Demokracja liberalna jest systemem, w którym takie wartości jak: uczciwość, odpowiedzialność, dotrzymywanie obietnic wyborczych, czy też wierność deklarowanym zasadom i poglądom nie są szczególnie cenione. Można co prawda powiedzieć, że taka jest polityka w ogóle – lecz byłoby to chyba zbyt cynicznym i makiawelicznym ujęciem zagadnienia. Ogólnie rzecz biorąc, polityka może być bowiem traktowana zarówno jako roztropna troska o dobro wspólne, jak i narzędzie do realizacji jednostkowych, czy też grupowych interesów. Natomiast w systemie demoliberalnym konkurujące ze sobą partie polityczne, niejako z samego założenia, przedstawiają postulaty nie dające się w praktyce zrealizować – po to wyłącznie, aby zdobyć poparcie społeczne oraz głosy wyborców. Ta licytacja i festiwal obietnic są niejako wpisane w istotę systemu i powtarzane w każdych kolejnych wyborach, co z zasady promuje nieodpowiedzialnych i cynicznych demagogów, niebiorących odpowiedzialności za swoje słowo. Ponadto, jakże częsta jest zmiana barw politycznych, tylko po to by utrzymać się w politycznym obiegu.
Pomimo tego, w naszym kręgu cywilizacyjnym wierność głoszonym poglądom i stałość politycznych przekonań jest wartością samą w sobie i świadczy o formacie danej jednostki. Wprawdzie funkcjonuje obiegowa opinia, że „tylko krowa nie zmienia poglądów”, lecz nie należy jej odnosić do kwestii fundamentalnych, takich jak: światopogląd, przekonania ideowe, czy wyznawane wartości. W tych sprawach każdy z nas wraz z osiągnięciem pewnego wieku winien mieć w miarę stabilne i jednolite stanowisko (pomijam osoby trwale upośledzone, ociężałe umysłowo, czy też prymitywne mentalnie i charakterologicznie). Stałość poglądów oznacza, że dana jednostka wykazuje się dojrzałością, emocjonalną, stabilnością psychiczną i jest po prostu godna zaufania. Nie dotyczy to rzecz jasna spraw o niewielkim znaczeniu, w przypadku których zmiana poglądów i zapatrywań nie jest niczym nagannym – wszak człowiek uczy się przez całe życie…
Na tle powyższych rozważań warto poczynić jeszcze jedno zastrzeżenie. Cechą młodego wieku jest buntowniczość, bezkompromisowość, czy tez postrzeganie rzeczywistości w kategoriach czarno-białych. To sprzyja postawom radykalnym, czy wręcz rewolucyjnym. Jednak zazwyczaj pod wpływem doświadczeń życiowych, ten radykalizm przemija, a „bunt się ustatecznia”. Zwykle proces ostatecznego ukształtowania się światopoglądu następuje w wieku dwudziestu kilku, najpóźniej trzydziestu lat. Odstępstwa od tej reguły mogą świadczyć o niestabilności emocjonalnej, zaburzeniach osobowości, a w skrajnych przypadkach nawet o chorobie psychicznej. Ludzie z takimi przypadłościami z całą pewnością nie powinni aspirować do stanowisk publicznych, ani też w sposób autorytatywny wypowiadać się o polityce (np. w charakterze komentatorów politycznych).
Na przestrzeni historii mieliśmy rzecz jasna wielokrotnie do czynienia ze spektakularnymi zmianami zapatrywań politycznych. Przykładem tego był chociażby Benito Mussolini, który będąc prominentnym działaczem Włoskiej Partii Socjalistycznej, przeszedł na pozycje nacjonalistyczne, a następnie stworzył całkiem nowy ruch polityczny i ideologiczny nazwany później faszyzmem. Innym ciekawym przypadkiem, tym razem z rodzimego podwórka, był przykład Bolesława Piaseckiego, który z pozycji narodowo-radykalnych ewoluował w stronę chrześcijańskiego socjalizmu. W powyższych przypadkach można jednak mówić o nadzwyczajnych okolicznościach, które wpłynęły na wolty polityczne obu polityków. Jeśli chodzi o Mussoliniego, to ewolucja jego poglądów rozpoczęła się wraz z wybuchem I wojny światowej, kiedy to wszedł w spór z partyjnymi towarzyszami w tak fundamentalnej kwestii jak przystąpienie Włoch do wojny. W przypadku Piaseckiego chodziło nie tylko o ratowanie własnego życia po aresztowaniu w 1944 roku, lecz ratowanie życia jego politycznych przyjaciół, a nade wszystko o wolę przeobrażenia choćby w niewielkim zakresie systemu narzuconego po Polsce po II wojnie światowej. Trudno zresztą rozstrzygnąć, czy Bolesław Piasecki w ogóle poglądy polityczne zmienił, czy też była to wyłącznie mistyfikacja. W obu przypadkach można jednak mówić o przynajmniej deklaratywnej ewolucji poglądów motywowanej względami patriotycznymi, w obliczu nadzwyczajnych okoliczności historycznych.
Zupełnie inny charakter mają wolty polityczne uwarunkowane względami osobistymi. W takich przypadkach w grę mogą wchodzić: ambicje polityczne, względy merkantylne, czy też chęć odwetu i rozprawienia się z konkurentami lub osobistymi wrogami. Taki właśnie charakter miała ewolucja poglądów wielu reprezentantów „frakcji puławskiej” w PZPR i członków ich rodzin. Działacze ci przeszli płynnie z pozycji dogmatycznie stalinowskich na pozycje rewizjonistyczne w momencie gdy po 1956 roku ich polityczne wpływy zostały ograniczone przez Władysława Gomułkę. Proces ten utrwalił się po wydarzeniach marcowych w 1968 roku, kiedy to znaczna część wysoko postawionych puławian utraciła swoje posady, bądź wyjechała z kraju. Wówczas to – oni sami, członkowie ich rodzin, bądź ich poplecznicy polityczni przeszli nagle na pozycje opozycyjne. Proces ten był długotrwały – od środowiska „komandosów, przez KOR, aż do „Solidarności”. Z podobnie płynnym, uwarunkowanym względami osobistymi, przejściem od marksizmu do socjalliberalizmu mieliśmy do czynienia w przypadku licznych działaczy PZPR-u po 1989 roku.
W ostatnim czasie w rolę politycznych kameleonów wcielają się coraz częściej działacze Ruchu Narodowego. I nie chodzi tu nawet o start wyborczy pod szyldem Konfederacji, który umożliwił ugrupowaniu reprezentację w Sejmie. Chodzi tutaj o trwały sojusz ze skrajnymi liberałami gospodarczymi i posługiwanie się ich retoryką, co nieuchronnie prowadzi do podmycia fundamentów ideowych partii. Jakby tego było mało – aktywiści Ruchu Narodowego i środowisk im pokrewnych w coraz większym stopniu utożsamiają się w kwestiach geopolitycznych z partią rządzącą. Dowodzi tego chociażby stanowisko władz RN w sprawie mniejszości polskiej na Białorusi, czy też stałe podkreślanie zagrożenia rosyjskiego. Co było przyczyną takiej ewolucji poglądów? Nagła iluminacja, czy może względy pragmatyczne, związane z chęcią utrzymania mandatów poselskich w następnych wyborach?
Jak wspomniałem na wstępie – praktyka zmiany poglądów wynikająca z pobudek osobistych, jest dosyć częsta w warunkach liberalnej demokracji. Tego rodzaju zachowania uznać należy za jednoznacznie szkodliwe, gdyż skutkują utratą wiarygodności przez polityków i co za tym idzie brakiem zaufania społeczeństwa do klasy politycznej jako takiej. Jeszcze bardziej żenująca jest jakże często spotykana nadgorliwość politycznych neofitów, związana z chęcią jak najszybszego uwiarygodnienia się w oczach swoich nowych mocodawców. W takich sytuacjach nagminnie zapominają oni o swojej politycznej przeszłości i usiłują wymazać fakty z własnych życiorysów. Dotyczy to nie tylko wielkiej polityki, ale również działaczy na szczeblu lokalnym. Nic w tym dziwnego – przykład idzie z góry, a ryba zazwyczaj psuje się od głowy…