśmy, świadczy o ignorancji, o niezrozumieniu, czym jest polityka zagraniczna. Powtórzę, mówię to jako zdecydowany przeciwnik polityki głębokiego wiązania się z USA.
Uścisk „wielkiego brata”
Fakty dzisiaj są takie, że polityka zagraniczna Polski opiera się na strategicznym sojuszu z USA (NATO ma tu znaczenie drugorzędne), na członkostwie w Unii Europejskiej, na strategicznym sojuszu z Ukrainą, na zamiarze tworzenia Trójmorza lub Międzymorza, na ograniczeniu stosunków z Rosją do technicznego minimum i na permanentnym sprzeciwie wobec jakichkolwiek działań rosyjskich na arenie międzynarodowej.
Dokąd zaprowadziła nas ta polityka? Znów przyjrzyjmy się faktom – USA i Izrael bez zasłony dymnej grożą poderwaniem strategicznego partnerstwa (tak, USA wystarczył pretekst w takiej, wydawałoby się, drugorzędnej sprawie), dalej, co najważniejsze, domagają się (formalnie ustawa 447 czeka jeszcze na podpis Trumpa) odszkodowań dla Żydów na zasadzie krwi (kilka lat temu mówiono, że to roszczenia o wartości 60 miliardów dolarów), których realizacja grozi całkowitą ruiną naszego kraju.
Ukraina pogrążona w banderowskim amoku reaguje histerycznie na polskie próby uregulowania historii we własnym kraju, grozi zerwaniem sojuszu (formalnie Polskę nadal obowiązują jej własne oświadczenia – prezydenta, rządu i sejmu, o bezalternatywnym wspieraniu Ukrainy), ergo, polityka na kierunku ukraińskim leży w gruzach; jesteśmy w konflikcie z najważniejszymi państwami UE, czyli Niemcami (mamienie ludzi reparacjami w imię podważania legalności rezygnacji z nich przez PRL) i Francją. Taki jest stan polityki zagranicznej Polski w dniu dzisiejszym. Tak działać nie wolno. Na żadnym z wymienionych kierunków nie możemy samodzielnie wygrać i żadnego z wymienionych państw przymusić do uznania naszych racji i naszej woli.
Konsekwencją trwania w uporze jest i będzie osamotnienie. W innych okolicznościach i w zdecydowanie gorszym stylu PiS powtarza błędy polityki sanacyjnej. Do tego wszystkiego dochodzi potworna schizofrenia historyczna. Rządzący sami nie wiedzą, do czego się odwoływać, na co się powoływać. Idąca z samej góry nienawiść do PRL, dyskredytowanie tego państwa jako kolonii/okupacji sowieckiej, zderza się z nieubłaganą wymową faktów, takich jak bardzo korzystne dla Polski umowy odszkodowawcze z lat 1954-1970 zawarte z 14 państwami zachodnimi, które formalnie (choć niekoniecznie faktycznie – przykład Szwajcarii, która ugięła się przed żądaniami żydowskimi, jest niebezpiecznym memento) chronią nas przed roszczeniami (i pokazują jak dalece polityka zagraniczna i dyplomacja PRL przewyższały to, z czym mamy do czynienia dzisiaj). PiS musi się wreszcie na coś zdecydować. Jedno jest pewne – polityka negowania legalności PRL jest skrajnie niebezpieczna dla obecnego państwa.
Czy w ogóle może się coś zmienić?
Widzę to bardzo pesymistycznie. Dopóki rusofobia będzie kształtować światopogląd i horyzont myślowy PiS, nic się nie zmieni. Będziemy mieć działania pozorowane z wciąż obecnym aksjomatem antyrosyjskim. Nie wystarczy zdymisjonować Macierewicza. Trzeba zamknąć z twarzą sprawę smoleńską, a nie utrzymywać za pieniądze podatników szaleńców stwierdzających montaż bomb w Tu-154 przez Rosję. Trzeba powstrzymać antyrosyjski i antypeerelowski amok IPN, który od dawna narusza żywotne interesy naszego kraju. Trzeba wreszcie w polityce zagranicznej, nie porzucając układów NATO/UE (w obecnym stanie państwa i świadomości obywateli, nie można mówić o występowaniu z tych organizacji), w sposób zasadniczy zmienić nastawienie do całokształtu stosunków międzynarodowych z konfrontacyjnego na ukierunkowany na budowanie nowego systemu bezpieczeństwa z Rosją jako jego elementem, a nie podmiotem z góry ustawionym w pozycji wroga. Nowa polityka powinna być polityką wielobiegunową. W tym oczywiście zawiera się postulat unormalnienia stosunków z Rosją, które należy odmrozić i zintensyfikować na wielu płaszczyznach, bez ideologiczno-historycznej otoczki.
Wewnątrz UE nie należy niepotrzebnie jątrzyć, lecz budować racjonalnymi argumentami poparcie dla swego stanowiska w sprawach kontrowersyjnych (głębokość integracji, uchodźcy itd.). Taka polityka nie oznacza także zerwania z USA, lecz sojusz nasz musi być oparty na realnym fundamencie, a nie na sentymentach („jak ten Trump pięknie powiedział” – i łza się w oku kręci) i bez zgody na bycie wysuniętym przyczółkiem USA w walce z Rosją. Trzeba rozwijać stosunki z Chinami bez podtekstu antyrosyjskiego, a także wejść na zapomniane dawno ścieżki współpracy z Indiami, ze światem arabskim, czy pomyśleć o innych kierunkach, jak np. Ameryka Południowa. Wedle naszych potrzeb i możliwości.
Nauki dla Polski
W jakimś sensie pozytywem obecnej sytuacji jest uświadomienie przynajmniej niektórym Polakom, co się dzieje, kiedy państwo takie jak Polska, bez glejtu, wchodzi na teren zarezerwowany dla żydowskiego ekskluzywizmu. Bardzo szybko okazało się, że tylko Holokaust i tylko Żydzi mogą czegoś zakazywać/nakazywać w nauce historii, i wyciągać z tego konsekwencje. Izrael i USA czynią to oczywiście także wybiórczo – z jednej strony wielka surowość wobec Polski, z drugiej, milczenie w sprawie Ukrainy i bezpośredniego udziału ukraińskich formacji nacjonalistycznych w wymordowaniu kilkudziesięciu a może kilkuset tysięcy Żydów, czy dzisiejszej gloryfikacji ukraińskich naśladowców Hitlera.
To samo zjawisko obserwujemy u polskiej „elity” intelektualnej, która oburza się na polski faszyzm a w sposób skandaliczny milczy, nie widzi i lekceważy renesans idei szowinistycznych na Ukrainie i publiczne gloryfikowanie zbrodniarzy wzorujących się na niemieckim nazizmie. Uwzględniając zgony w tzw. międzyczasie, w Polsce wciąż te same osoby protestują przeciwko Akcji Wisła (1997), przeciwko pomnikowi ofiar OUN/UPA w Warszawie (2010) i przeciwko polskiemu faszyzmowi oraz występują po stronie USA, Izraela i Ukrainy dzisiaj.
Z kolei rusofobi (Macierewicz, Ziemkiewicz, Sakiewicz) widzą w amerykańsko-izraelskim ataku na Polskę rękę… rosyjską oczywiście. Pos. Jakubiak natomiast nie wini Rosji, ale w swej wypowiedzi na siłę wyolbrzymia skalę strat polskich ze strony ZSRR (500 tys. zamordowanych i 2 miliony Polaków wywiezionych na Syberię w ciągu pierwszego roku okupacji sowieckiej 1939-40, podczas gdy wywózki objęły najpewniej ok. 390 tys. obywateli polskich), co jest starą metodą tworzenia rzekomo równorzędnej przeciwwagi dla zbrodni niemieckich.
Takie wypowiedzi nie wnoszą niczego pozytywnego do dyskusji o prawdzie historycznej. „Gaz. Pol.” oskarża ultraprawicę (?) o odrzucanie jakichkolwiek roszczeń żydowskich. Czyli, zapewne, z częścią roszczeń żydowskich „Gaz. Pol.” się zgadza. Tak sobie w związku z tym myślę, że oprócz nienawiści fanatyków tworzących komitet rozbiórki Pałacu Kultury, za tym pomysłem stać może zupełnie inna idea niż zemsta na sowieckich cegłach – a może tak naprawdę wykoncypowano sobie, że po zburzeniu PKiN cały kwartał odda się Żydom?
Nie zamierzam demonizować sprawy polskich neonazistów, ale też dla dobra ruchu narodowego nie zgadzam się z poglądem, że należy to przemilczać lub zrzucać odpowiedzialność na wrogów zewnętrznych. Neonazistowski patologiczny margines fetyszystów łysej głowy i salutu rzymskiego, który psuje opinię ruchowi narodowemu i służy jego wrogom, niestety istnieje.
Tylko jednoznacznie negatywna postawa wobec niego i właściwa formacja młodych może nas uwolnić od tej patologii. Roman Giertych, który teraz ostro zaatakował pos. Winnickiego (który potrafi występować z interpelacjami w obronie zabójcy Walusia oraz Dumy i Nowoczesności, a nie potrafi/nie chce w obronie Mateusza Piskorskiego), w latach swojej władzy w LPR także nie poradził sobie z tym marginesem.